Niedziela Bożego Miłosierdzia C

1. „Misericordias Domini in aeternum cantabo ( Ps 89, 2). Do głosu Najświętszej Maryi Panny, Matki Miłosierdzia, do głosu nowej świętej, która w niebiańskim Jeruzalem śpiewa hymn na cześć miłosierdzia wraz z wszystkimi przyjaciółmi Boga, dołączmy nasz głos także my, Kościół pielgrzymujący. Ty zaś, Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom. Twoje orędzie światłości i nadziei niech się rozprzestrzenia na całym świecie, niech przynagla grzeszników do nawrócenia, niech uśmierza spory i nienawiści, niech uzdalnia ludzi i narody do czynnego okazywania braterstwa. My dzisiaj, wpatrując się razem z tobą w oblicze Zmartwychwstałego Chrystusa, powtarzamy twoją modlitwę ufnego zawierzenia i mówimy z niezłomną nadzieją: Jezu, ufam Tobie”. ( Św. Jan Paweł II. Homilia wygłoszona w czasie Mszy Świętej kanonizacyjnej św. siostry Faustyny Kowalskiej, Rzym, 30 IV 2000).

2. Dzisiaj przeżywamy Drugą Niedzielę Wielkanocną, zwaną od roku 2000 Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Pan Jezus powiedział do św. siostry Faustyny Kowalskiej: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia MojegoDzienniczek, 300). Z pewnością, niejednokrotnie możemy odnieść wrażenie, że ludzkość, albo lepiej tzw. świat, w znaczeniu rzeczywistości sprzeciwiającej się nauczaniu i Osobie Jezusa Chrystusa, wcale nie wierzy w to przesłanie i wydaje się zupełnie nim nie interesować. Koncentrując się wyłącznie na sobie i na swoim dobrym samopoczuciu, gorączkowo poszukuje jakichś imitacji Bożego pokoju… lecz żadnych źródeł prawdziwego i pełnego pokoju w sobie samym nie znajdzie. W osobach św. siostry Faustyny Kowalskiej i św. Jana Pawła II widzimy wyraźnie, jak wielkie dzieła może przeprowadzać Pan Bóg przez ludzi, którzy oddają się całkowicie i bez zastrzeżeń spełnianiu Jego woli, są bezgranicznie Jemu posłuszni. Przesłanie o Bożym Miłosierdziu już na zawsze pozostanie złączone w sposób szczególny z wiekiem dwudziestym, prawdopodobnie najbardziej niemiłosiernym wiekiem w dziejach ludzkości; niemiłosiernym właśnie z powodu radykalnego odrzucenia przez człowieka daru Bożego Miłosierdzia. Stąd, przesłanie o Bożym Miłosierdziu tym bardziej powinno rozświetlać nasze serca, pomagając nam tym samym przyjąć pełniej wielkanocną Dobrą Nowinę. Boże Miłosierdzie to przecież dar, jaki Kościół otrzymuje od Zmartwychwstałego Pana i jaki ofiaruje współczesnemu światu. Świat zaś z kolei, musi, by stać się uczestnikiem Bożego Miłosierdzia, przyjąć do siebie, w siebie, w swoje struktury, instytucje i codzienne życie, na podobieństwo Apostołów nawiedzonych przez Chrystusa w Wieczerniku, obdarzającego prawdziwym pokojem Zmartwychwstałego Pana. Im bardziej człowiek i świat poddają się pokusie sekularyzacji, tym mniej rozumieją, doświadczają i praktykują miłosierdzie; oddalając się od Boga, oddalają się jednocześnie od tajemnicy miłosierdzia realizowanego również w odniesieniu do siebie i drugiego człowieka. W takim środowisku, tym głośniej musi wybrzmiewać przesłanie Kościoła o Bogu bogatym w miłosierdzie, tym głębiej Kościół musi przenikać Duch przekazany mu przez Zmartwychwstałego. Dzisiejsza Ewangelia pomaga nam uchwycić sens i wartość tego daru. Jezus ukazuje Apostołom swoje przebite ręce i bok oraz powierza im dar przebaczania grzechów, dar, który płynie wprost z ran Jego rąk, stóp oraz, w sposób szczególny, z rany Jego Najświętszego Serca. To właśnie stamtąd wielka fala Bożego Miłosierdzia rozlewa się szeroko na całą ludzkość. Dzisiaj Chrystus ukazuje również nam, każdemu z osobna i wszystkim razem, chwalebne rany swych dłoni, nóg i Serca. Najświętsze Serce Jezusa! Synteza całego odniesienia Boga do człowieka. Tego wszystkiego, co Bóg dokonał dla człowieka w historii jego stworzenia i zbawienia. I tego wszystkiego, czego dokonuje w dalszym ciągu; stworzenie, zbawienie, uświęcenie. Św. Faustyna ujrzała pewnego dnia dwa promienie wychodzące z tego Serca, świetliste promienie obejmujące cały świat. Te dwa promienie – powiedział do niej Pan Jezus – przedstawiają Krew i Wodę.  Krew przywołuje ofiarę złożoną przez Niego na Kalwarii i tajemnicę Eucharystii; Woda przypomina nam chrzest i dar Ducha Świętego. Przez tajemnicę tego Przebitego Serca, ocean Bożej miłości miłosiernej nie przestaje rozlewać się na mężczyzn i kobiety wszystkich miejsc i czasów. Tylko tutaj, tylko w tajemnicy tej Bożej miłości miłosiernej, człowiek, który tęskni za prawdziwym oraz trwałym szczęściem i pokojem, może doświadczyć ich spełnienia. Jezu, ufam Tobie; ta modlitewna inwokacja precyzyjnie określa duchowe nastawienie, z jakim każdy z nas powinien złożyć swoją osobę i swe życie w ręce Zmartwychwstałego. Niech Najświętsza Maryja Panna, Matka Miłosierdzia, ciągle nam pomaga w taki właśnie  sposób pokładać wszelkie nasze nadzieje w Jej Synu. Świętego Tomasza Apostoła opatruje się zazwyczaj takimi dookreśleniami jak: niewierny, sceptyczny, widzący wszystko w czarnych barwach[1].  Ta ostatnia przypadłość – postrzeganie wszystkiego w czarnych barwach – stanowi, według współczesnych psychologów, jedną z cech charakteryzujących osobę toksyczną. Wyrażenie powyższe stało się od pewnego czasu często stosowane, popularne, zwłaszcza w sferze publicznej. Oznacza ono człowieka o takiej osobowości, charakterze i zachowaniu, które stanowią prawdziwe obciążenie dla otoczenia, zatruwają to otoczenie. I aczkolwiek trzeba być świadomym niebezpieczeństwa manipulacji dokonywanej w rzeczywistości dosyć często na tym terminie, przykładowo, leniwy podwładny może kłamliwie i złośliwie nazywać przełożonego wymagającego od niego sumiennego spełniania swoich obowiązków osobą toksyczną, to jednak warto również poznać główne aspekty zachowania takiej osoby. Zdaje się ona dostrzegać właśnie jedynie ciemną stronę życia, plasując dodatkowo siebie w roli permanentnej ofiary – cierpiętnika, za którego cierpienie winę ponoszą zawsze inni. Drugi człowiek jest postrzegany przez toksyczną osobę głównie jako przedmiot, wobec którego czuje się ona uprawniona do stosowania szerokiego wachlarza wykorzystywania emocjonalnego: krzyku, zastraszania, oskarżania o wszystko zło świata, przesadnego i ciągłego krytycyzmu, manipulacji, patologicznego kłamstwa, ukrywania prawdziwych intencji, dążenia do totalnej kontroli, nie respektowania uzasadnionych granic osobowych i społecznych. Psycholodzy i psychoterapeuci widzą źródło tego rodzaju zachowań najczęściej w głębokich zaburzeniach psychicznych zachodzących w samej toksycznej osobie. Zaburzenia te są tak poważne, że wymagają profesjonalnej terapii; jest ona jednak niezwykle trudna do zrealizowania, gdyż toksyczna osoba zazwyczaj nie dostrzega problemu w sobie samej. Czy określając św. Tomasza Apostoła, jako tego, który widział tylko ciemną stronę rzeczywistości mamy na myśli aż tak poważne niedomagania psychiczno – duchowe? Z pewnością nie! Chrześcijanin bowiem nie zamyka oczu na zło istniejące w doczesności, nie jest on zwolennikiem wesołkowatego i naiwnego pozytywnego myślenia; jest realistą – wie, że ostateczne zwycięstwo należy do dobra, ale jest również świadomy faktu, że w doczesności będzie musiał się zmagać w walce o dobro również ze złem. Co więcej, nawet przymiotnik niewierny zdaje się nieprecyzyjnie oddawać wewnętrzne nastawienie tego Apostoła; św. Tomasz pragnął bowiem wiedzy nie po to, by wykorzystać ją przeciwko wierze ( co stało się niemal standardem w odniesieniu do wiedzy typu oświeceniowego), ale wręcz przeciwnie – dążył do wiedzy, pragnął poznania, w celu zdobywania, ugruntowania i pogłębiania właśnie swojej wiary[2]. Sługa Boży abp Fulton Sheen wyraźnie podkreśla przyczynę wątpliwości św. Tomasza. Uważa on, że zasadniczego źródła takiej postawy Apostoła należy poszukiwać w jego odosobnieniu się, dystansowaniu się od pozostałych Apostołów, czyli od wspólnoty, czyli od Kościoła[3]… odosobnieniu tym boleśniejszym, że mającym miejsce w dniu Pańskim, w niedzielę. W tym sensie można dostrzegać w osobie św. Tomasza negatywnego protoplastę tych wszystkich, którzy zabłądzili na bezdroża depresji, przygnębienia i poczucia bezsensu poprzez zaniedbywanie z własnej winy konsekwentnego trwania w jedności z Panem, realizowanej również w niedzielnej wspólnocie liturgicznej. Możemy nawet powiedzieć, świetle historii św. Tomasza, że człowiek, który decyduje się na praktyczne odłączanie siebie od wspólnoty Kościoła, w tym od tegoż życia liturgicznego, skazuje się nieuchronnie na coraz głębsze wchodzenie w styl życia obciążony ciągłymi i ciągle nasilającymi się wątpliwościami, smutkiem, malkontenctwem, brakiem zakorzenienia we wspólnocie i autentycznego z nią utożsamienia. Odosobnienie, jakie tutaj analizujemy, może przybrać formę odosobnienia zewnętrznego, fizycznego, widzialnego, gdy po prostu nie uczestniczy się w życiu liturgicznym Kościoła, albo odosobnienia wewnętrznego, gdy spełnia się tego rodzaju uczestnictwo jedynie ciałem, jedynie obecnością fizyczną, pozostawiając jednocześnie swoje serce, sumienie i postępowanie zamkniętymi na Słowo i Obecność. Nawrócenie obejmuje również porzucenie stanu wyobcowania ze wspólnoty Kościoła. Niektórzy nawracają się w taki sposób, aby w rzeczywistości nigdy się nie nawrócić. Powtórzmy, niektórzy nawracają się tak, by się nigdy nie nawrócić. Potrafią wpadać w głębokie stany smutku, przygnębienia, nawet prawdziwego żalu za grzechy, by uzyskać chwilowy spokój sumienia – np. na czas nadchodzących świąt – jednocześnie nic nie zmieniając w życiowych uwarunkowaniach stanowiących poważną okazję do grzechu. Kościół przypominał nam w czasie Wielkiego Postu prawdę o tym, że prawdziwe nawrócenie obejmuje również, a nawet przede wszystkim, zmianę grzesznych uwarunkowań: abyśmy, oczyścili serca od nieuporządkowanych przywiązań ( 2 prefacja wielkopostna). Na tym właśnie polega ludzka odpowiedź i współpraca z darem Bożego Miłosierdzia. Grzeszyć zaś, nie zrywać z grzesznymi przywiązaniami i jednocześnie przyzywać, dla przykrycia swego grzesznego stylu życia, Bożego Miłosierdzia, stanowi w gruncie rzeczy grzech przeciwko Duchowi Świętemu, stanowi coraz głębsze wchodzenie w taki stan duszy, który ukierunkowuje na ostateczne, wieczne zamknięcie serca na dar Bożego zbawienia. Kogóż to wybiera Pan Wszechświata, by zachowywać i przekazywać największe prawdy; prawdy o Sobie, o sensie i celu, o stwórczej, zbawczej i miłosiernej Miłości, o zmartwychwstaniu? Głęboko przekonanemu o własnej mądrości, sile, sprycie i inteligencji tabunowi racjonalistów, uczonych w Piśmie, faryzeuszy, zdeklarowanych demoralizatorów, Herodów i Piłatów, strażników grobu, zmieniających się z szybkością następujących po sobie sekund, minut, godzin, dni, lat, epok oraz mód, czyli wiecznie trwających idoli i celebrytów, całemu kolosalnemu przemysłowi pychy, próżności i niewiary, Stwórca i Zbawiciel człowieka przeciwstawia: jeszcze prawie dzieci – pastuszków Dawidów, wyruszających do boju, przeciw zakutym w pancerze najnowszej generacji i uzbrojonym po zęby Goliatom, z kilkoma wybranymi z potoku kamykami i z bezgraniczną ufnością pokładaną w miłości i opiece Pana Zastępów; pozostających zawsze w mniejszości proroków, z ich odosobnionym głosem wyraźnie odbiegającym od mainstreamowego poklasku malowanych profetów – klakierów; pospolitych przestępców – pasterzy; celnika; nierządnicę; prostych, nieskłonnych do wierzenia w Pisma i żądających dowodu krwawych ran rybaków – Apostołów; pragnących w spokoju wrócić do domu po pracy, niechętnych do głębszego niż to wymagane przez zwyczaj czy postępowanie wszystkich mieszania ich ze sprawą Jezusa z Nazaretu Szymonów Cyrenejczyków; uważanych za niespełna rozumu półgłówków; biedaczyny – nie tylko z Asyżu; mistyczki – absolwentki kilku klas szkoły elementarnej; nie nadających się nie tylko do załatwiania światowych sprawek, ale nawet do dzielenia życia w kościelnych wspólnotach zakonnych wiecznych pielgrzymów – żebraków, wyrzutków z domów rodzinnych i z normalnych środowisk społecznych; z trudem pokonujących kolejne piętra okazałego gmachu katolickiej filozofii i teologii ascetycznych proboszczów; niepiśmienne dzieci z górskich wioseczek; prostych zakrystianów o osobistej świętości tak przekonywującej, że przenikającej aż do samego szpiku duchowość przyszłych papieży; zamkniętych w więzieniu konfesjonału, pozornie odosobnionych od świata zakonników – założycieli kilkudziesięciu zgromadzeń zakonnych nasączających ten właśnie świat sensem i miłością; wprawiających poczciwych katolików w zażenowanie swymi ascetycznymi praktyki normalnych księży… Oni wszyscy stanowią wybraną z głębokim, Bożym namysłem, bynajmniej nie przypadkową, doborową armię Pana, przez którą On sam uobecnia swą mądrość, miłość i miłosierdzie.

3. Do grona normalnych księży należał z pewnością ks. Stanisław Sudoł ( +1981) – kapłan żyjący w całej pełni wiarą; proces beatyfikacyjny ks. Sudoła w diecezji sandomierskiej dobiega właśnie końca. Zwyczajny wiejski proboszcz, a jednak nieprzeciętny i wyjątkowy[4]. Czy postać tego świątobliwego kapłana nie stanowi wymownego świadectwa ukazującego właściwy kierunek poszukiwania, również współcześnie, duszpasterstwa dojrzałego, przekonywującego i zawsze aktualnego aktualnością zakorzenioną w jak najwierniejszym spełnianiu wymagań Ewangelii oraz w heroicznym harmonizowaniu swego postępowania ze sposobem życia  Jezusa Chrystusa?[5]


 

[1] „W trzech różnych fragmentach Ewangelii Tomasz jest zawsze przedstawiany jako ten, który widzi ciemną stronę rzeczywistości, i to zarówno w teraźniejszości, jak i w przyszłości. Kiedy do naszego Pana nadeszła wiadomość o śmierci  Łazarza, Tomasz chciał pójść i umrzeć wraz z Nim. Później, kiedy nasz błogosławiony Pan powiedział, że ponownie wróci do Ojca i przygotuje miejsce dla swoich apostołów, Tomasz smętnie odparł, że nie wie, dokąd Pan zmierza i że sam nie zna drogi. Wkrótce po tym, jak pozostali apostołowie przekonali się o Zmartwychwstaniu i chwale naszego Bożego Zbawiciela, przynieśli te wiadomości Tomaszowi. Tomasz nie powiedział, że odmawia wiary, ale że nie potrafi uwierzyć, dopóki nie otrzyma jakiegoś doświadczalnego dowodu Zmartwychwstania, mimo ich świadectwa, że widzieli zmartwychwstałego Pana. Wymienił warunki swojej wiary: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę ( J 20, 25)”. F. Sheen. Życie Jezusa Chrystusa. Kraków 2018 s. 637.

[2] „Jego odmowa uwierzenia w świadectwo dziesięciu kompetentnych towarzyszy, którzy widzieli zmartwychwstałego Chrystusa na własne oczy, dowiodła tego, jak sceptycznym był ten posępny mężczyzna. Nie był to jednak niepoważny sceptycyzm obojętności czy wrogości wobec prawdy; chciał wiedzy, by posiąść wiarę. Przeciwnie do tych mądrych we własnym mniemaniu, którzy chcą wiedzy przeciwko wierze. W pewnym sensie jego postawa była postawą naukowego teologa, który pozbywszy się wszelkich wątpliwości szerzy wiedzę i informację”. Tamże s. 638.

[3] „Wątpliwości Tomasza w większości wynikały z jego przygnębienia i depresyjnego wpływu żalu oraz odosobnienia; gdyż był on człowiekiem odosobnionym od swoich towarzyszy. Czasami człowiek, który opuści spotkanie, sporo traci. Gdyby spisano protokół pierwszego spotkania, zawierałby on tragiczne słowa Ewangelii: Tomasz (…) nie był razem z nimi ( J 20, 24)”. Tamże s. 638.

[4] „Diecezja sandomierska rozpoczęła proces beatyfikacyjny ks. Sudoła 19 marca 2014 roku. Podczas uroczystej Mszy Świętej sprawowanej z prośbą o beatyfikację Sługi Bożego, przewodniczący liturgii, biskup Krzysztof Nitkiewicz powiedział: Przez otwarcie procesu beatyfikacyjnego ks. Stanisława Sudoła Opatrzność Boża wydobywa ze wspólnoty Kościoła postać szczególną, nieprzeciętną, wyjątkową. Można zapytać: Na czym polegała ta szczególność, nieprzeciętność i wyjątkowość? Przecież to zwyczajny, wiejski proboszcz, a jedyny sukces jego życia to raniżowski urząd dziekański. To jest powierzchowne patrzenie, a ks. Sudoł był człowiekiem o niezwykle bogatej duchowej osobowości i to ona zdecydowała o jego szczególności, nieprzeciętności i wyjątkowości”. R. Pomarańska. Z dziedzictwem w przyszłość. 200 lat diecezji sandomierskiej. Sandomierz 2018 s. 79-80.

[5] „Papież Franciszek nazywa świętość przeciwieństwem życia przeciętnego, rozwodnionego i pustego. Mówi, że jest ono możliwe przez koncentrowanie się na Bogu i mocne trwanie w Tym, który kocha i wspiera. To jednak wymaga ciągłej walki przeciwko pokusom diabła, walki ze światem i jego mentalnością oraz ze złymi skłonnościami, zaczynając od lenistwa”. K. Nitkiewicz. Tu jest mój dom. Sandomierz 2019 s. 76.