VII Niedziela wielkanocna – Wniebowstąpienie Pańskie

  1. „Gdybyśmy mogli przeczytać wszystkie listy, zawierające życzenia, jakie sobie ludzie nawzajem przesyłają i gdybyśmy mogli wysłuchać składanych sobie przez ludzi przy różnych okazjach powinszowań, to dowiedzielibyśmy się, że najczęściej wymienianym życzeniem, może aż zbanalizowanym, jest życzenie długiego życia i dobrego zdrowia. Gdyby nam dana była możność zbadania tajemnic serc i myśli wszystkich ludzi, przekonalibyśmy się, że najczęstszym, a u niejednego człowieka może jedynym pragnieniem, jest długie życie i dobre zdrowie, które zresztą samo w sobie jest warunkiem długiego życia. Człowiek kocha swe życie i chce żyć wiecznie i to jest także jednym z dowodów, że powołany on został do życia wiecznego, że jego istnienie nie kończy się na tym świecie. Ale, niestety, życie ziemskie jest krótkie i nasze przebywanie na ziemi przemijające. I to jest bodaj największym zmartwieniem i rozczarowaniem wszystkich ludzi, dochodzących do starszego wieku. Trafnie to ujął św. Augustyn w tym zdaniu: Gdybyś żył przez cały ten czas od wypędzenia Adama z raju, aż do dnia dzisiejszego, to byś widział, że życie twoje, które tak ucieka, nie jest długotrwałe. A więc nawet tak bardzo długi przeciąg czasu jeszcze by się wydawał człowiekowi krótki i niewystarczający, gdyby mu wypadło zliczyć wszystkie lata swojego życia i pomyśleć, że w jakimś momencie czeka go śmierć. Życie ludzkie jest jednak znacznie krótsze od tego okresu, jest ono bardzo krótkie i szybko przemijające: czas nieubłagany ucieka, mijają dni, miesiące i lata. Albowiem tysiąc lat przed oczami twymi jako dzień wczorajszy ( Ps 89, 4). […] Wydaje nam się, że jednak jakość życia jest sprawdzianem wartości życia i jego wiecznej chwały. Nie słowa, nie zapewnienia, nie westchnienia wobec Boga mają znaczenie, ale czyn. Jeśli przykazania moje zachowacie, trwać będziecie w miłości mojej ( J 15, 10)”[1]. ( Bp Franciszek Jop).
  2. Ponieważ życie jest tak krótkie, to chrześcijanin jest tym człowiekiem, który nie marnuje doczesnego czasu darowanego mu przez Boga na sprawy i rzeczy błahe, ale stara się uchwycić to, co najważniejsze. Dlatego też w starych katechizmach na pierwsze pytanie w nich zamieszczane – co jest celem życia człowieka na ziemi – odpowiadano: poznać Boga, miłować Boga i służyć Panu Bogu. Obecnie wiele osób poświęca swe życie bardziej temu, co widzi tutaj, na ziemi, niż wartościom nieprzemijającym. W popularnym w drugiej połowie XX wieku musicalu Jesus Christ Superstar, Judasz zarzuca uczniom Chrystusa to, że są ślepi, bo za dużo myślą o niebie ( too much heaven on their minds); obecnie można rozpoznać odwrotną sytuację – zbyt mało myślenia o niebie, a zbyt wiele o ziemi. W języku angielskim funkcjonuje również wyrażenie to rearrange the deckchairs on the Titanicustawiać krzesła na Tytaniku; chociaż jest to wyrażenie czasem nadużywane, to jednak oddaje ono dosyć precyzyjnie postawę życiową niektórych ze współczesnych osób. Oznacza ono zaabsorbowanie wykonywaniem rzeczy bezużytecznych, w istocie błahych, niepotrzebnych, krótkotrwałych, nie przyczyniających się wcale do rozwiązania rzeczywistego problemu, przy jednoczesnej ślepocie na sprawy prawdziwie istotne. Właśnie dokładnie tak, jak gdyby podczas tonięcia statku, ktoś zajmował się ustawianiem na pokładzie mebli, zamiast ratowaniem swego i innych osób życia. Taką właśnie postawę można zaobserwować obecnie również w odniesieniu do lekceważącego traktowania wieczności i zasługiwania na wieczne szczęście. Nie tylko w czasie doczesnego życia niektórzy lekceważąco traktują zaproszenie Chrystusa do trwania w łasce uświęcającej, ale postawa taka przenosi się również na proces przygotowania do śmierci. Jakże tragiczny kontrast wobec praktyki dojrzałego umierania[2] odkrywamy w postawie niektórych ze współczesnych; na pytanie zadawane w kancelarii parafialnej o to, czy zmarły / zmarła, który kilkadziesiąt lat żył w grzesznym stanie, pojednał się z Bogiem chociaż przed śmiercią, odpowiadają w sposób paraliżujący swą niewiarą – lekkomyślnością – cynizmem: a kto mógł wiedzieć, że on umrze? Powtórzmy „Odeszliśmy mniej lub więcej od zasad Chrystusowych, troszczymy się zbytnio o rzeczy doczesne, wiecznych zapominając, staramy się o ziemskie powodzenie kosztem kultury ducha, a przez to źle nam na świecie. Kryzys moralny jest dotkliwym, groźniejszym od materialnego, bo cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę podjął, a nawet szkoda na duszy, to przyczyna biedy doczesnej. Jako katolicy, cenimy wysiłki doczesne ludzi dobrej woli, ale wiemy, że pomocy wyżej, niż na ziemi szukać musimy i wierzymy, że od Zbawiciela ona do nas przyjdzie. Jezus Chrystus wczoraj i dziś; ten i na wieki jest Tym, o którym mówimy: I nie masz w żadnym innym zbawienia”[3]. Rozważając trzecią pokusę szatańską z kuszenia Chrystusa na pustyni, abp Fulton Sheen profetycznie dostrzegał w niej najgroźniejszą próbę dla Kościoła na nadchodzące stulecia – zaniechanie teologii na korzyść polityki; nie przejmuj się Bogiem, Jego przykazaniami, wiecznością, misterium odkupienia. Zamiast tego, całe swe wysiłki skoncentruj na ten świecący glob ziemski i jego królestwa, które moje są… nie zajmuj się Bożym porządkiem doczesności i wieczności, ale tylko porządkiem politycznym i społecznym tego świata. Rozwiązuj problemy biedy materialnej, niesprawiedliwości społecznej, złych ustrojów politycznych, bez pytania i pamięci o powołanie do wieczności, bez pytania o prawdę o Bogu, człowieku i świecie, bez pytania o nadprzyrodzoność. Odeślij Jezusa i Jego naukę do lamusa nie – praktyczności, uczyń z nich kwestie niepotrzebne, a nawet przeszkadzające w prawdziwym rozwoju człowieka i jego spraw… tylko doczesnych. Too much the earth on their minds – Za dużo tego świata w ich umysłach. Praktyczne zaćmienie eschatologii skutkuje kolejną już w dziejach ludzkość próbą budowania nieba na ziemi; tym razem nie zadaje się nawet sobie trudu podparcia tego budowania jakimś rodzajem ideologii: walką o dominację rasy, klasy, wyzwolenie społeczne, itp. Najlepiej tę współczesną próbę budowania ziemskiego nieba oddają słowa św. Pawła: Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy ( 1 Kor 15, 32). Naukę, czy chociażby jakąś ideologię, poddano w pogardę jako niepotrzebną; istotną i naprawdę ważną stała się praktyka budowania doczesnego i subiektywnego błogostanu – nieba na ziemi[4].
  3. Do prawdziwego nieba wędruje się drogą trwania w łasce uświęcającej, drogą czystego serca zjednoczonego z Bogiem; z czystego serca rodzą się czyste ręce, oczy, czyste myśli i czyny. W dziejach diecezji sandomierskiej odnajdujemy liczne przykłady osób przekazujących Bożą dobroć trwaniem w czystości serca. Warto przypominać przykłady ich życia i postępowania. Jedną z takich osób był, przywoływany w swym nauczaniu przez bpa Franciszka Jopa, anonimowy pułkownik powracający z grupą oficerów, w 1915 roku, po zdobyciu Przemyśla, do miejsca swego postoju. Zatrzymawszy się na plebani w Zaklikowie oficerowie poczęli się przechwalać wojennymi łupami, zdobytymi prawem wojny, tzn. przywłaszczonymi na zasadzie co ukradł, to jego. W czasie tego pokazu zadano pytanie pułkownikowi: „A co pan wiezie dla swojej żony? Nie mam żony, padła odpowiedź – umarła, mam córkę. A co pan dla niej wiezie? Co wiozę? Zapytał pułkownik i podniósł ręce: wiozę dla niej czyste ręce”[5].

2. Płakał i bolał nad grzesznym ludem,
nim prawdę w sercach odrodził,
nim zgładził grzechy odkupu cudem
i ludzi z Bogiem pogodził.

3. Wraca do Ojca jako Syn prawy
Słowo Przedwieczne, Bóg wielki,
by Go na tronie mocy i sławy
wielbił i kochał duch wszelki.

4. Wraca, lecz jeszcze zstąpi w świetności,
z berłem i rózgą w swej dłoni;
w dniu ostatecznym ukarze złości,
skroń dobrych chwałą osłoni.

5. Zlituj się, Boże, nad dziećmi swymi,
któryś jest dobry bez miary;
Tobie moc dana na niebie, ziemi,
ześlijże na nas swe dary.

6. Rządź Twym Kościołem, zwiększaj go, Panie,
broń od grzechowej zarazy;
niech wierność, zgoda wśród nas zostanie
i bojaźń Twojej obrazy.


[1] Biskup Franciszek Jop. Przemówienia i kazania. Opole 1960 s. 229-230. 234.

[2] Poruszający przykład chrześcijańskiego umierania pozostawił również patron obecnego roku św. Stanisław Kostka. „Stanisław kładąc się do łóżka uczynił nad nim znak krzyża i powiedział: Jeśli spodoba się Bogu, bym z tego łóżka nie wstał niech się dzieje Jego wola. […] Sam Stanisław pomyślał o przygotowaniu się na śmierć. Najpierw poprosił, by go ułożono na podłodze. Rektor nowicjatu początkowo nie zezwolił, lecz po dalszych naleganiach Stanisława ułożono go na prześcieradle na podłodze i w takiej pozycji przygotowywał się na śmierć. Przede wszystkim zatroszczył się Stanisław o spowiedź, którą ostatnio z wielkim zaangażowaniem osobistym odprawił. Po spowiedzi, gdy dzień zbliżał się już pod wieczór, jak najpobożniej przyjął Komunię Świętą, a następnie poprosił o ostatnie namaszczenie. […] Zapytany przez rektora, czy poddaje się woli Bożej, jeśliby go chciał zabrać – z uśmiechem odpowiadał: paratum cor meum paratum. Stanisław do końca utrzymał świadomość i nie pominął niczego, co mogłoby mu służyć jako pomoc do zjednoczenia z Bogiem. Zapytany o bierzmowanie, wyraził wątpliwość, czy był bierzmowany. Na wszelki wypadek prosił o sakrament bierzmowania. Uspokoił go rektor tłumacząc, że Ducha Świętego otrzymał przez sam fakt spowiedzi i Komunii Świętej. Po ostatnim namaszczeniu raz jeszcze odbył krótką spowiedź, w czasie której ojciec rektor udzielił mu wszelkich możliwych odpustów i łask. Nikt nie wątpił, że Stanisław rzeczywiście gotuje się na śmierć. Ta świadomość nie deprymowała Stanisława. Przeciwnie – wszyscy mogli widzieć na jego twarzy uśmiech i pogodę. Późno wieczorem podano mu koronkę. Trzymał ją w ręku do ostatniej chwili wymawiając od czasu do czasu słowa: Jezus, Maryja. Szczególnie polecał się Matce Bożej. Obrazek Matki Bożej trzymał w drugim ręku cały czas i często go całował. W ostatnich godzinach pamiętał o innych. Prosił do łóżka kolegów. Gdy mu odpowiedziano, że jest noc i koledzy śpią, prosił obecnych przełożonych by ich w jego imieniu pozdrowili i przeprosili, jeżeli przestając z nimi dał im może zły przykład. Gdy skończono czytanie modlitw z książki zaczął się modlić własnymi słowami. Dziękował Bogu za wiarę, powołanie zakonne, prosił o odpuszczenie grzechów i przyjęcie ducha. Tak modlił się trzymając krucyfiks w ręku. Wokół klęczeli ojciec Fatio i Stanisław Warszewicki. Głos coraz bardziej był cichy i wreszcie zamilkł zupełnie. Było to w nocy o godzinie trzeciej dnia 15 sierpnia 1568 roku. Trzymając w ręku gromnicę tak zasnął cicho i spokojnie, że obecni nie wiedzieli, czy śpi czy modli się w duchu”. S. Bońkowski. Święty Stanisław Kostka. Płock 1967 s. 158-159.

[3] W. Jasiński. Kryzys ducha i ciała a Chrystus Pan. KDS 26 ( 1933) s. 39. 44-45.

[4] „Współczesna technika nie sprzyja nazbyt rozwojowi wewnętrznego życia. Dużo ma słuszności polski pisarz K. I. Koniński, gdy pisze: Typ współczesny życia, z obyczajami nudyzmu coraz się mniej żenującego, z hałasem dookoła człowieka, hałasem radia, maszyn grających, reklamy wszelkiej i propagandy nieustannej i na każdym kroku, rekordami szybkości mechanicznej, ze stadowością rozrywek, organizowanych tanio dla szerokich mas, z tym wszystkim, co człowieka oszałamia i wyrywa go ciszy i spokojowi – że ten więc typ życia coraz mniej do tego się nadaje, aby człowiek mógł się namyśleć nad sobą, nad swoim losem metafizycznym i losem świata, uczuć nad sobą dech wieczności. Technika zostawiona samej sobie, jak słusznie zauważa E. Mounier, prowadzi do komfortu i ospałości, do przygniecenia człowieka przez centralizację i w końcu alienuje, o ile zabraknie w nim wewnętrznego skupienia. Rozwój świata może stać się albo podstawą humanizmu o takim czy innym typie, albo oparciem dla różnego gatunku nieludzkości”. W. Granat. Personalizm chrześcijański. Teologia osoby ludzkiej. Poznań 1985 s. 460.

[5] Jop. Przemówienia i kazania… s. 78.