1. „Jezus domaga się specjalnego usposobienia jako rzeczy decydującej o jakości moralnej czynu. To specjalne usposobienie, owo więcej, wskazuje na serce jako centrum moralne osobowości. Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi – pisze Paweł do Kolosa – świadomi, że od Pana otrzymacie dziedzictwo wiekuiste jako zapłatę ( Kol 3, 23-24). I konsekwentnie, tylko to, co wychodzi z serca czyni człowieka nieczystym ( Mt 15, 18), tym samym pozbawia czyn moralny charakteru zasługującego, przestaje on być czynem dobrym, a staje się grzechem. […] Troska o czystość serca – praca nad sercem – jest wielkim życiowym zadaniem. Kto wie, czy nie można tak właśnie powiedzieć, że głównym przykazaniem chrześcijanina, jest owa praca nad sercem. To dzięki niej zdobywamy skarb. Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną – mówi Jezus w Kazaniu na Górze. – Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje ( Mt 6, 19-21). Nie wyciągajmy jednak pochopnie zbyt daleko idących wniosków. Mimo tych wypowiedzi, tak mocno akcentujących usposobienie wewnętrzne, intencje, motywacje, Jezus nie lekceważy ani nie umniejsza ważności czynu jako owocu tego usposobienia. Właśnie dokonany, wyrażony przez zewnętrzne działanie czyn świadczy, jaki był wewnętrzny fundament. Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc – mówi Jezus. – Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo”[1]. ( Bp Wacław Świerzawski).
2. Słowo Boże zachęca nas do autentycznej religijności rodzącej się z zachowywania Prawa Bożego w czynie – praktyce życia. Ukazuje nam również prawdziwe źródło grzechu i utrapień grzesznika oraz jego otoczenia. Grzech sprowadza się do wejścia i trwania w rzeczywistość przeciwną Bożemu Prawu i niechęci do uznania prawdziwej natury tej rzeczywistości jako właśnie grzesznej. To trwanie w grzechu łączy się z próbami przekonywania siebie i innych o rzekomej naturalności, wartości i dobroczynności takiej sytuacji. Samooszukiwanie się nie przynosi oczywiście prawdziwego pokoju duszy, stąd odreagowania niepokoju duszy przybierają zazwyczaj formy obrzucania błotem własnego grzechu osób i rzeczywistości zewnętrznych. Człowiek czuje się bowiem u siebie tylko wtedy, gdy jego dusza jest czysta. Jej grzeszne zbrukanie przynosi w efekcie duchowy dyskomfort przebywania na obczyźnie, ostrego odczucia nienaturalności tego stanu i próby autodestrukcji właśnie tą grzeszną kondycją spowodowane – zatracenia się w nałogach, oddawania boskiej czci idolom – bałwanom, deifikacja przygodności, lub zachowaniami wprost samobójczymi. Przeciwieństwem obłudy, jaką Pan Jezus zarzucał faryzeuszom, jest życie w prawdzie, uczciwości, integralności. Bóg wzywa każdego z nas do integralności i jednoznaczności, do życia bez półcienia. Integralność postawy życiowej, czyli zgodność postępowania z wyznawaną prawdą, jest prawdopodobnie najpotężniejszym świadectwem chrześcijańskim. Arturo Mari, fotograf św. Jana Pawła II, kilka dni po wyborze papieża z Polski dogłębnie rozpoznał na czym polega siła Jego Osoby i apostolatu mówiąc: ten papież żyje tak, jak naucza. I odwrotnie, brak integralności w życiu człowieka, podwójne życie – słowa swoją drogą, a postępowanie swoją – stanowi jedno z najbardziej destrukcyjnych zgorszeń oraz prawie niemożliwą do przezwyciężenia przeszkodę w autentycznym i skutecznym głoszeniu Ewangelii. Cokolwiek czynicie, czyńcie jak dla Pana, nie dla ludzi… ( Kol 3, 23). Gdyby każdy chrześcijanin prawdziwie i szczerze przyjął tę natchnioną myśl, to czy istniałaby jeszcze wtedy potrzeba tworzenia sztucznych motywatorów, czy istniałaby jeszcze wtedy potrzeba przypominania o konieczności gorliwego wychowywania dzieci, pieczołowitej troski o współmałżonka, sumiennego wypełniania obowiązków stanu, doskonałego przygotowywania katechezy, kazania…? Głód Słowa Bożego – wierzący, którzy zrezygnowali z uczestnictwa w liturgii parafii swego zamieszkania i zaczęli uczestniczyć w liturgii sprawowanej w innej parafii pytani o powód swojej decyzji odpowiedzieli: w naszej świątyni nie czuliśmy się po prostu wystarczająco karmieni… ( Słowem Bożym). Profesor Kazimierz Górski, wieloletni dyrygent Chóru Akademickiego KUL, często opowiadał studentom pewne wydarzenie ze swego życia. Otóż, po jednym z koncertów chóru podszedł do niego wybitny filozof, wykładowca akademicki i autor wielu publikacji, mówiąc tak: szczerze zazdroszczę Panu Profesorowi. Przez całą godzinę słuchało Pana Profesora prawdopodobnie więcej osób, niż w ciągu całego mojego życia będzie czytało moje książki; w koncercie uczestniczyło około 300 osób. Każdej niedzieli w naszych świątyniach uczestniczy we Mszy Świętej zazwyczaj znacznie więcej osób niż we wspomnianym koncercie; jakże wielka odpowiedzialność powinna towarzyszyć tym, których misją, zleconą przez samego Chrystusa, jest głoszenie Ewangelii. Konsekwentnie, jak bardzo starannie powinien wyglądać proces przygotowania i głoszenia kazania, homilii. Bp Świerzawski często powtarzał prawdę, że bez względu na to czy kościół jest wypełniony po brzegi wiernymi, czy też znajdują się w nim dwie albo trzy osoby, to kaznodzieja powinien przygotowywać się do kazania i głosić je w taki sposób, jak gdyby miał przemawiać do korpusu dyplomatycznego.
3. 8 września 2018 roku, w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Ziemi Sandomierskiej w Sulisławicach, zostanie zakończony Jubileusz 200 – lecia istnienia diecezji sandomierskiej. Liczne inicjatywy jubileuszu, ich owoce, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość diecezji sandomierskiej zostaną ofiarowane Miłosiernemu Bogu przez ręce Bożej Rodzicielki – Maryi sulisławskiej. Na tle złotem wyobrażony Chrystus Pan obnażony do bioder, wychodzący jakby z grobu, z podniesionemi do wysokości ramion przebitemi dłońmi. Na głowie cierniowa korona, z ran głowy, rąk i boku sączy się krew. Zbawiciel patrząc ku lewej stronie, pochylił na prawo swą głowę, zasłuchany w to co doń mówi stojąca po Jego prawicy Matka. Najświętsza Panna dotyka swą ręką boku Zbawcy świata. Opis powyższy przedstawia wizerunek Matki Bożej Bolesnej i Jej Syna w sulisławskim obrazie. Tutaj, w Sulisławicach, przy łaskami słynącym obrazie Maryi, mieszkańcy tej ziemi, przeżywali w przeszłości i przeżywają dziś, swoje strapienia, smutki, klęski, nadzieje, radości, swoje łzy i śmiech; tutaj błogosławią cud istnienia w jego przeróżnym i tak obfitym kształcie i również tutaj doświadczają twardego, ludzkiego losu – cierpią… Dla wielu spośród nich droga bólu otwiera się na nadzieję Sensu, przynoszoną przez Cierpiącego Sługę Pańskiego i Jego Bolesną Matkę. O tym szczególnym powiązaniu ludzkiego cierpienia i miłości Zbawiciela, świadczą przydrożne krzyże, kapliczki, nagrobne epitafia i teksty religijnych śpiewów; tę więź manifestuje trwanie ludzi tej ziemi przy Krzyżu Chrystusa i ich uczestnictwo w Jego Eucharystycznej Ofierze. Liczne cuda, szczególna pobożność ludowa, głębia treści ukryta w niewielkiej formie dzieła sprawiły, że Sulisławice należą dziś do głównych ośrodków kultu maryjnego w Małopolsce oraz są najważniejszym sanktuarium diecezji sandomierskiej, nazywanym często Kaną ziemi sandomierskiej. Głęboka wiara ludzi, którzy przychodzą do tego miejsca, pieśni, jakie śpiewają, uroczystości i ofiary, które składają Pani Ziemi Sandomierskiej, powinno wszystko to mobilizować do wysokiej jakości duszpasterstwa prowadzonego w tym sanktuarium. Na przykładzie Sulisławic bowiem widać głębię wiary ludu i ducha tego regionu polskiej ziemi. Ku Niej – Matce Bolesnej w sulisławskim Wizerunku – biegną myśli, serca i sumienia ludzi tej ziemi, znajdując w Jej Osobie pewny fundament wysłuchania, zrozumienia i orędownictwa we wszystkich ludzkich sprawach. Wśród licznych tytułów, jakimi okoliczny lud czci i przyzywa Matkę Bolesną w sulisławskim obrazie, znajdujemy następujące: Matka Boska Sulisławska, Święta Panienka – Matka Sulisławska, Sulisławska Matka i Królowa, Sulisławska Pani, Sandomierska Pani, Matka Jędrusiów, Bolesna Matka Pana, Bolesna Matka Chrystusa, Przebolesna nasza Pani, Pociecha strapionych, Ucieczka opuszczonych, Tarcza, która chroni od wszelkich grzechów, Pani Ziemi Sandomierskiej, Matka Miłosierdzia, i inne. Do powyższych tytułów Matki Bożej Sulisławskiej, można śmiało, bez obawy o chociażby cień przesady, dodać tytuł Matka duchowieństwa ziemi sandomierskiej. Inwokacja ta jest wystarczająco uzasadniona, wziąwszy pod uwagę liczbę księży nawiedzających Matkę Bożą w Sulisławicach ( zarówno razem z powierzonymi sobie wspólnotami, jak i indywidualnie), a szczególnie fenomen przekonania, które podziela wielu spośród sandomierskiego duchowieństwa, o wyjątkowym miejscu jakie zajmuje w sercach księży Pani tej ziemi. Dzieje obrazu sulisławskiego są – jak się wydaje – powszechnie znane; przywieziony przez córkę popa Dorotę Ogrufinę ( lub Ogruchwinę; w zeznaniach świadków z XVII wieku jest to Moskalka Dorota[2]), brankę dziedzica Ruszczy, Wespezjana Rusieckiego z wojny przeciwko Moskwie, późniejszą żonę Macieja Pracla, kościelnego sulisławskiego, został ofiarowany przez małżonków do starego kościoła w Sulisławicach. Od połowy XVII wieku ( 1650 r.) ludzie doznawali różnych łask za przyczyną Matki Bożej Bolesnej w obrazie sulisławskim, a od potopu szwedzkiego ( 1655) zaczął on słynąć cudami. Dnia 2 kwietnia 1659 roku, po uprzednim zbadaniu świadectw o doświadczonych cudownych interwencjach, dokonanych za przyczyną Matki Bożej, biskup krakowski Andrzej Trzebicki specjalnym dekretem ogłosił obraz sulisławski za cudowny. Do niedawna sądzono, ze względu na małe rozmiary obrazu, iż był on przeznaczony dla rycerza udającego się na wyprawy wojenne. Znany był w przeszłości zwyczaj zabierania przez rycerzy świętych obrazów na bitewne szlaki. Dopiero ostatnie lata i najnowsze badania obrazu przyniosły zmianę w poglądach na pierwotną funkcję obrazu sulisławskiego – było to wieczko bursy. Obraz Matki Bożej Sulisławskiej powstał najprawdopodobniej w ostatniej ćwierci XV wieku na terenie Małopolski w kręgu tzw. szkoły franciszkańsko – sądeckiej. Wymiary obrazu wynoszą 21,8 – 22 cm, obraz został obustronnie obłożony masą kredową i – powtórzmy – jak stwierdzili w ostatnich latach konserwatorzy – badacze obrazu, stanowił on wieczko bursy, czyli skrzyneczki, w której kapelan przynosił Najświętszy Sakrament konającym na pobojowisku. Na drugiej stronie obrazu, czyli rewersie, namalowana jest twarz Jezusa Chrystusa na tzw. „chuście świętej Weroniki”, ale o przeciwnym ułożeniu w stosunku do treści awersu. Na ramkach są ślady po zawiasach […]. Na zamkniętej skrzyneczce widać było Matkę Bożą i Jej Syna w trudzie Zbawienia. Przy otwarciu skrzyneczki ukazywała się twarz Pana Jezusa z chustą świętej Weroniki. W ten sposób twórca obrazu chciał ukazać Maryję, która w chwili śmierci walczącym i konającym ukazywała prawdziwe Oblicze ( vera icon) swego Syna. Sposób ujęcia artystycznego, przedstawienia postaci na obrazie jest właściwy tylko dla naszego kraju, Polski; poza jej granicami nie występuje; stąd należy wysunąć wniosek, że autorem obrazu jest franciszkański malarz narodowości polskiej lub przebywający w Polsce. Podstawę biblijną sposobu przedstawienia Chrystusa na sulisławskim wizerunku stanowią słowa z Księgi Proroka Izajasza ( 63, 1-6) tworzące tzw. poemat o pomście Bożej. Ukazują one Chrystusa – Winne Grono, ponoszącego ogrom Męki dla zbawienia człowieka. Prezentacja w tłoczni winogron ugniatającego Chrystusa miała uświadomić, iż tłoczący jest jednocześnie tłoczonym, czyli zgodnie z teologią Chrystus jest zarówno Kapłanem jak i Żertwą Ofiarną. „Kimże jest ten, który przybywa w czerwieni, w szatach bardziej szkarłatnych niż winobraniec, tak majestatyczny w swym stroju? Dlaczego czerwone jest twoje odzienie i szaty twe – jak tłoczącego w prasie? W prasie tłoczyłem sam jeden i spośród narodów nie było przy mnie żadnego” ( Iz 63, 1 – 6). Sulisławski obraz wykazuje trojakiego rodzaju wymowę teologiczną: Vir Dolorum – Mąż Boleści; Chrystus dokonujący zbawienia człowieka przez swoją Mękę, Mater Dolorosa – Matka Bolesna; wymiar wnoszący w omawiany obraz idee połączonego wstawiennictwa ( Matki i Syna) oraz compassio Mariae – współcierpienia Maryi, oraz wymiar eucharystyczny; związany z pierwotną funkcją pełnioną przez deskę obrazu tzn. wieczko bursy do przenoszenia Najświętszego Sakramentu. Wierni, do których przyniesiony został Najświętszy Sakrament spoglądając zarówno na awers jak i na rewers otrzymują przed oczy prawdę o miłosiernej miłości Boga wyrażonej w Męce Syna Bożego i najpełniej uobecnianej w każdej ofierze mszalnej. Inicjatywa koronacji obrazu Matki Bożej wyszła od ludu sandomierskiego. Po pozytywnej odpowiedzi Stolicy Apostolskiej na prośbę o koronację obrazu, powołano specjalny komitet organizacyjny uroczystości koronacyjnych pod patronatem biskupa sandomierskiego Mariana Ryxa. W skład komitetu wchodziły znane osoby ziemi sandomierskiej (m.in. ksiądz prałat Antoni Rewera i dziedzic Łoniowa hrabia Jerzy Moszyński), przedstawiciele parafian sulisławskich i miast Sandomierza oraz Radomia. Korony do obrazu Matki Boskiej Sulisławskiej ufundowało duchowieństwo diecezji sandomierskiej. Liczbę czcicieli Pani Ziemi Sandomierskiej obecnych na koronacji w dniu 8 września 1913 roku ocenia się na ćwierć miliona osób. Koronacja ta była pierwszą koronacją obrazu Matki Najświętszej w diecezji sandomierskiej od czasu jej powołania do istnienia w 1818 roku. Opisy cudownych interwencji, dokonanych za przyczyną Matki Bożej, zawierają w sobie olbrzymi czar, spowodowany po części oryginalnością warstwy językowej tych tekstów, lecz przede wszystkim, zakorzeniony w cudowności sulisławskiego sanktuarium i Obrazu Bolesnej Matki – Pani Ziemi Sandomierskiej. Wypada również przypomnieć w powyższym kontekście słowa Ojca Świętego na temat relacji zachodzącej pomiędzy cudownymi wydarzeniami a dojrzałością wiary. Wiara uprzedza cud, co więcej – jest warunkiem jego spełnienia, z kolei wiara stanowi następstwo cudu, niejako rodzi się z niego w duszy tych, którzy cudu doznali albo też byli jego świadkami. Najliczniejsze z zachowanych świadectw historycznych dotyczą uzdrowień, dokonanych za pośrednictwem Matki Bożej Sulisławskiej, z różnych chorób i dolegliwości, jak: obłąkanie, utrata wzroku lub mowy, paraliż, choroby serca i nóg, wielorakie formy kalectwa fizycznego. Inną grupę cudownych wydarzeń stanowią interwencje Matki Bożej, ratujące ludzi z katastrofalnych sytuacji. W tym kontekście należałoby umieścić liczne przykłady uciekania się przez okoliczną ludność do Matki Bożej Sulisławskiej w czasach chorobowych epidemii, ogarniających często całe wioski i okolice[3].
[1] W. Świerzawski. Naucz nas czynić wolę Twoją. Kraków 1990 s. 240.
[2] Dorota zwana była też Moskiewką, tzn. Rosjanką, nie Moskwiczanką. B. Micewski. Dzieje kultu Matki Bożej i Jej obrazu w sulisławskim sanktuarium. Kraków 1988.
[3] Cudowne interwencje dokonane za przyczyną Matki Bożej Sulisławskiej na terenach leżących za Wisłą, są niezwykle interesującym i wymownym znakiem wskazującym na wychodzenie kultu Bolesnej Matki Sulisławskiej poza ściśle związane z Sulisławicami tereny. Już w 1657 roku wierzono, że obraz wywieziony z racji na wojenny czas do Rzemienia i Chorzelowa koło Mielca zdołał te miejscowości ocalić od grabieży podczas najazdu Rakoczego i Kozaków. Kult Matki Bożej Sulisławskiej wykazuje dodatkowo zadziwiające powiązania z historią Polski Południowej – narastał w czasach pomyślności, pewien schyłek przeżywał wraz z upadkiem Reczpospolitej. Wtedy także, w czasie trzeciego rozbioru Polski ( 1795), zaborcy ograbili sulisławskie sanktuarium, i to zarówno Moskale jak i Austriacy.
SANDOMIERSKIEJ ZIEMI PANI
Mel. i harm.: ks. Jerzy Bisztyga
2. Przez rozległe okolice,
Przez miasteczka, pola, wioski,
Do Maryi Sulisławskiej,
Przynosimy życia troski.
3. Przed obrazem Twym cudownym,
Dziś składamy nasze twarze,
O Maryjo dziś przychodzim,
Serca niesiem Tobie w darze.