I Niedziela Adwentu C

1. „Adwent, jako czas oczekiwania na przyjście Pana, wymaga od nas duchowego skupienia, wzmożonej modlitwy, czuwania i walki ze złymi skłonnościami. Przypomina o tym Ewangelia Święta w słowach: Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, opilstwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień ( przyjścia Syna Człowieczego) nie przypadł na was znienacka. Z mocnym przekonaniem wewnętrznym wykonujmy zatem wskazania Ewangelii. Przez udział w Ofierze Mszy Świętej i przez przyjmowanie Komunii świętej wynagradzajmy Panu Bogu za grzechy pijaństwa i za zbrodnie, do których ono prowadzi. Prośmy o łaskę nawrócenia dla tych, których alkoholizm oddala od Pana Boga. Zdobywajmy się na ofiarne postanowienie abstynencji, czyli całkowitego powstrzymania się od picia alkoholu. Kobiety, dziewczęta, od waszej stanowczej postawy wyrzeczenia się napojów alkoholowych w znacznym stopniu zależy zahamowanie klęski pijaństwa. Młodzieży, dzieci, odnawiajcie postanowienia powzięte w dniu Pierwszej Komunii Świętej: nie chcę pić alkoholu, ani palić papierosów. Rodzice, czuwajcie, aby nadużycie alkoholu nie zbezcześciło w waszej rodzinie wigilii i radosnych świąt Bożego Narodzenia. Niepokalana Matko Chrystusa, któraś dziewiczą stopą starła szatana, dopomóż nam do zwycięstwa w podejmowanych walkach o trzeźwość rodzin i naszego Narodu!”. ( Bp Piotr Gołębiowski).

2. Z wdzięcznością przyjmujemy od naszego Ojca w niebie czas kolejnego Adwentu. Końcówkę starego roku liturgicznego i początek nowego łączy atmosfera szczególnej zadumy i refleksji nad naszą gotowością na spotkanie z przychodzącym Panem. Nasza gotowość ( lub jej brak) na spotkanie z Panem przy tzw. końcu czasów, albo, jak niektórzy wolą mówić, przy końcu czasu, nasza gotowość na spotkanie z Panem przychodzącym dzisiaj w sakramentach, w swoim Słowie, w bliźnich, w wydarzeniach, jakie z Jego Opatrzności przeżywamy… wszystkie te wymiary łączą się ze sobą i wzajemnie się warunkują; ten, kto jest gotowy na spotkanie z Panem przychodzącym w liturgii ( w Komunii świętej) ten, kto w swoim postępowaniu jest posłuszny Jego Słowu, ten, kto dostrzega Go w bliźnich, jest jednocześnie tym, który jest gotowy na spotkanie z Nim na progu wieczności. Adwent więc, to nie tylko specyficzny czas roku liturgicznego, ale to przede wszystkim precyzyjnie określony sposób życia[1]. Można przeżyć wszystkie darowane przez Boga Adwenty, można powtarzać każdego dnia najświętsze słowa, jakie liturgia wypracowała dla oddawania czci Bogu, a pomimo tego pozostawać z sercem zamkniętym na pełne i szczere przyjęcie treści i słów Adwentu. Otworzyć się prawdziwie na Boga stale przychodzącego, przyjąć autentycznie Jego przesłanie, uczynić je tym, czym ono jest naprawdę, tzn. jedynym wymiarem rzeczywistości, który pozwala człowiekowi żyć w prawdzie i pokoju, czynić je coraz bardziej własnym przesłaniem, naszym życiem – to wejść w przeżywanie czasu Adwentu, i swojej wiary, w sposób autentyczny[2]. Kościół świadomy faktu skażenia ludzkiej natury przez grzech, przygotowuje dla swoich dzieci szczególnie odpowiedni czas dla rozbudzenia na nowo wiary, nadziei i miłości; ociężałość jest znakiem osłabienia właśnie tych trzech cnót Boskich[3]. Łatwo jest nam wpadać w ospałość – ten proces przychodzi człowiekowi w sposób niemal naturalny. Jeden z psychologów ( ks. M. Dziewiecki) lubi porównywać ludzką kondycję doczesną  do obrazu, który dzięki przemysłowi filmowemu wrył się w wyobraźnię wielu osób, tzn. do tonącego Titanica. Statek ten, na kilka chwil przed zatonięciem, przechylił się w taki sposób, który zmuszał pasażerów pragnących przeżyć do wspinania się w górę, wzwyż. W podobny sposób wygląda nasze życie duchowe; jeżeli zaniechamy trudu wdrapywania się wzwyż, niechybnie spadniemy i utoniemy w odmętach grzechu – ociężałości. Dopóki pielgrzymujemy przez doczesność, dopóty musimy walczyć, wyzwalać się z ociężałości. Chrystus, który przychodzi i jest z nami obecny pragnie dawać nam zawsze to życie prawdziwe, które sprawia, że jesteśmy niesieni Jego energią, Jego miłością, że pragniemy spełniać nasze życiowe powołanie każdego dnia coraz wierniej i lepiej. W doczesności nie ma większego zmęczenia niż zmęczenie spowodowane grzechem, zerwaniem więzi z Bogiem. Tutaj znajduje się źródło, na pierwszy rzut oka trudnych do zrozumienia, zjawisk; pytamy się często – jak to możliwe, że ojciec lub matka wychowujący kilkoro dzieci, zaabsorbowani codzienną pracą, zmuszeni pokonywać powszednie utrudnienia i przeszkody, tryskają mimo wszystko energią, życiem i radością, znajdują czas na regularnie uczestnictwo w liturgii, służą pomocą bliźnim, podczas gdy inni, nie obciążeni tak wieloma trudami dnia powszedniego, pozostają wiecznie niewyspani, niezadowoleni, gnuśni? Z codziennego doświadczenia wiemy również, że gorliwość w służbie Bożej, gorliwość w spełnianiu powołania, wola życia doczesnego i wiecznego nie zawsze pokrywają się z wiekiem biologicznym. Spotykamy osoby zaawansowane wiekiem, które tryskają energią, wolą życia i działania; z drugiej strony widzimy niekiedy młodych starców, ospałych, zgorzkniałych, odpornych na jakiekolwiek próby ożywienia, którzy powtarzają, że w ich wieku ( czasem słyszymy takie zdania wypowiadane przez trzydziesto lub czterdziestolatków), to jedyną rzeczą, o której marzą są wieczne wakacje, odpoczynek, leżenie na plaży… bo już się zmęczyli życiem. Rzeczywiście, nic nie męczy tak ciężko jak grzech i egoizm. Zatwardziały grzesznik jest bowiem w pierwszym rzędzie bezgranicznym egoistą; możesz mu ukazywać, że jego trwanie w grzechu pozostaje z niezgodzie z Bożą wolą, ze Słowem Bożym, z nauką, ze zdrowym rozsądkiem, że jest znakiem braku miłości Boga i bliźniego, że rozbija wspólnotę, gorszy wielu, a on w dalszym ciągu pozostaje zapatrzony jedynie w swoje grzeszne przywiązanie, w swoje prawa, w siebie i w swój grzech. Apelowanie w jego przypadku do honoru, wstydu czy, broń Boże, do kultury osobistej pozostaje bezowocne, bowiem te rzeczywistości dla niego nie istnieją. Jak się okazuje ustawiczne poszukiwanie ułatwiania sobie życia nie przynosi w efekcie wzrostu ludzkiej aktywności. Jeszcze nie tak dawno, mroki kończących się nocy adwentowych były rzęsiście rozświetlane przez wiernych gorliwie podążających z lampionami, z każdego zakątka parafii, na Mszę Świętą roratnią. Czy przesuwanie odprawiania rorat na dogodniejsze godziny – wymagające mniej osobistego wysiłku włożonego w dotarcie na czas do świątyni – przyczyniło się do wzrostu adwentowej frekwencji? Potrzeba więc wytężonej i stałej modlitwy Kościoła o adwentowe przejrzenie – uzdrowienie ze ślepoty i ospałości[4] duszy: Rozwiąż związki zadłużonym, przynieś światło zaślepionym, odmień co złe z naszej strony, nie wypuszczaj nas z obrony. ( Pieśń adwentowa: Gwiazdo morza głębokiego).

3. Ostatni tydzień roku liturgicznego w diecezji sandomierskiej przeżywany jest tradycyjnie jako Tydzień biblijny. Kościół sandomierski zachęca w tym czasie wiernych, by na nowo i coraz głębiej odkrywali znaczenie Słowa Bożego, by czynili je pokarmem swojej codzienności; zachęca do ustawicznego zgłębiania wartości Księgi i książki, która tę Księgę niejednokrotnie przybliża, z niej wyrasta i stanowi dla niej komentarz. Głęboka i dojrzała miłość do słowa pisanego jest jednym z najsilniej zakorzenionych aspektów intelektualno – duchowej tradycji diecezji sandomierskiej; konieczność stałej lektury wartościowych pism często podkreślano w nauczaniu sandomierskiego Kościoła. Wymóg ten uświadamiano nie tylko duchowieństwu, ale również szerokiemu ogółowi wiernych. W celu umożliwienia dostępu do wartościowych pism zakładano biblioteki dekanalne i parafialne. Swoiste centrum inicjatyw tego rodzaju stanowi Biblioteka diecezjalna w sandomierskim Seminarium Duchownym ze swym wspaniałym zbiorem. Na łamach Kroniki Diecezji Sandomierskiej prezentowano na bieżąco wartościowe książki i czasopisma. Współczesna prasa katolicka, nowoczesne środki przekazu z ich cennymi programami stanową w swych niektórych przejawach opracowanie słowa pisanego zawartego pierwotnie w książkach. Konieczność osobistej, stałej lektury w życiu kapłana podkreślały również sandomierskie synody diecezjalne[5]. Liczni autorzy przedstawiali korzyści duchowe płynące z zaprzyjaźnienia się z książkami i dostarczali porad ułatwiających pożyteczną lekturę[6], oraz przytaczali tytuły prac naukowych, literackich oraz czasopism o wyraźnej fizjonomji katolickiej, dostarczających racjonalnych argumentów w obronie wiary świętej[7]. W sposób jednakże zdecydowany podkreślano konieczność priorytetu, w życiu każdego ucznia Chrystusowego, dojrzałej lektury Pisma Świętego[8]; lekturę tę zalecano uzupełniać osobistymi studiami dzieł teologicznych[9]. Głęboki namysł nad naturą lektury właściwej chrześcijaninowi pozwolił na przedstawienie syntetycznych uwag umożliwiających uporządkowane podążanie drogą przyjaźni z książką[10].


[1] „Sprawiedliwe i pobożne życie jest najlepszym przygotowaniem na przyjście Pana. Żyjmy sprawiedliwie i pobożnie, oczekując błogosławionej nadziei i przyjścia naszego Pana ( LG, 3 Ndz, II Nieszp, 3 ant). Dlatego codziennie prosimy Boga: Spraw, abyśmy dzisiaj postępowali w świętości, sprawiedliwie i pobożnie żyjąc na tym świecie ( LG, 1, 3 Niedz, Jut, prośby).Teksty liturgiczne Adwentu podkreślają najbardziej radość mesjańską, radość z obecności Boga, z szerzenia Ewangelii. Nie wspominają o radościach codziennego życia. Nagrodą za cierpienia na ziemi będzie radość w niebie. Adwent jest to radosne i pobożne oczekiwanie na przyjście Pana. Stąd też radość łączy się z pobożnością. Prawdziwa pobożność polega nie tylko na oddaniu chwały Bogu w kulcie i modlitwie, ale na połączeniu jej ze sprawiedliwością, czynami dobroci i miłosierdzia dla naszych bliźnich”. J. Brodziak. Przepowiadanie adwentowe. Sandomierz 2002 s. 100. Wydaje się jednak, że dzisiaj nie dostrzegamy wielu problemów w tym horyzontalnym wymiarze pobożności; większość wiernych jest świadoma tego, że miłość Boga powinna znajdować swe potwierdzenie w miłości bliźniego. Tym, co stanowi poważniejszy problem współcześnie to właśnie świadomość wiernych dotycząca konieczności oddawania chwały Bogu; chwały Bogu stanowiącej jeden z dwóch głównych, obok uświęcenia wiernych, celów liturgii. Chwała Boża wertykalna została odesłana do kąta, a główny nacisk położono na horyzontalną miłość bliźniego. Bez dojrzale spełnianej czci wobec Boga, bez oddawania prawdziwie właśnie chwały Bogu, niemożliwa jest autentyczna miłość bliźniego.

[2] „Nawrócenie świata antycznego na chrześcijaństwo nie było rezultatem zaplanowanej aktywności Kościoła, lecz owocem sprawdzenia się wiary, jakie było widoczne w życiu chrześcijan i wspólnoty Kościoła. Rzeczywiste zaproszenie od doświadczenia do doświadczenia nie było niczym innym – mówiąc po ludzku – jak misyjną siłą Kościoła pierwotnego. Wspólnota życia Kościoła zaprosiła do uczestnictwa w tym życiu, gdzie rozkwitała prawda, z której takie życie pochodziło. Apostazja czasów nowożytnych opiera się, przeciwnie, na braku weryfikacji wiary w życiu chrześcijan. W tym widać wielką odpowiedzialność chrześcijan w dzisiejszych czasach. Jako wiedzący o Bogu powinni oni być punktami odniesienia wiary, dowodzić w swoim życiu wiary jako prawdy i stawać się w ten sposób drogowskazem dla innych”. J. Ratzinger. Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Lublin 2017 s. 378.

[3] „Ta metafizyczna ociężałość ( acedia) może współistnieć z dużą aktywnością i ruchliwością. Jej istotą jest ucieczka przed Bogiem, pragnienie, aby pozostać jedynie z samym sobą i swoją skończonością, nie mieć poczucia zakłócenia przez bliskość Boga. W historii Izraela, jaką nam przedstawiają święte księgi, natrafiamy bardzo często na takie próby; Izrael uważa swoje bycie wybranym za zbyt męczące – ta ciągła konieczność kroczenia z Bogiem. Byłoby lepiej powrócić do Egiptu, do normalności, i być jak wszyscy inni. Ten protest ludzkiej ociężałości przeciwko wielkości wybrania jest obrazem buntu przeciwko Bogu, który w historii wciąż na nowo powraca, a naszą epokę kształtuje w sposób szczególny. Człowiek buntuje się poprzez tę próbę odrzucenia wybrania, a nie przeciwko czemukolwiek. Jeśli dla niego bycie kochanym przez Boga jest zbyt męczące, staje się niepożądanym zakłóceniem, to wtedy sprzeciwia się swojej własnej istocie. Nie chce być tym, czym jako to stworzenie jest”. Tamże s. 403-404.

[4] „W każdej szkole jest grupa uczniów, o których mówi się, iż są bierni. Mają wszystko, czego im potrzeba, z wyjątkiem inicjatywy – wewnętrznej siły, która by popychała ich do używania swych talentów. W Stanach Zjednoczonych w wielu szkołach istnieje klasa lub kurs reedukacyjny dla uczniów biernych. Na takim kursie niemal zawsze kładzie się nacisk na jedną rzecz: zrób coś z własnej woli!” J. Powell. Twoje szczęście jest w tobie. Kraków 1995 s. 96-97.

[5] F. Zbroja. O lekturze dla kapłanów w ogóle, a w szczególności o studjach Pisma Św. i nauk teologicznych. KDS 25 ( 1932) s. 89.

[6] „Stosunek księdza do książki – rzecz jasna – powinien być przyjacielski. Jeżeli kto, to właśnie ksiądz może znaleźć w książce nie tylko swego profesora, ale i najlepszego przyjaciela. Czy na wikarjacie, czy na probostwie, kiedy czuje się osamotnionym, czasem zdenerwowanym, przygnębionym, bez pogodnej może myśli – właśnie książka wśród tych chmurnych chwil życia przychodzi mu z pomocą, perswazją, ukojeniem. Odrywa go od tej szarzyzny, od tej przyziemnej doczesności i przenosi myśl jego jakby w inny świat i w inną milszą, piękniejszą krainę. Książka pozwala mu obcować z wielki duchami, nawet z przed tysiąca lat. Towarzystwo tych wielkich duchów podnosi go i każe mu ręką machnąć na małostki i głupstwa tego żywota. Oczywiście, że tego rodzaju błogie skutki sprowadza dobra książka. Tych dobrych książek jest tak wiele, że nie starczyłoby życia na ich przeczytanie. Dlatego wskazaną jest rzeczą czynić staranny ich wybór. Zarówno jednostronność, jak i różnorodność bezplanowa wydaje mi się szkodliwą. Pierwsza nie pozwala na wyrobienie zdrowego sądu w wielu sprawach nader ważnych dla naszego środowiska. Druga – rozprasza energię myślową i powoduje płytkie sądy”. Tamże s. 90.

[7] Tamże s. 91-95.

[8] „Żal na zawsze pozostaje w duszy kapłana, któremu nie dano zakosztować należycie w tej mądrości, którego nie rozmiłowano w tym przedmiocie w czasie jego pobytu w seminarjum. Szczęśliwy kto przeczytał całość Pisma Świętego będąc jeszcze w seminarjum i nauczył się rozumieć te księgi; – kto nabytą wiedzę pogłębia nadal w życiu…”. Tamże s. 93.

[9] „Z Pismem Świętym ściśle związana jest dogmatyka tak potrzebna nam kapłanom, a zwłaszcza jej apologetyczna dziedzina. Apologetą trzeba być w szkole, w kościele, na ferjach, na zebraniach, w pociągu”. Tamże s. 93.

[10] „1. Pismo Święte jest naszą księgą życia i czytać ją należy codziennie. 2. Z pośród książek wybierać najlepsze i czytać dużo i z planem. 3. Nie zapełniać bibljotek miernotą. 3. Zakładać dekanalne biblioteki. 5. Specjalizować się przez całe życie w umiłowanym przedmiocie, nie zaniedbując obowiązków kapłańskich”. Tamże s. 95-96.

2. Błąkał się człowiek wśród okropnej nocy,
Bolał i nikt go nie wspomógł w niemocy,
Póki nie przyszła wiekami żądana
Z judzkiej krainy Dziewica wybrana

3. Ona pokorą i oczy skromnymi
Boga samego ściągnęła ku ziemi;
Że, którego świat nie objął wielkości,
Tego Dziewicze zamknęły wnętrzności

4. Nie naszą jaką zasługą ściągniony;
miłość Go sama wiodła w ziemskie strony;
wziął ciało ludzkie, w nim ból, niedostatki,
zbratał się z nami, był Synem u Matki.

5. Dajmy Mu za to dzięki, ludu wierny,
że nas kochając, był nam miłosierny,
i wznosząc ręce ku niebu jasnemu,
śpiewajmy chwałę Bogu Najwyższemu.