Jaki Sandomierz? – Bożena Ewa Wódz

Sandomierz przyszłości mógłby być arkadyjską krainą artystów malarzy, ludzi pióra i uczonych.

pikrepo.com

Sandomierz, to miasto zwyczajne i jednocześnie niezwykłe. Jak to w życiu bywa, poprzez ludzkie wybory etyczne i estetyczne,  niczym w średniowiecznym tyglu miesza się w nim piękno z brzydotą, cnota z występkiem, prawda z fałszem.  W powszechnej opinii  jest  to miejsce trudne do życia, które nie ma szczęścia. Nie ma jednak szczęścia i pomyślności tam, gdzie nie ma właściwych wyborów opartych na nierozerwalnych wartościach takich jak dobro, prawda i mądrość. Co więc jest  nie tak? Natura tej osobliwej siły fatalnej ciążącej nad miastem, bodajże od końca „złotego wieku”, jest  nierozpoznana, najczęściej zrzuca się winę na niesprzyjający splot  wydarzeń historycznych i politycznych układów, a może to coś, co wywołuje bolesny brak szczęścia tkwi  w źródłach tutejszej wody albo w powietrzu?  I na nic się zda budowanie  wymyślonych przez wiek  XX strategii rozwoju i strategii marek, opisywanych pytyjskim językiem, które badają i ujmują jedynie już istniejący stan rzeczy, bo wszystko co stanowi o współczesnej sile i pozycji Sandomierza  zostało już dawno wykreowane i  podąża swoim własnym torem.

Porzucając  żartobliwy ton należy przyznać , że mimo fatalizmu, w Sandomierzu coś się jednak udało.  Odnowione miasto i jego najcenniejsze zabytki,  ujarzmiona przyroda z zadbanymi trasami i zakątkami,  odrodzone rzemiosło złotnicze, nieco później odrodzona tradycja winiarska.   Istnieją jednak  obszary tak oczywiste, że aż zapomniane.  Te obszary to wszechobecna sztuka, z którą  stykamy się w  małym, ale wiekowym Sandomierzu na każdym kroku i oczywiście  szeroko pojęta kultura,  wyznaczające zarówno  relacje człowieka z człowiekiem i człowieka z przyrodą,  jak i obejmujące  całokształt duchowego i materialnego dorobku sandomierskiego społeczeństwa; wymagające nie tylko sprawnych rąk i mądrych głów artystów i konserwatorów,  ale i wielkiej wrażliwości elit rządzących.

Na Sandomierz patrzymy najczęściej przez pryzmat jego historycznej przeszłości połączonej z urodą zmieniającego się krajobrazu. Patrzymy na miasto królewskie, miasto męczenników, świętych i  błogosławionych, na miasto współczesne podążające to codziennym, to świątecznym rytmem życia (religijnego lub świeckiego), ożywające i gwarne w miesiącach letnich, a zamierające jesienią – cudownie puste, wyciszone, sprzyjające refleksji.  Patrzymy na efekty polityki kulturalnej: wyjątkowe działania  takie jak festiwale muzyczne i filmowe, wystawy sztuki w muzeach i galeriach, patrzymy  też niestety  na kuriozalne imprezy o charakterze nijakim.  Zapomnieliśmy o artystach współczesnych….

Zrodziło się ich w Sandomierzu i ziemi sandomierskiej niewielu, z kolei wielu znamienitych przyjeżdżało  tu na plenery, ale nigdy nie powstało żadne ugrupowanie czy też kolonia artystyczna, które na długo otoczyłyby  miejscowe życie kształtem dobrej sztuki, nadawałyby ton takiemu życiu. W tworzenie lokalnego  środowiska artystycznego zaangażowały się władze Sandomierza dopiero około 1980 roku, dzięki czemu związało z miastem swe losy kilku plastyków, artystów malarzy i grafików, przynosząc mu chlubę na skalę co najmniej ogólnopolską. Od tego czasu upłynęło już… 40 lat, a przecież w tok każdego istnienia wpisany jest kres. Może warto ponownie sięgnąć do tego, co już sprawdzone?

Był taki czas, w latach 1997-2012, kiedy  Sandomierz znajdował  się na szlaku największych w Polsce warsztatów plastycznych, na długiej trasie wykraczającej poza granice kraju, występując obok Granady i Toledo, Avignonu, Wenecji, Urbino, Florencji, Cambridge, Delft czy Sieny. W miesiącach letnich – zazwyczaj na przełomie lipca i sierpnia – kilkudziesięciu młodych  ludzi ogarniętych pasją  twórczą i chęcią nauki malarstwa i rysunku  rozpraszało  się po różnych zakątkach miasta w poszukiwaniu swoich „miejsc magicznych”. Siadało  z deskami malarskimi i kartonami jak niegdyś uczniowie Pruszkowskiego, Czajkowskiego, Tomorowicza  czy Millera. Po całodziennym rysowaniu i malowaniu zaczynały się wieczorne korekty, wykłady i filmy o sztuce i architekturze, kompozycji, proporcjach, perspektywie, przestrzeni, świetle, materii, kolorze i technologii malarskiej… Organizator Letniej Akademii Sztuki, prof. Wojciech Hildebrandt (Wielkopolska Szkoła Architektury i Sztuki), tak zapraszał do Sandomierza: Serce polski chcesz poznać definicję polskiej architektury? Zobaczyć najpiękniejszą panoramę miasta, z kolekcją wież na wzgórzu? Przyjedź do Sandomierza! Nigdzie tak nie pachną kwiaty na łąkach, nie rozpływają się tak w ustach wielkie morele, nie brzmi muzyka kościelnych organów. Takich kolorów jak w Sandomierzu latem, nie uświadczysz poza Italią. Znajdziesz tu tajemnicze podziemia i dzikie, głębokie jary w samym środku miasta. Liczni świadkowie potęgi dawnej Rzeczypospolitej. Zamek Królewski – dziś muzeum i centrum kultury, katedra, ratusz na krzywym rynku, kamienice z podcieniami i Dom Długosza. Piękne  kościoły i bogate klasztory. A nieopodal drewniane dworki ukryte w zieleni. Wielka makieta idealnego miasta na wzniesieniu i szeroko rozlana Wisła w dole. Serdeczni, gościnni mieszkańcy. Miasto sztuki. Na naszej mapie plenerów Sandomierz to numer 1. Przyjeżdżali przez 16 lat. Zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, tęskniliśmy za nimi, za tym cudownym młodzieńczym zamieszaniem, które wprowadzali w nasze życie.  Któregoś lata już się nie pojawili.  Może ktoś wypełni tę pustkę? Zaproszenie nic nie straciło na aktualności.

Miasto to ludzie. Tacy co są tu na stałe i tacy, którzy wpadają tu ze świata na chwilę. Ważne by zatrzymać na dłużej tych „uskrzydlonych”, pełnych inspiracji, którzy otworzą nam nowe horyzonty intelektualne prowadzące do polepszenia jakości życia (materialnego jak i duchowego),  potrafiących urzeczywistniać to, co innym wydaje się niemożliwe. Chciałabym widzieć Sandomierz szeroko otwarty na ludzi związanych ze sztuką, jako miasto niekończących się wakacyjnych plenerów, wystaw nie tylko w  salach muzealnych – także ulicznych, ogrodowych, na dziedzińcach, tworzonych spontanicznie i gdziekolwiek. Miasto pełne galerii i małych galeryjek, choćby piwnicznych z wystawami mieszczącymi się w oknie, w szafie czy w starym kredensie. Zamiast restauracyjnych i kawiarnianych zapachów wszechogarniających  atmosferę sandomierskiej Starówki, chciałabym poczuć w powietrzu zapach sztuki, nawet niekoniecznie tej wielkiej, ale jednak sztuki. Chciałabym się potykać o rozstawione na chodnikach sztalugi i codziennie, bladym świtem wpadać na zamyślonego poetę, niosącego chrupiące bułki na wczesne śniadanie.

 

Bożena Ewa Wódz – historyk sztuki. Absolwentka II Liceum Ogólnokształcącego  im. Tadeusza Kościuszki w Sandomierzu, a następnie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego;  dyplom w Katedrze Historii Sztuki Kościelnej pod kierunkiem ks. prof. Władysława Smolenia. Kustosz w Dziale Sztuki Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.

PODZIEL SIĘ
Red.
Redakcja Diecezji Sandomierskiej w Internecie
Email: wiadomosci.diecezja@gmail.com