VII Niedziela Wielkanocna – Wniebowstąpienie Pańskie

1. „Można by powiedzieć, że człowiek posiada podwójny wzrok: jednym ogląda materialno – zmysłowe aspekty rzeczy, a drugim przeżywa wieczność. Człowiek uświadamia sobie swój wzrost sił biologicznych, rozwój organizmu, specjalnych uzdolnień, rozszerzenie horyzontów świadomości, opanowywanie świata i siebie samego. A jednocześnie przeżywa słabnięcie sił, różne ograniczenia, zawężenia, zmęczenie ciasnotą życia, a zarazem doznaje czegoś, czego nigdy nie zrealizuje, czego nawet nie może wypowiedzieć. Jesteśmy otwarci na nieskończoność, a jednocześnie wtłoczeni w ciasnotę zjawisk zewnętrzno – cielesnych i ograniczenia świadomości. Naszym radościom i przyjemnościom towarzyszy dziwne pragnienie, aby je przedłużyć w nieskończoność. Każda chwila radosna tęskni za nieskończonością, pisał Nietzsche. Człowiek nie przeżywa zatopienia swojego ja w funkcji rozkoszy, jak to ma miejsce u zwierząt. Czasowe zaspokojenie pędu życiowego, któremu towarzyszy przyjemność, jest refleksem pragnienia przeżywania tego pędu w stopniu nieograniczonym. W dziedzinie poznawczej nawet drobna podnieta porusza cały mechanizm psychofizyczny: wrażenia rozbudzają wyobrażenia, uczucia, popędy, przetwarzają się w pojęcia, nawiązują do światopoglądu, i ostatecznie rodzą niedosyt intelektualny. Podobnie rzecz się ma z dziedziną dążeniową człowieka. Każdy upadek i zniszczenie rzeczy budzą uczucia przykre, a tym bardziej występuje to w przypadku śmierci. Mamy tu nieświadomy protest duszy przeciwko zmienności i zanikaniu rzeczy, a zarazem lęk, by nasze jestestwo nie znalazło się w podobnej sytuacji. Tak samo tęsknota, smutek, melancholia są często ludzkimi, a zarazem metafizycznymi uczuciami, ponieważ związane są z ludzką tęsknotą za wiecznością. Również cierpienie ludzkie posiada charakter metafizyczny, jest bowiem ono ceną albo ekspiacją wieczności. Podobne nastawienie posiada poznanie ludzkie. Jak wytłumaczyć jego podświadomy pęd do ujmowania nawet drobnych treści poznawczych pod kątem ostatecznych przyczyn i zasad? Mamy tu do czynienia z podświadomym przykładaniem wiecznej miary do codziennych, czasowych rzeczy. Podobnie oceniamy człowieka nie tylko według sumy posiadanych przez niego wiadomości empirycznych, ale także według stopnia jego powiązania ze światem idealnym. Innymi słowy, im bardziej nasze poznanie przepojone jest pierwiastkami wiecznymi – w dziedzinie poznawczej i dążeniowej – tym więcej jest cenione. Podświadomie człowiek żyje wiecznością. […] Miłość, jako pełnia woli, będzie również udziałem duszy ludzkiej w życiu przyszłym. Będziemy zespoleni miłością z Bogiem, który – według św. Jana – sam jest miłością: Bóg jest miłością ( 1 J 4, 8). Pomiędzy naszym ja a Bogiem nie będzie już rzeczy pośrednich, stworzonych, które mają nas ku Bogu prowadzić. Nasze poznanie Boga nie będzie analogiczne, przez podobieństwa, ale twarzą w twarz, bezpośrednie. Już to samo wypełni nas wielką miłością, która będzie promieniowała na wszystkie stworzenia Boże, a przede wszystkim na ludzi. Nasze przyszłe życie będzie społeczne, gdyż człowiek dopiero w społeczności może być pełnym, doskonałym i świętym człowiekiem, zachowującym jednak swą pełną indywidualność. Istota życia nieśmiertelnego polegać będzie na miłości, jaka nas wtedy wypełni i będzie pociągała ku Bogu. W Bogu również będziemy kochali ludzi i inne stworzenia Boże. Niebo jest wspólnotą z Bogiem i ze świętymi. Brak miłości jest piekłem i potępieniem. Kto nie okazał czynnej miłości ( nie dał głodnemu jeść; nie napoił spragnionego; nie przyjął przybysza; nie przyodział nagiego; nie odwiedził chorego i więźnia – zob. Mt 25, 42-43), ten nie miał miłości, na miłość nie zasługuje, i jako taki zostanie odrzucony i potępiony. Człowieka potępia przed Bogiem egoizm, brak miłości. Potępienie człowieka jest wielką tajemnicą. Nie można sobie wyobrazić piekła, podobnie jak trudno przedstawić sobie niebo. Wszelkie próby lokalizacji i wystroju piekła czy nieba mogą być tylko wytworem wyobraźni i opieraniem się na odległej analogii zachodzącej pomiędzy sferą materialną a duchową. Takim produktem bogatej wyobraźni jest obraz piekła i nieba ukazany przez Dantego ( Boska komedia). Niebo i piekło są rzeczami ostatecznymi dla człowieka, ale i najbardziej tajemniczymi. Nasza dola i nasza przyszłość wieczna leżą w ręku odwiecznego, wiekuistego Boga, ale Boga, który jest miłosierny i nas kocha”[1]. ( Ks. Józef Pastuszka).

2. W dzisiejsze święto Wniebowstąpienia Pana Jezusa wspólnota Kościoła w sposób szczególny zwraca swój wzrok ku Temu, który czterdziestego dnia po swoim Zmartwychwstaniu uniósł się w górę i został zabrany w obłoku sprzed oczu swoich uczniów ( Dz 1, 9). Został zabrany z naszych oczu fizycznych, możemy dodać, po to, aby jeszcze bardziej wyostrzyć nasz wzrok duchowy, również w odniesieniu do naszego postrzegania ostatecznego celu istnienia, czyli nieba – miłosnego styku tego, co Boskie i ludzkie. Jesteśmy więc zapraszani ponownie do odnowienia lub pogłębienia naszej wiary w Jezusa prowadzącego nas do ostatecznego spełnienia sensu naszego życia – wiecznej szczęśliwości w miłości i prawdzie z Bogiem. Dążąc do bardziej szczegółowego określenia treści Wniebowstąpienia należy uświadomić sobie fakt, że nie oznacza ono tego, iż nasz Pan wyjechał w jakieś odległe miejsce, oddalone od ludzi i tego świata, ale to, że nie należy On już więcej do świata śmierci, która tak mocno i boleśnie charakteryzuje doczesność. Znaczy to również, że należy całkowicie do Boga, do którego wprowadza ludzką naturę. Każdy z nas może mieć z Nim osobistą, intymną więź. On dalej pozostaje w zasięgu naszych słów, modlitw, myśli i serc. Dzisiejsze Słowo Boże ponownie uświadamia nam jeszcze jedną prawdę: Wy jesteście świadkami tego ( Łk 24, 48). Zmartwychwstały i wstępujący do nieba Pan potrzebuje takich świadków, którzy znają Go osobiście, takich świadków, którzy naprawdę Go dotknęli i spożywali z Nim posiłek po Jego Zmartwychwstaniu. Tylko tacy, z ludzi idących za Nim, mogą dawać autentyczne i przekonujące świadectwo, również świadectwo wiary w życie wieczne, oraz podążać wytrwale i dojrzale do nieba. W taki również sposób, poprzez autentycznych świadków, rozszerza się Kościół aż po krańce ziemi. Każdy z nas jest ustawicznie wzywany do bycia właśnie takim, autentycznym świadkiem Pana i świadkiem całego zakresu ludzkiego istnienia. Gdy poznajemy biografie osób świętych, szlachetnych, często konstatujemy, że byli oni ludźmi, według światowych kryteriów, prostymi, przez których jednak świeciły promienie niebiańskiej prawdy i miłości. Oni wszyscy, tak różnorodni na zewnątrz, mają przynajmniej jedną cechę wspólną: są w stanie dostrzegać w każdym człowieku dziecko Boże zaproszone do udziału w wiecznym szczęściu. Ta perspektywa staje się dla świętych fundamentalnym kryterium rozumienia rzeczywistości; dla realizacji tego Bożego planu są w stanie ofiarować nawet swoje doczesne życie[2]. Takiej perspektywy uczymy się zjednoczeni na modlitwie do Boga z całą wspólnotą Kościoła i Najświętszą Maryją Panną; jak Apostołowie zgromadzeni w sali na górze. Wniebowstąpienie miało sprawić, że ludzkie myśli i serca będą wstępować ponad ziemię[3]. Przywołujemy tedy Ducha Świętego, zdolnego oczyszczać i wzmacniać świadectwo dawane naszej wierze. Oczyszczenie naszej wiary powinno dokonywać się również w odniesieniu do prawdy o naszym powołaniu do uczestnictwa w chwale nieba. Każdy z nas winien coraz bardziej interesować się tym, jak zdobyć wyższy wymiar ludzkiej egzystencji, powinien coraz więcej być zaabsorbowany tym, czy jest na drodze wiodącej do zdobycia wyższego krzesła istnienia – nieba[4]. Tymczasem wielu z nas zdaje się być bardziej niż Ewangelią zainteresowanymi przesuwaniem krzeseł w doczesności. Mniej nas porusza prawda o tym, że Pan Jezus przygotował dla każdego z nas mieszkanie w niebie, od praktyki poszukiwania możliwości wskoczenia na wyższy stołek – krzesło już tutaj, w doczesności. A ileż przy tym zabiegów, pracy, kombinowania i wyrzeczeń potrafią znieść ci, którzy w doczesnym przesuwaniu krzeseł upatrują sens życia! Ile bolesnych przeżyć doświadczają, gdy czują się pominięci w kolejce do światowego wywyższenia! A czy rozpaczają tak bardzo nad stanem swojej duszy nieprzygotowanej na spotkanie z Panem na progu wieczności? Czy bardzo martwią się tym, że nie wstępują na wyższy poziom świętości? Również i w tym przypadku znajduje potwierdzenie zjawisko dostrzeżone przez Sługę Bożego abp. F. Sheen’a polegające na tym, że prawda wiary zapomniana lub osłabiona wśród wierzących wypływa w swej zdeformowanej formie w świecie: gdy przestano przykładać wiele wysiłku w zdobycie eschatologicznego nieba, to, poniekąd zastępczo, za cel życia uznano mordercze wspinanie się po szczeblach drabiny nieba doczesnego; kariery, władzy, przyjemności, posiadania, konsumpcji… Jak święci, uczymy się więc miłości Chrystusa, również podczas Eucharystii, która tworzy Kościół – eucharystyczną wspólnotę bliźnich pomagających sobie nawzajem w drodze do prawdziwego nieba.

3. Błogosławiony ksiądz komandor Władysław Miegoń ( 1892-1942) – dobrowolnie wybrał męczeństwo. Każdy święty i błogosławiony świadczy, poprzez heroiczną wierność Bogu, o pełnym zakresie ludzkiego istnienia, o doczesności i wieczności. Od początku swej kapłańskiej drogi Pan stawiał bł. ks. Miegonia w uwarunkowaniach wojennych; także tam błogosławiony kapłan sandomierski potrafił okazywać pasterską troskę o dobrostan całego człowieka, tj. jego ciała i duszy[5]. Odczytując swe powołanie do duszpasterstwa wojskowego właśnie na tym polu spędził wiele lat posługi kapłańskiej; był kapelanem marynarzy polskich i z nimi właśnie związał się na życie i śmierć[6]. Ks. Władysław Miegoń został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II, 13 czerwca 1999 roku, w Warszawie, w grupie 108 męczenników polskich z czasów II wojny światowej.


 

[1] J. Pastuszka. Rozważania religijne. Poznań 1983 s. 202. 204-205.

[2] Amerykański Żyd pisze o swojej podróży do Polski: „Pojechaliśmy do miasteczka Grębów, dawnego miejsca zamieszkania naszych krewnych. Mieliśmy ze sobą ręcznie wykonaną mapę z zaznaczonymi na niej kilkoma drogami i lokalizacją domów oraz sklepów. Po trzyminutowym spacerze odnaleźliśmy drogę, przy której kiedyś znajdowało się gospodarstwo i dom naszego kuzyna. Miejscowy mieszkaniec przybliżył się do nas drogą, zapewniając po polsku, że stary człowiek mieszkający niedaleko wie dużo o Żydach, którzy żyli kiedyś w Grębowie. Zaprowadził nas do domu 88 – letniego NN, który przykuśtykał do furtki wsparty na dwóch laskach. Prawie niepiśmienny, katolicki chłop miał naprawdę wiele do zaoferowania. Pamiętał Barucha Garfunkla, który prowadził sklep na rogu, i który lubił trzymać kostkę cukru w ustach pijąc herbatę. Stary człowiek był członkiem polskiej armii podziemnej i na trzy lata został zesłany na Syberię. Podczas gdy pytaliśmy go o coraz więcej rzeczy, zostaliśmy poczęstowani sokiem owocowym przez kobietę opiekującą się nim. Nasz tłumacz zwrócił się do nas ze słowami: to was zainteresuje, gdy ta sama kobieta przyniosła z domu złożony dokument, który wieśniak rozłożył przed swoimi, upośledzonymi kataraktą oczami. Był to list uznania z Yad Vashem w Izraelu, nadający mu tytuł sprawiedliwego wśród narodów świata. W ciągu następnych dwóch godzin stawaliśmy się świadkami niewiarygodnej opowieści. Gdy Niemcy przyjechali do Grębowa, zebrali Żydów na miejscowym rynku; niektórych zastrzelili tam od razu, innych zabrali do getta. Niektórym rodzinom udało się uciec. Inne prosiły o pomoc; z taką prośbą zwrócił się do NN również jego najbliższy sąsiad z trzema córkami, którzy nie mieli dokąd uciec. NN schował ich w piwnicy, ale ktoś z miasteczka doniósł o tym Niemcom. Gdy ci przyszli na kontrolę, NN im powiedział: Nie ma tu żadnych Żydów, to głupota. Proszę wejść i sprawdzić. Niemcy odwrócili się i odeszli. Przez dwa tygodnie ten stary człowiek spał przy drzwiach frontowych swego domu nasłuchując w nocy zbliżających się kroków Niemców. Później zdołał zorganizować żydowskiej rodzinie ucieczkę.  Czy miał Pan w tamtym czasie rodzinę? – spytaliśmy. – Tak, żonę i córkę. Czy wiedział Pan – pytaliśmy dalej -, że zarówno Pan jak i oni zostaliby zabici, gdyby was złapano przechowujących Żydów?Tak – odpowiedział. Dlaczego więc Pan to robił? Jego głos natychmiast wypowiedział słowa: byli naszymi sąsiadami”. L. Brown. Family Roots in Polish Towns: Sandomierz, Tarnobrzeg, and Grębów. www. kehilalinks.jewishgen.org/Kolbuszowa/Grebow/grebow10.html ( dostęp: 30. 05. 2019. Tłumaczenie: ks. J. Bisztyga). W języku angielskim słowo a neighbor oznacza zarówno sąsiada jak i bliźniego; odpowiedź starego człowieka można więc równie dobrze przetłumaczyć jako: byli naszymi bliźnimi.

[3] F. Sheen. Życie Jezusa Chrystusa. Kraków 2018 s. 669.

[4] „Cóż nam mówi ta trumna i jaką ostatnią wskazówkę pozostawia nam odchodzący do wieczności kapłan? Jego niespodziewana śmierć przypomina nam wszystkim, że mamy być zawsze zjednoczeni z Bogiem i przygotowani na przejście do wieczności. Mówi przysłowie: mamy tak żyć, jakbyśmy mieli jutro umrzeć, a tak pracować, jakbyśmy mieli żyć wiecznie. Czuwajcież tedy; bo nie wiecie dnia ani godziny ( Mat. 25.13) ostrzega nas Pan Jezus, a św. Paweł zapewnia, że dzień Pański, jako złodziej w nocy tak przyjdzie ( I Tes. 5,2). Ten zgon niech będzie dla nas wielkim ostrzeżeniem. Bądźmy gotowi zawsze na wezwanie, by sprawdziły się na nas słowa Pisma Świętego: Błogosławieni umarli, którzy umierają w Panu ( Obj. św. Jana 14, 13)”. F. Jop. Przemówienia i kazania. Opole 1960 s. 314.

[5] „W pierwszym roku kapłaństwa, zastępując chorego księdza proboszcza w Modliborzycach, znalazł się na linii frontu, gdzie rozgrywały się ciężkie walki między wojskami rosyjskimi i austriackimi. Ks. Miegoń śpieszył z pomocą nie tylko miejscowej ludności. Spotkawszy w okopach rannego żołnierza z Wiednia przeniósł go na plebanię, obmył, wyspowiadał, udzielił Komunii świętej, namaszczenia i udał się do Włostowa po lekarza. Gdy ten nie chciał przyjechać, najął furmankę i rannego żołnierza, nie bacząc na linię frontu, zawiózł do lekarza”. I. Ziembicki. Święci rodzą świętych. Sandomierz 1999 s. 72.

[6] „Po zakończeniu wojny był nadal kapelanem marynarzy, pełniąc obowiązki nie tylko ściśle kapłańskie, ale także oficera wychowawczego. Organizował kursy pisania i czytania dla analfabetów, założył czytelnię i bibliotekę, zorganizował teatr amatorski… Kochał swoich marynarzy i oni jego. Kiedy po rozstaniu z nimi ( skierowano go na inne stanowisko, do Lublina, gdzie studiował na KUL – u) wracał po kilku latach na poprzednie stanowisko, witali go z radością oficerowie i marynarze. Do swego wujka, Ks. Antoniego Rewery, pisał: Jest to dla mnie podnieta do przebywania wśród nich i służenia im, ile sił starczy. Sługa Boży Ks. Miegoń nie opuścił swoich marynarzy, kiedy po trwającej 19 dni obronie Wybrzeża w 1939 r. wywożono ich jako jeńców wojennych w głąb Niemiec. Ks. Miegoń zabrał polowy ołtarz, koce, lekarstwa i… pojechał z nimi. 2 października okręt szpitalny mając na pokładzie półtora tysiąca jeńców odpłynął z Ks. Kapelanem do Flensburga. Stamtąd przewieziono ich do Szlezwiku – Holsztyna; 18 kwietnia 1940 r. przewieziono Ks. Miegonia wraz z innymi kapelanami do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Przestali być jeńcami wojennymi chronionymi przez prawo międzynarodowe, a stali się więźniami wojennymi bez żadnych praw. Odebrano im mundury, a ubrano w pasiaki obozowe. 7 lipca 1942 r. grupa 51 kapelanów została przewieziona do Dachau ( w ciągu pół roku 20 z nich zmarło). W Dachau Ks. Miegoń spotkał swojego wuja Ks. Antoniego Rewerę. Starał się ratować wuja, pisał do rodziny, aby interweniowali w sprawie jego zwolnienia. Nie prosił o pomoc dla siebie. Zmarł 15 października 1942. Ks. Feliks Kamiński, kapelan diecezji chełmińskiej, wysłuchał jego ostatniej spowiedzi, o którą go prosił. Księże Feliksie – mówił – proszę mnie wyspowiadać, bo czuję, że zbliża się koniec. Zdążył jeszcze przyjąć Komunię świętą”. Tamże s. 73-74.


2. Gdy swoją mocą podeptał
Szatana, księcia ciemności,
Przed Ojcem staje przynosząc
Zwycięską chwałę Wcielenia.

3. Odchodzi w jasnym obłoku
I ufność ludziom przywraca,
Bo rajskie bramy otworzył
Praojców grzechem zamknięte.

4. O jakże wielkim weselem
Jest Syn zrodzony z Dziewicy!
Przyjąwszy krzyż i zhańbienie
Króluje z Ojcem na wieki.

5. Składajmy przeto podziękę
Naszemu Panu i Zbawcy,
Bo ludzkie ciało cierpiące
Do Ojca domu wprowadził.

6. Niech jedna radość połączy
Mieszkańców nieba i ziemi,
Bo Jezus idąc do Ojca
Pomiędzy nami zostaje.

7. Przyciągnij teraz, o Chryste,
Do siebie serca człowiecze
I Duchem Świętym napełnij,
Gdy nam Go ześlesz od Ojca. Amen.