1. „Nie ma bardziej radosnej chwili w życiu katolickiego Kościoła nad tę, gdy każdego roku, zwykle na początku letniej pory, przez ręce biskupów bywa udzielany Sakrament Kapłaństwa młodym alumnom, kończącym swe teologiczne studia. Radość ta płynie ze szczególnego znaczenia kapłaństwa w Kościele. Kim bowiem jest kapłan? Zadajemy sobie często to pytanie; nasuwa się ono nieodparcie i naszym wiernym, odpowiedź na nie starają się sformułować nawet ludzie religijnie obojętni, dla nich bowiem jest jednak nasze kapłaństwo zagadką, wymagającą wyjaśnienia. Najlepszą i jedynie niezawodną odpowiedź znajdujemy w natchnionych przez Ducha Świętego księgach Pisma Świętego. Albowiem każdy arcykapłan z ludzi wzięty, dla ludzi bywa postawiony w tym, co do Boga należy; aby składał dary i ofiary za grzechy ( Żyd. 5.1). Takie wyjaśnienie zadań i roli kapłana w Nowym Testamencie daje św. Paweł, wielki Apostoł Narodów. Istnieje piękny porządek i ład we wszechświecie, istnieją prawa, które rządzą światem materialnym, dające się w wielu wypadkach poznać i określić. Jest jednak także i przedziwny ład wewnętrzny, oraz porządek moralny, rządzący czynami i postępowaniem ludzi, normujący wzajemne stosunki ludzkie i współżycie ludzi. Człowiek nie może naruszyć praw porządku moralnego, są one bowiem ustanowione przez Boga, tak jak i prawa rządzące materią, od Boga pochodzą. Bóg, jako twórca rozumnej natury ludzkiej, wypisał to prawo moralne w umyśle i sercu człowieka, wszczepił je w jego duszy, dał też ludzkości Dekalog, czyli dziesięć przykazań swoich. Kapłan ma to prawo Boże tłumaczyć ludziom, uczyć jego przestrzegania, ma swoim osobistym przykładem pobudzać wiernych, by wolę Bożą i w czynach i w myślach, oraz w pragnieniach swoich zachowywali. Jest ich nauczycielem i pasterzem dusz, do niego więc należy troska, aby ład moralny i prawa poszczególnych jednostek z pobudek nadprzyrodzonych były przez wiernych zachowywane. Dla ludzi postanowiony, przez całe swe życie ma służyć ludziom, sprawując to przedziwne poselstwo od ludzi do Boga i od Boga do ludzi. Przedstawia Bogu w swych modlitwach i we Mszy świętej sprawy ludzkie, zanosi błagania człowieka i utrzymuje jego łączność z Bogiem. Do niego należy czuwać, by ta łączność człowieka z Bogiem nie zerwała się i by zgoda pomiędzy ludźmi i Bogiem nie została naruszona”[1]. ( Bp Franciszek Jop).
2. Dzisiaj przeżywamy niedzielę zwaną niedzielą Dobrego Pasterza. Obraz pasterza i owiec jest jednym z najstarszych obrazów biblijnych[2]. Jest on oparty na wzajemnej, bliskiej relacji pomiędzy pasterzem i owcami; o owcach, czyli wiernych, którzy pozostają w bliskiej, serdecznej, życiowej więzi z Jezusem, On sam mówi, że nigdy nie zaginą: Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki ( J 10, 28). Nasz Pasterz – Jezus Chrystus jest Prawdą i Życiem i tylko On może nas zaprowadzić w sposób pewny do Źródła Prawdy i Życia, do Boga samego. Stąd tak ważną sprawą pozostaje dla nas rozpoznanie i podążanie za głosem Jezusa, naszego Dobrego Pasterza, we wszystkich wydarzeniach dnia codziennego. Niedziela ta prowadzi nas równocześnie do pogłębionej refleksji nad tajemnicą powołania i do dojrzałej modlitwy o powołania kapłańskie; to przecież nie tylko świecki człowiek – ojciec, matka, nauczyciel, przełożony w pracy – powinien naśladować wzór Chrystusa Dobrego Pasterza, ale ideał ten został w sposób wyjątkowy skierowany do kapłanów, ojców, braci i sióstr zakonnych. Właśnie dzisiaj, wszystkim nam potrzeba szczególnie życzliwej myśli o kapłanach, życzliwego odniesienia do kapłanów i częstej modlitwy za kapłanów. Każdy zaś kapłan powinien dokonywać ciągłego rachunku sumienia nad sposobem, w jaki wypełnia w swoim życiu Chrystusowe kapłaństwo; powinien być świadom konieczności podejmowania ciągłego procesu nawracania samego siebie, harmonizowania siebie, dążenia do jedynie akceptowalnego wzoru pasterza, tj. Jezusa Chrystusa – Dobrego Pasterza[3]. Interesującą praktykę stanowi analizowanie przypisów i punktów odniesienia zawartych w niektórych książkach… oczywiście, jeżeli w ogóle te książki opatruje się przypisami, bo współcześnie nie wszyscy zadają sobie trud wskazywania źródła wypowiadanych twierdzeń. Jak zauważono w odniesieniu do książek na temat kapłaństwa wydawanych na Zachodzie, niektóre z nich przytaczają w swych przypisach liczne opinie i teorie znanych psychologów i psychiatrów: Z. Freuda, C. Junga i in. W porównaniu z ich twierdzeniami, nauczanie o kapłaństwie autorstwa św. Jana Pawła II, św. Augustyna, czy św. Tomasza z Akwinu wcale nie występuje, albo występuje w śladowej ilości. Jak również zauważono, obfity wysyp tego rodzaju literatury o kapłaństwie, literatury mocno psychologizującej, zbiega się, pod względem miejsca występowania, z drastycznym spadkiem liczby seminarzystów i kapłanów. Takie podejście zrezygnowało bowiem z oparcia się głównie na wierze i w jej miejsce postawiło aktualnie modną teorię. A to przecież wiara jest skałą, teorie zaś są dokładnie tym, czym są, tzn. jedynie teoriami, które w nauce mogą, a nawet powinny zostać z czasem zastąpione swymi nowszymi wersjami. Wiara – skała, teoria – śnieg. W sandomierskim Seminarium Duchownym znajduje się obraz przedstawiający scenę powołania Szymona i Andrzeja przez Pana Jezusa. Obydwaj bracia porzucają pośpiesznie swoją łódź i zaczynają podążać za Jezusem, zaczynają Go naśladować. Na dole obrazu umieszczono łacińskie słowa: Venite post me – Pójdźcie za Mną. Jezusowa ręka wskazuje na wejście do seminaryjnej kaplicy. Znaczenie tego przedstawienia jest czytelne: tylko wtedy naśladujemy prawdziwie Chrystusa, gdy poszukujemy wytrwale Jego i Jego woli w naszej codziennej modlitwie, w refleksji czynionej nad Słowem Bożym, w adoracji Najświętszego Sakramentu i w przyjmowaniu świętych sakramentów. Być powołanym w codziennym życiu, znaczy odpowiadać wiernie na Jezusowe wołanie, na Jego Słowo poprzez uległe i pełne przyjmowanie Boga i Jego woli w swoje decyzje i postępowanie. To jest prawdziwy znak prawdziwego ucznia Chrystusowego; pragnienie wypełniania się woli Bożej w jego życiu i w życiu innych ludzi. W dzisiejszą niedzielę musimy sobie również ponowienie uświadomić prawdę o tym, że każdy człowiek został obdarzony przez Boga powołaniem. Nikt nie może powiedzieć, że jego ten problem nie dotyczy. Nikt nie może powiedzieć: ja nie mam powołania. Każdy człowiek został powołany do tego, by odnajdywać Boga na drodze służby prawdzie i miłości. Bóg ciągle nas do tego wzywa! Czy słuchamy Jego głosu? Co znaczy dla mnie osobiście modlitwa o powołania? Czy wiecznie modlę się tylko o to, by to innych ludzi i dzieci innych ludzi Pan Bóg obdarzył powołaniem kapłańskim, zakonnym? By to zawsze tylko inni mieli powołanie? A jakim powołaniem mnie obdarzył Pan Bóg? Czy należycie uważnie staram się je rozpoznać i realizować? Może ja osobiście nie zostanę kapłanem czy zakonnikiem, ale jak do tego rodzaju powołania podchodzę, gdy dostrzegam, że moje dziecko odkrywa duchową inklinację w tym kierunku? Czy je wtedy wspieram, zachęcam do dojrzewania w powołaniu, czy też natychmiast je blokuję? Każdy ludzki pasterz, który pragnie być dobrym pasterzem ( również matka i ojciec rodziny), musi trwać w żywej więzi z Boskim Dobrym Pasterzem – Jezusem Chrystusem; tylko z tej więzi płynie moc przekazywania dobra, od Tego, który jedynie jest dobry ( Mk 10, 18). Im bardziej człowiek pragnie uobecniać dobro w sobie i w swoim otoczeniu, tym ściślejszą więź musi zachowywać właśnie z Jezusem Chrystusem, tym konsekwentniej musi trwać w łasce uświęcającej. Wtedy ten jedyny w pełni Dobry Pasterz będzie przez niego spełniał swoją wolę, przynoszącą rzeczywiste dobro również innym. On również, Niezawodny i Najlepszy Przyjaciel, zadecyduje o właściwym czasie i sposobie realizacji tego dobra[4]. Jedynie Chrystus zna doskonale serce człowieka. On nigdy nie zawodzi. Przedstawia pewną, niezachwianą, trwałą, bezpieczną, niezmienną propozycję dla osiągnięcia przez człowieka szczęścia i pokoju teraz oraz w wieczności. On nigdy nie zmienia swojej nauki, bierze w pełni odpowiedzialność za dobrostan człowieka nie tylko tutaj, w doczesności, ale również w wieczności. Nie wycofuje swoich twierdzeń, nie oszukuje ludzi. Fałszywe, zapasowe wyjścia mają zawsze przygotowani ci, którzy oszukują Boga i człowieka; Hitler zapytany przez współpracowników o to, co się stanie, gdy nie powiedzie się jego plan wojenny, co się stanie wtedy, gdy inne państwa jednak pokonają zbrojnie jego wojska, odpowiedział cynicznie: wtedy powiemy im, że się pomyliliśmy i ich przeprosimy. Czy o takim zakończeniu swej misji myślą również całe tabuny domorosłych nauczycieli wiary, religii i duchowości, które funkcjonują współcześnie tak szeroko w przestrzeni publicznej? Większości z nich brak elementarnego wykształcenia teologicznego i filozoficznego; fakt ten nie przeszkadza im jednak czynić z siebie nowych dobrych pasterzy, którzy w czambuł potępiają całą Tradycję Kościoła, widząc w Kościele, w jego największych mędrcach i świętych kłamców oraz złośliwców, którzy uwzięli się na to, w jakimś potężnym, światowym spisku, by nękać i gnębić ateistów… a może nawet całą ludzkość. Od niego dopiero zaczyna się prawdziwa religia i pełnia wiedzy o Bogu oraz człowieku i on dopiero przynosi światło ( czyje światło?!) dla rodzaju ludzkiego; wszyscy przed nim – prorocy, święci, uczeni, a nawet sam Mesjasz, to byli oszuści i złośliwcy. W rozwoju duchowości osiągnął taką głębię, przynajmniej we własnym mniemaniu, że nawet sam Pan Jezus nie dorównuje mu w tym względzie, nie mówiąc o Kościele i tegoż świętych oraz mistykach. W rzeczywistości nie ma zielonego pojęcia o drogach duchowości katolickiej, nie chce się to tego braku przyznać, więc wybiera najprostsze rozwiązanie, twierdząc, że przekroczył w swym rozwoju duchowym duchowość całego świata, a z pewnością katolicyzmu. Gdyby odznaczał się chociaż w małym stopniu prawdziwą duchowością i pokorą, to odkryłby wielkość mistyki Kościoła, medytując chociażby nad prawdą o realnej obecności Chrystusa w Eucharystii – co to znaczy, że Bóg prawdziwy, wszechmogący, jest obecny pod postacią kruszyny chleba? Czy trzeba się przejmować działalnością takich jednostek, widząc ich rozbuchaną do nieziemskich rozmiarów pychę i ignorancję? Może wystarczyłoby machnąć na nich ręką i powierzyć ich w modlitwie Bożemu miłosierdziu? Tylko problem polega tutaj też na tym, że, podobnie jak w przypadku samouków – znachorów, istnieje pewna grupa osób, która daje się im uwieść, porzucając tym samym słuchanie i naśladowanie Chrystusa Dobrego Pasterza, Chrystusa – Prawdy. Tym bardziej więc potrzebujemy współcześnie takich świadków, którzy swoje pasterzowania zakorzenią zdecydowanie i konsekwentnie w wierności Jedynemu Dobremu Pasterzowi – Jezusowi Chrystusowi.
3. Przedstawiona poniżej pieśń, w swej warstwie melodycznej, już praktycznie nie jest spotykana w katolickich świątyniach. A szkoda! Reprezentuje ona bowiem wyjątkowo wyrafinowaną strukturę melodyczną, która, gdy należycie zrealizowana, z pewnością mogłaby przysporzyć wiele paschalnej radości zgromadzeniu liturgicznemu. W przypadku tej melodii należałoby powierzyć wykonywanie zwrotek soliście/solistom; refren zaś mogą śpiewać wszyscy zebrani. Można też wykonywać ten śpiew na sposób dialogiczny, z podziałem dyktowanym przez kolejne ( np. po dwa) takty.
[1] F. Jop. Przemówienia i kazania. Opole 1960 s. 87-88.
[2] „Żadnej figury retorycznej nie stosuje się częściej w Księdze Wyjścia – dla opisu sposobu, w jaki Bóg prowadzi swój lud z niewoli do wolności – od symbolu pasterza. Również prorocy często mówią o pasterzach zachowujących stado na dobrych pastwiskach, w przeciwieństwie do fałszywych pasterzy. Izajasz przedstawia Boga jako Tego, który niesie swoje owce na rękach, a Ezechiel – jako pasterza szukającego swoich zagubionych owiec. Zachariasz dał najsmutniejszy obraz ze wszystkich, prorokując, że Mesjasz – pasterz zostanie uderzony, a owce się rozproszą. Najlepiej znany jest Psalm 23, gdzie Pan jest wyobrażony jako Ten, który wiedzie swoje owce na zielone pastwiska. Pan objawił, jakim kosztem te zielone pastwiska zostają nabyte. Nie był Dobrym Pasterzem, ponieważ zapewniał obfitość gospodarczą, ale ponieważ miał oddać swoje życie za swoje owce. Ponownie krzyż pojawia się pod symbolem pasterza. Pasterz – patriarcha Jakub oraz pasterz – król Dawid teraz stają się Pasterzem – Zbawicielem, tak jak kij staje się zakrzywionym kijem pasterskim, zakrzywiony kij pasterski – berłem, a berło – krzyżem”. F. Sheen. Życie Jezusa Chrystusa. Kraków 2018 s. 282-283.
[3] „Formowanie dojrzałej tożsamości zaczyna się od pytania o to, od Kogo pochodzę i do czego jestem powołany przez Tego, który zapragnął mojego istnienia. Moje cechy fizyczne, psychiczne, moralne czy społeczne stanowią istotny element mojego obrazu samego siebie, ale nie są podstawą mojej tożsamości. Moja tożsamość mówi, kim jestem i po co żyję, niezależnie od moich specyficznych cech i kompetencji czy moich ograniczeń i słabości. Kapłan o dojrzałej tożsamości odkrywa swą własną tajemnicę w kontakcie z Bogiem. Rozumie, że został stworzony z Miłości i że jego życie jest darem, które darmo otrzymał po to, by go dobrowolnie ofiarować Bogu i ludziom. Ma on świadomość swojej nieodwołalnej godności dziecka Bożego i rozumie, że pełnia rozwoju to świętość i bycie bezinteresownym darem dla innych. Dojrzały kapłan nie poprzestaje zatem na poznaniu i zrozumieniu samego siebie z perspektywy własnej psychiki. Ma świadomość, że sfera psychiczna to rodzaj wewnętrznego lustra, które pokazuje mu ( niektóre tylko!) aspekty tego, kim jest, ale nie jest w stanie ukazać mu tego, kim może się stać, jeśli spojrzy na siebie z głębszej perspektywy. Tę głębszą perspektywę człowiek zyskuje dopiero wtedy, gdy otworzy się na spotkanie ze swoim Stwórcą i na Jego miłość. Wtedy uczy się kochać na wzór Chrystusa i w konsekwencji staje się kimś większym od samego siebie. Zyskuje tożsamość na miarę Bożych propozycji skierowanych do niego. Odkrywanie własnej tożsamości to ostatecznie odkrywanie własnego powołania, czyli tego, kim jestem i do jakiej formy życia jestem zaproszony przez Boga – Boga, który mnie rozumie i kocha. Bez więzi z Bogiem człowiek nie może do końca zrozumieć samego siebie ani nie wie, co powinien uczynić ze swoim życiem. Własną mocą nie potrafi określić genezy własnego życia, a tym bardziej jego celu i kresu. Tożsamość realistyczna i integralna pojawia się zatem wtedy, gdy już nie ja żyję, lecz gdy żyje we mnie Chrystus ( por. Ga 2, 20). Kapłan – podobnie jak każdy chrześcijanin – osiąga pełną świadomość siebie, czyli tożsamość dojrzałą wtedy, gdy Chrystus w nim rośnie, a on maleje ( por. J 3, 30), czyli gdy spojrzy na siebie oczami Boga. Prawdę tę wyraża doświadczenie Małego Księcia, który dopiero wtedy, gdy opuścił samego siebie, czyli własną planetę, mógł odkryć, że sensem jego istnienia jest kochać i być odpowiedzialnym za tych, których oswoił”. M. Dziewiecki. Kapłan – świadek miłości. Kraków 2005 s. 136-138.
[4] „Nie cała ziemia otworzyła się przed Chrystusem, nie wszystkie bramy miast, nie wszystkich domów drzwi. Pisze święty Łukasz o pewnym miasteczku samarytańskim, które nie chciało Go przyjąć, i o gniewie uczniów proponujących: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Myśleli, że zło należy wypalać ogniem, by przyspieszyć panowanie dobra. Od samego początku chrześcijaństwa znajdowali oni zawsze naśladowców gorliwych, niecierpliwych i gwałtownych, którzy sądzili, że siłą trzeba zmuszać świat do przyjęcia Ewangelii. Gorliwość ta najczęściej kończyła się herezją. Pochylony już ku niej Tertulian wyznawał: O, ja nieszczęśliwy, ogień niecierpliwości mnie pożera. Błąd jego polega na niepoprawnym odczytaniu Ewangelii. Chrystus wprawdzie mówił: Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!, ale mówił o ogniu prawdy, miłości i ofiarnego czynu zbawczego. Nie chciał zostawiać jako śladu swego przejścia przez dzieje ludzkości spalonych miast, zniewolonych umysłów i skrzywdzonych serc. Zstąpił bowiem do nas, żeby ratować człowieka, a nie gubić. Herezje są zawsze zniekształceniem myśli Zbawiciela o człowieku i jego stosunku do Boga i do wszechświata. Savonarola był przede wszystkim niecierpliwym reformatorem, którego bolało szerzące się po całej Europie zło – zapowiedź dramatu chrześcijaństwa zakończonego tragedią rozbicia jedności wiary. Niecierpliwość nie jest nigdy dobrym doradcą w dziedzinie myśli i działania. Mądrość chińska głosi: Nie żądaj, żeby to, co jest przygotowane dopiero na jutro, stało się dzisiaj. Filozof prawdziwy mieszka w swoim czasie. Savonarola nie uszanował tej zasady i wysoką cenę za to musiał zapłacić. […] Niewiedza jest zawsze źródłem niepokoju oraz lęku przed przyszłością. Zapowiedział ten stan umysłów myśliciel kończącego się średniowiecza, gdy w wykładzie o niezmiennych prawach przestrzegał słuchaczy: Nie zrywajcie nigdy radykalnie z tym, co było dotąd dla intelektu waszego i serca życzliwym domem, dopóki się nie przekonacie, że nowy będzie życzliwszy. Autor tej rady nie był zwolennikiem rewolucji stosunków międzyludzkich i nie sądził, że ona sama potrafi udoskonalić człowieka. Za jedyną skuteczną rewolucją uważał tę, która odbywa się wewnątrz osoby ludzkiej przez wierne stosowanie prawd i zasad chrześcijańskich prowadzących do doskonałości. Zmieniając siebie nauką Chrystusową, ulepszasz cały świat, którego jesteś cząstką – twierdził jeszcze inny pisarz średniowieczny. […] Od człowieka, który chce reformować Kościół, trzeba wymagać, żeby szanował go jako dzieło Chrystusa, o stałej strukturze i niezmiennym posłannictwie. Ludzie w Kościele potrzebują reformy, bo nie jest on domem aniołów, lecz słabych istot dążących do pełnego poznania Boga i siebie. Nazywano go w średniowieczu szkołą pięknego pielgrzymowania do źródła prawdy, dobra i piękna. Szkołą jednocześnie miłości, którą należy otaczać nawet grzeszników, aż do momentu ich ostatniego wyboru, decydującego o ich szczęśliwej lub nieszczęśliwej wieczności. Kościół nauczający bierze na siebie odpowiedzialność za przekazywanie ludziom Ewangelii jako propozycji zbawienia, a oni odpowiadają za swój osobisty stosunek do tej propozycji”. J. Mirewicz. Słudzy Europy. Kraków 2003 s. 27. 28. 33-34.
2. Niewiasty, które przy grobie
Były, to powiedziały:
Że Chrystus w chwały ozdobie
Żyje już zmartwychwstały,
Stąd pociechy, stąd radości;
Ustąpcie wszelkie żałości,
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
3. Chrystusowe zmartwychwstanie
I wielka miłość Pana
Zapaliły pożądanie
Piotra, a bardziej Jana
Że jak w życiu był najszczerszy.
Tak do grobu przyszedł pierwszy.
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
4. Piotr i Jan już przeświadczeni,
Gdy do grobu bieżeli,
Doświadczeniem upewnieni,
Innym opowiedzieli,
Jako grób znaleźli pusty,
A w nim pogrzebowe chusty
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
5. Aniołowie co świadkami
Tego tryumfu byli,
Głosząc Go przed niewiastami,
„W grób tam wnijdźcie!” mówili,
„Patrzcie, wszak tu był złożony,
Tu kamieniem przywalony”.
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
6. Magdalena wzwyczajona
Szukać Pana swojego,
Raz i drugi w grób schylona,
Patrzy Zmartwychwstałego;
Płakać jednak nie przestaje,
Dotąd, że żyw, nie uznaje.
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
7. Jak w postaci ogrodnika
Chrystus się pokazuje
Radość Maryę przenika,
Przez nią nam oznajmuje:
Że umarł nam dla zbawienia.
Zmartwychwstał dla podwyższenia.
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.
8. Józef z Arymatei.
Grób już próżny zastaje,
Pan zaś uczniom z Galilei
Widomym się być daje.
Aby tam szli, rozkazuje,
Ich wyprzedzić obiecuje.
Alleluja, alleluja,
Niechaj zabrzmi alleluja, alleluja.