1. „W niespokojnym świecie łódź Kościoła przeżyła i przeżywa chwile trudne i była dotknięta burzami i huraganami. Wielu pytało Nauczyciela, który zdawał się spać: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? ( Mk 4, 38); inni, zszokowani wiadomościami, zaczęli tracić do niego zaufanie i opuszczać go; inni, ze strachu, z powodu interesów, dla ukrytych motywów, próbowali uderzyć w jego ciało, powiększając jego rany; inni nie kryją radości, widząc, że jest porażony; wielu innych jednak nadal się go trzyma, będąc pewni, że bramy piekielne go nie przemogą ( Mt 16, 18). Tymczasem Oblubienica Chrystusa kontynuuje swą pielgrzymkę pośród radości i cierpień, pośród sukcesów i trudności zewnętrznych i wewnętrznych. […] Boże Narodzenie daje nam co roku pewność, że światło Boga będzie nadal świecić pomimo naszej ludzkiej nędzy; pewność, że Kościół wyjdzie z tych udręk jeszcze piękniejszy, wspanialszy, oczyszczony. Wszystkie grzechy, upadki i zło popełnione przez niektórych członków Kościoła nigdy bowiem nie mogą przesłonić piękna jego oblicza, a wręcz dają pewny dowód, że jego siła nie polega na nas, ale tkwi przede wszystkim w Jezusie Chrystusie, Zbawicielu świata i Światłości wszechświata, który go miłuje i za niego, swą Oblubienicę, oddał swoje życie”. ( Papież Franciszek. Przemówienie do pracowników Kurii Rzymskiej. 21 XII 2018 r.).
2. Oto łódź Oblubieńca – Ecclesia – ponownie wyrusza, w poszukiwaniu Boga i w poszukiwaniu człowieka, na wzburzone fale współczesnego świata. Liturgia adwentowa pouczała nas, w jakim nastawieniu ducha powinniśmy przyjmować Pana; aby, gdy przyjdzie, zastał nas czuwających na modlitwie i pełnych wdzięczności[1]. Taka dyspozycja serca jest oczekiwana od ucznia Chrystusowego oczywiście nie tylko w Adwencie i w okresie Narodzenia Pańskiego, ale w ciągu całego życia, podczas każdorazowego spotkania z Chrystusem. Dyspozycję tę należy utrzymywać szczególnie wtedy, gdy Chrystus przychodzi do nas ze swoim Słowem oraz w swoim Ciele i w swojej Krwi podczas Eucharystii; mniej lękam się Chrystusa karzącego, niż Chrystusa przechodzącego obok, mijającego ( św. Augustyn). Takie zdanie może wypowiedzieć człowiek, który w sposób dojrzały troszczy się o to, by nie uronić nic z nauczania i obecności Chrystusa, by nie zmarnować czasu Jego przychodzenia do nas i czasu Jego obecności z nami podczas pielgrzymowania przez cienistą krainę śmierci – doczesność. Modlitwa modlitwie nierówna, można np. odmawiać brewiarz albo modlić się brewiarzem. Jak każde nasze działanie, tak również modlitwa, a może właśnie ona w sposób szczególny, stanowi znak naszego wewnętrznego stanu, trwania w łasce uświęcającej, albo trwania w grzechu[2]. Ludzie modlący się często obwiniają się z powodu ulegania rozproszeniom podczas modlitwy. W rzeczywistości, nie wydaje się to być wielki problem; kierownicy duchowi radzą nie koncentrować się na rozproszeniach i roztargnieniach, nie zwracać na nie uwagi i wtedy, paradoksalnie, one szybko znikają. Natomiast niezwykle rzadko ktoś obwinia się ze znacznie poważniejszego zaniedbania, tzn. z dysharmonii, z kłótni, zachodzącej pomiędzy życiem – postępowaniem a treścią modlitwy. Mówimy: Ojcze nasz… a poprzez trwanie w grzechu łączymy się z szatanem i jego uznajemy za prawdziwego ojca naszych czynów; mówimy: któryś jest w niebie… a wzrok naszej duszy i pragnień kierujemy niemal całkowicie jedynie ku sprawom ziemi; mówimy: bądź wola Twoja… a ubóstwiamy własną wolę i nią się głównie kierujemy. Subiektywizujemy niemal spontanicznie naszą wiarę, uznając relację ja i mój bóg za centrum naszej pobożności. Trudno nas przekonać, że właściwym nastawieniem duchowym jest relacja: my ( Kościół ) i Bóg prawdziwy, tzn., objawiony przez Jezusa Chrystusa i w Jezusie Chrystusie, być może dlatego, że relacja ja i mój bóg w zasadzie może zmieścić w sobie wszystkie nasze pragnienia, bez stawiania jasnych wymagań; zaś relacja my i Bóg prawdziwy, objawiony przez Jezusa Chrystusa niesie z sobą wyraźnie określone zobowiązania. Częścią tych zobowiązań są te, które wynikają z przyjęcia sakramentu chrztu i z odkrytego powołania, np. powołania kapłańskiego czy małżeńskiego i rodzinnego. Ktoś, kto nie wypełnia swych obowiązków, nawet w minimalnym stopniu, często jeszcze obraża Boga i bliźniego; jaki ten Bóg jest złośliwy, bo daje jakieś przykazania i wymaga ich przestrzegania… jaki ten mój przełożony, ( którego najczęściej nie uznaje wewnętrznie za przełożonego), jest zły i złośliwy, bo żąda ode mnie, bym wykonywał swoje obowiązki i nie chce się zgodzić bym przerzucał ich wypełnianie na innych…. Szatańska perfidia i logika: im głupiej – tym mądrzej, im gorzej – tym lepiej. Gdyby tego rodzaju osoba postawiła siebie w prawdzie nieuchronnie musiałaby powtórzyć wobec siebie pytanie papieża Franciszka: Dlaczego powiększasz rany Chrystusa? Po co oszukujesz Boga i ludzi? Jeżeli tak bardzo pragniesz zachowań sprzecznych w twoim powołaniem, to dlaczego nie stawiasz sprawy uczciwie i nie wybierasz takiej drogi, która pozwoli ci je realizować w zgodzie z Bożymi przykazaniami? Pewien kapłan przebywał kilka lat w środowisku z bardzo małą liczbą księży; jeden kapłan przypadał tam na kilka tysięcy wiernych świeckich. W czasie swego pobytu w tym środowisku ani razu nie słyszał, by wierni modlili się o liczne powołania kapłańskie… natomiast niemal każdego dnia modlili się o dobre powołania kapłańskie dla swoich wspólnot. Postępowali w ten sposób całkiem świadomie; oni już dobrze zrozumieli, że liczne powołania kapłańskie nie rozwiązują problemów Kościoła, a niekiedy jeszcze bardzie je pogłębiają: to, co dziesięciu dobrych kapłanów budowało przez wieki, jeden niedobry kapłan, odrzucający notorycznie wezwanie do nawrócenia, potrafi zniszczyć w ciągu tygodnia, albo w jeszcze krótszym czasie. Zobowiązania wynikające z powołania do życia małżeńskiego i rodzinnego niosą w sobie również troskę o wzajemną wierność małżonków, czystość ich relacji oraz, przybierające niekiedy rozmiary heroiczne, świadectwo szacunku wobec Bożego zamysłu dotyczącego ludzkiej miłości i wierności. To także troska o to, by nie zamykać uszu swej duszy na wyraźne przesłanie św. Jana Chrzciciela: Nie wolno ci mieć żony twego brata? ( Mt 6, 18). To duszpasterska troska nie tylko o tzw. związki niesakramentalne, ale również, a może nawet nade wszystko, ustawiczne towarzyszenie osobom zebranym we wspólnotach Sychar, łączących tych, którzy pozostali wierni zobowiązaniom przysięgi małżeńskiej, nawet wtedy, gdy porzucił ich współmałżonek. Kończąc okres Narodzenia Pańskiego Niedzielą Chrztu Pańskiego Kościół pragnie upewnić się, że Jego dzieci dobrze zrozumiały cel Wcielenia Syna Bożego: Syn Boży stał się człowiekiem, aby człowiek odkrył na nowo swą prawdziwą tożsamość dziecka Bożego. Przypominanie tej prawdy było niezbędne dla człowieka wszystkich wieków, ale wydaje się, że jest szczególnie konieczne dla nas, ludzi zarażanych przynajmniej od dwóch wieków obłędnymi ideologiami przynoszącymi treści zupełnie przeciwne antropologii biblijnej, przekazującej prawdę o człowieku jako istocie stworzonej na obraz i podobieństwo Boga. Ideologie te próbują przedstawiać tajemnicę człowieka niejako z drugiej strony, od dołu, redukując istotę ludzką wyłącznie do jej elementu cielesno – psychicznego, który można opisywać przy pomocy takich samych kategorii jak świat zwierzęcy, i który w gruncie rzeczy miałby kierować się takimi samymi kryteriami zachowań ( instynkt) jak zwierzęta[3]. Dla tak skrajnie naturalistycznego podejścia nauka Jezusa Chrystusa i Jego Osoba, obecna w dalszym ciągu w sakramentach, zawsze będzie zawsze stanowić niemożliwą do pokonania przeszkodę.
3. Bł. Wincenty Kadłubek ( + 1223) jest patronem diecezji sandomierskiej i świadkiem uświęcającego zjednoczenia z Jezusem Chrystusem, zjednoczenia opartego na żarliwej czci Najświętszego Sakramentu i szczerej miłości Niepokalanej Maryi Panny[4]. Bł. Wincenty jest również tą osobą, która położyła fundament pod rozwijający się w dziejach Polski dojrzały patriotyzm[5] oraz świadkiem pokory, stawiającej zawsze na pierwszym miejscu, ponad urzędy i zaszczyty, poszukiwanie Boga. Bł. Wincenty urodził się na terenie diecezji sandomierskiej: w Karwowie koło Opatowa ( parafia Włostów). Na domniemanym miejscu urodzenia Błogosławionego została wybudowana kapliczka i bije źródełko, z którego można zaczerpnąć wody o rzekomo leczniczych właściwościach, mających się szczególnie uwidaczniać w przypadku chorób oczu. Nawet gdyby powątpiewano w rzeczywistą skuteczność tejże wody w odniesieniu do chorób fizycznych, to z pewnością bł. Wincenty jest autentycznym świadkiem siły Chrystusowej Ewangelii uzdrawiającej swym światłem wzrok ludzkiej duszy. Jednocześnie można uznać w bł. Wincentym, intelektualiście – najlepiej wykształconym Polaku średniowiecza – świadka umiejętnego łączenia wiary i intelektu ( fides et ratio), łączenia, które, jak powie kilka wieków później następca bł. Wincentego na krakowskiej stolicy biskupiej św. Jan Paweł II, umożliwia wznoszenie się ducha ludzkiego do kontemplacyjnej wspólnoty z Bogiem.
[1] 2 prefacja adwentowa.
[2] „Bernard w sposób cudowny a dokładny rozpoznaje w czasie odprawiania modlitw kanonicznych stan duchowy swych współbraci. W pewnym momencie jutrzni zjawia się anioł i staje obok niego, Bernarda, potem podobnież aniołowie zajmują miejsce obok wszystkich zakonników. I piszą. Piszą w złotych księgach jaka jest wartość i zasługa modlitwy. Ale chociaż księgi przyniesione z nieba są ze szczerego złota – treść w nich zapisana zostaje rozmaicie, zależnie od skupienia, czystości serca śpiewających, głębokości samej modlitwy. Tak więc litery jednych są złote jak słońce, drugich srebrne jak księżyc, dalszych – tylko atramentowe, błękitne. Biały Opat rozumie doskonale znaczenie tej różnicy. Kto modli się całą duszą, w pełni oddania się Bogu i jest w Niego jedynie wpatrzony, śpiewa całym sercem i całym głosem, tego zasługi są pisane złotem. Kto zaś modli się z mniejszą uwagą, dopuszcza roztargnienia i myśli postronne, nie mogąc całkowicie oderwać się od świata, jaki go otacza – tego nagroda jest pisana literami ze srebra. Wreszcie – kto modli się ustami tylko, bez udziału serca, duszy i woli, ciałem obecny w kościele, a daleki od doskonałego oddania się Bogu – tego zasługa i zapłata jest nikła, zapisana jedynie bladym atramentem, który wnet zszarzeje i zniknie…”. S. Kiełtyka. Święty Bernard z Clairvaux. Kraków 1983 s. 139.
[3] „W rzeczywistości psychosomatyzm, czyli człowiek rozumiany jako ciało i psyche, przedstawia bez wątpienia pewną jedność; ta jedność nie stanowi jednak całego człowieka. Aby o człowieku można mówić w sensie całościowym, totalnym, koniecznie należy dołączyć jeszcze wymiar duchowy – tylko osoba duchowa tworzy jedność w człowieku. Nie wystarczy mówić o cielesności i psyche, tertium datur. Bycie tożsamym jest, by tak powiedzieć, byciem jednym i potrójnym; co znaczy, że człowiek jest jednością, lecz w tym samym czasie wyraża się w trzech momentach; fizycznym, psychicznym i duchowym. Jako taki jawi się on nam jako prawdziwe misterium”. ( V. Frankl). „Zamiast odwoływać się, tak jak to czyni Freud, do seksualności, można także odwoływać się do strony duchowej człowieka i rozwijać jego psychologię. Freud widzi czasami z niezwykłą poprawnością to, co dzieje się na skutek stłumienia seksualności, lecz nawet nie zapyta, co się dzieje gdy stłumiony jest duch”. P. Ionata. Psychoterapia a problemy życia religijnego. Kraków 1993 s. 18-19.
[4]„Bł. Wincenty przeszedł do historii jako wielki czciciel Najśw. Sakramentu i Matki Najświetszej. Jemu przypisuje się wprowadzenie w naszym kraju zwyczaju palenia wiecznej lampki przed Najśw. Sakramentem. W katedrze sandomierskiej w jednym z bocznych ołtarzy jest dużych rozmiarów obraz przedstawiający bł. Wincentego, jak wpatrzony w postać Najśw. Maryi Panny, klęczy u Jej stóp”. I. Ziembicki. Święci rodzą świętych. Sandomierz 1999 s. 16.
[5]„Bł. Wincenty zapisał się w pamięci potomnych nie tylko jako wielki czciciel Najśw. Sakramentu i Matki Najśw., lecz także jako żarliwy miłośnik Ojczyzny. Dał temu wyraz pisząc Kronikę dziejów Polski. Kronika Kadłubka ma charakter wybitnie nauczycielski – pisał kard. Stefan Wyszyński. Autor jej stawia sobie za cel – uczyć cnoty, zwłaszcza miłości Ojczyzny, miłości własnego kraju, dziejów ojczystych. (…) Czegoś równie gorącego i żarliwego nie znajdziemy w piśmiennictwie polskim bodajże dopiero w kazaniach sejmowych Piotra Skargi (…) Jest to księga ciekawa, niezwykła, bo pełna jakiegoś przedziwnego optymizmu, jakiegoś głębokiego szacunku dla dziejów narodu”. Tamże s. 20.
2. Padnijmy na kolana,
to Dziecię to nasz Bóg,
Uczcijmy niebios Pana;
miłości złóżmy dług.
3. O Boże niepojęty,
kto pojmie miłość Twą?
Na sianie wśród bydlęty,
masz tron i służbę swą.
4. On Ojcu równy w Bóstwie
opuszcza niebo swe,
A rodzi się w ubóstwie
i cierpi wszystko złe
5.Bóg, Stwórca wiecznej chwały,
Bóg godzien wszelkiej czci,
patrz, w szopie tej zbutwiałej,
jak słodko On w niej śpi.
6. Jezuniu mój najsłodszy,
Tobie oddaję się.
O skarbie mój najdroższy,
racz wziąć na własność mnie.
2. Maryja Panna, Maryja Panna
Dzieciątko piastuje,
i Józef Święty, i Józef Święty
Ono pielęgnuje.
3. Choć w stajeneczce, choć w stajeneczce
Panna Syna rodzi
Przecież On wkrótce, przecież On wkrótce
ludzi oswobodzi
4. I Trzej Królowie, i Trzej Królowie
od wschodu przybyli
I dary Panu, i dary Panu
kosztowne złożyli