1. „Słynna formuła chrztu z Ewangelii św. Mateusza obok Ojca i Syna wymienia i Ducha Świętego ( Mt 28, 19). Tekst wyraźnie mówi o równorzędnym działaniu trzech, z których każda Osoba wykonuje czynności prowadzące ku wiekuistemu życiu; charakter osobowy i równość działających są tu bardzo wyraźnie zaznaczone i ta właśnie prawda, mówiąca o trzech różnych jakby podmiotach mających tę samą moc, jest prawdą istotną dla Nowego Testamentu. Dopiero w idei jednego Boga w trzech Osobach ujawnia się w pełni charakter osobowy Stwórcy i tu odkrywamy jeden z głównych filarów katolickiego personalizmu. Bliskość i dalekość Boga, a więc Jego transcendencja i obecność w świecie, to nowe poszerzenie starotestamentowej idei. Ewangelie synoptyczne mówią o Bogu jako najwyższym celu i Dobru, które człowiek winien kochać nade wszystko; św. Paweł wysławia niepojętość i wielkość Boga w słowach pełnych religijnego entuzjazmu: O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! ( Rz 11, 33). Stwórca jest ponad wszystkim, ma On jedynie nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną, którego żaden z ludzi nie widział ani też nie może zobaczyć ( 1 Tm 6, 16). Nieogarniony, niepojęty i tak oddalony od człowieka Bóg staje się bliski i najdostępniejszy w Chrystusie; ujawnia się tu nowy sposób immanencji Bożej. Ontologiczną podstawę przebywania Boga w świecie stanowi już fakt stwórczej mocy i pełni bytowej Tego, który Jest. Albowiem z Niego, i przez Niego, i dla Niego [ jest] wszystko ( Rz 11, 36). W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy ( Dz 17, 28). Bóg jako pierwsza przyczyna i ustawiczny współtwórca rozwoju świata jest mimo wszystko daleki, będąc nieogarnioną mocą, i dopiero w Słowie, które Ciałem się stało i zamieszkało między nami, tak zbliżył się, by mogło rozmawiać po ludzku jako osoba i brać udział w naszych radościach i cierpieniach, wchodząc przez to w historię każdego człowieka i całej ludzkości. Dlatego mógł Chrystus Pan powiedzieć: Gdybyście mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca […] Filipie […] kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca ( J 14, 7-10). Bliskość Boga w cierpiącym Chrystusie objawia się głównie przez Miłość, która udziela się ludziom i tworzy w nich nowy rodzaj dobra; Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [ właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdybyśmy byli jeszcze grzesznikami ( Rz 5, 8). I ta właśnie bliskość miłości Boga kształtuje życie duchowe człowieka i przyczynia się do wyzwolenia szczególniejszego typu sił religijno – moralnych łączących nas z Bogiem. Wyrazem takiego wewnętrznego nastroju jest niezwykle piękne, pełne żarliwości i dynamiki następujące wyznanie św. Pawła: I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest Chrystusie Jezusie, Panu naszym ( Rz 8, 38-39). Idea bliskości Boga przez Słowo Wcielone ujawnia w stopniu dostępnym dla człowieka tajemnicę wiekuistej Miłości, w której mają brać udział rozumne istoty; owa idea bliskiej Bożej miłości wchodzącej we wszystkie sprawy tej ziemi i walczącej z nienawiścią przez dobro jest nowym etapem Objawienia Bożego i pogłębieniem starotestamentowych pojęć. Dalszym ciągiem Słowa Wcielonego i Jego odkupieńczego posłannictwa jest Kościół, który jest Jego Ciałem i Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami ( Ef 1, 23). Trzy powyżej wymienione idee: trzech Osób w jednym Bogu, bliskości Boga w Słowie Wcielonym a także idea Kościoła jako społeczności, w której następuje łączność z Najwyższym Dobrem przez Chrystusa Pana Odkupiciela – stanowią główny trzon Pisma św. Nowego Testamentu a zarazem pogłębienie nauki o Bogu”[1]. ( Ks. Wincenty Granat).
2. W dzisiejszą niedzielę przeżywamy uroczystość Trójcy Przenajświętszej. Każdego dnia przyzywamy Boga w Trójcy Świętej Jedynego czyniąc znak krzyża, świadomie wypowiadając modlitewne wezwanie: Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen, skłaniając nabożnie głowę podczas przechodzenia obok świątyni czy przydrożnej kapliczki, i na wiele innych sposobów. Niejednokrotnie modlitwy tego rodzaju, znaki modlitewne i liturgiczne, spełniany w sposób niejako rutynowy, bez głębszej refleksji. Dzisiejsze święto dąży do rozbudzenia w nas takiej świadomości i praktyki życia, które będą nas przybliżać do dojrzalszego doświadczania w naszej codzienności obecności Boga w Trójcy Przenajświętszej Jedynego i Jego miłości. Zdanie, które najpełniej sumuje zarówno wewnętrzną naturę Boga, jak i Jego stwórczo – zbawczą aktywność wobec świata i człowieka brzmi następująco: Bóg jest miłością ( 1 J 4, 16). Naprzód, Bóg jest miłością w samym wewnętrznym życiu Jedynego Bóstwa[2], i później, jest On miłością dla tego wszystkiego, co jest, a co powstało właśnie z Jego miłości. Teologia syntetyzuje prawdę o naturze Boga słowami: jedna substancja w Trzech Osobach. Bóg nie jest sam w sobie zimną samotnością, ale doskonałą wspólnotą Osób udzielających się nawzajem w miłości. Tutaj odnajduje również swe fundamentalne źródło prawda o człowieku, który stworzony na obraz i podobieństwo Boże, nie może odnaleźć szczęścia, spełnienia, inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie dokonany z miłości i w miłości. Medytując dzisiaj w sposób szczególny nad naturą Boga, wkraczamy więc jednocześnie w głębię naszej ludzkiej natury, jej podstawowych zasad i sposobów osiągnięcia prawdziwego szczęścia, pokoju, zbawienia. W morzu fałszu, relatywizmu i sceptycyzmu te fundamentalne prawdy naszej wiary lśnią w dalszym ciągu jak najszlachetniejsze diamenty: Bóg istnieje, On jest miłością, Bóg stworzył nas z miłości, Bóg ciągle nas kocha, odnajdujemy sens i spełnienie naszego życia wtedy, gdy pozwalamy się ogarnąć Jego miłości, gdy trwamy w Nim we wspólnocie miłości – w łasce uświęcającej. Substytuty prawdy, dobra i miłości, sugerowane przez tego, który jest w stanie tworzyć jedynie substytuty tych rzeczywistości, tj. szatana, nie przynoszą człowiekowi, wbrew nachalnym zapewnieniom, prawdziwego szczęścia. W ramach ateistycznej propagandy współczesności na brytyjskich autobusach umieszczano m. in. następujące hasło: There’s probably no God. Now stop worrying and enjoy your life – Bóg prawdopodobnie nie istnieje. Przestań się więc martwić i ciesz się życiem[3]. Jeżeli prawdziwe miałoby się okazać pierwsze zdanie tej tezy, to za zupełnie nielogiczną należałoby uznać jej drugą część. Jeżeli Bóg nie istnieje, to naprawdę nie ma się czym cieszyć, bo wtedy wszystko co pozostaje z życia sprowadza się do krótkiego istnienia istoty pozbawionej zupełnie celu i sensu, funkcjonującej w jedynie doczesnym świecie nie w atmosferze miłości i radości, ale w środowisku dżungli, walki wszystkich ze wszystkimi zakończonej i tak, pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia, śmiercią. Jeżeli Boga nie ma, to wszystko co pozostaje z rzekomej radości życia, sprowadza się w ostateczności do celebrowania śmierci. Z czego się tu cieszyć, gdy przedstawia się taki horyzont tajemnicy ludzkiego bytu? Kto niweluje Boga ze świata i ludzkiego życia, ten w nieunikniony sposób niszczy również wszelką logikę. Ponieważ Bóg jest także Prawdą i podstawą wszelkiej prawdy. On nam nie przestaje objawiać prawdy o sobie i o nas, z jej zasadniczym elementem określającym samo serce naszej tożsamości oraz natury – jesteśmy dziećmi Boga. Jakakolwiek definicja pozbawiona tej fundamentalnej perspektywy ludzkiej natury nie jest w stanie uchwycić całego obrazu tajemnicy świata i człowieka i stąd okalecza istotę ludzką, czyni z człowieka kalekę. E. Fromm jest autorem następującego zdania: Kryterium zdrowia psychicznego i mentalnego jest uniwersalne, takie samo dla wszystkich ludzi, i sprowadza się do udzielenia satysfakcjonującej odpowiedzi na problem ludzkiego istnienia. Satysfakcjonującej odpowiedzi na problem ludzkiego istnienia nie udzielają ci, którzy mają alergię na duchowy wymiar ludzkiej natury. Wręcz przeciwnie, ich odpowiedź jest głęboko nieprawdziwa i stąd śmiertelnie destrukcyjna oraz, w stopniu piekielnym, chorobotwórcza. Tylko Jezus, objawiający Ojca i posyłający swym uczniom Ducha Świętego, jest w stanie ukazać człowiekowi blask całej, kosmicznej prawdy; prawdy o Bogu, świecie i człowieku. Prawda ta, zakorzeniona w Bogu – Prawdzie jest niezmienna, wieczna, pewna, nie – demokratyczna, w tym znaczeniu, że o jej ważności nie decyduje zgoda, lub brak zgody, określonej liczby osób. Grzech popełniany przez miliony osób nie staje się cnotą; tysiąc błędów nie skutkuje prawdą, współudział w tych samych lub różnych patologiach nie czyni ich uczestników zdrowymi jednostkami. Uzdrawia prawdziwie i w sposób pełny Jezus Chrystus, który, ratując nas ze świata fałszu, nienawiści i śmierci przez swoją Paschę i sakramentalną obecność, umożliwia uczestnictwo w komunii wiecznej miłości samego Boga. Szlachetna triada – prawda, dobro i piękno – zaakcentowana już w intuicji największych myślicieli ludzkości, odnajduje swe doskonałe spełnienie w Bogu i jest Bogiem. Dzisiaj zaś musimy jeszcze wyraźniej podkreślać prawdę o tym, że triada ta, czyli miłość, jest obecna nie w jakimś bogu, ale w Bogu objawionym przez Jezusa Chrystusa, w Bogu w Trójcy Przenajświętszej Jedynym. Drogą prowadzącą do uczestnictwa w tej miłości jest posłuszeństwo Słowu; można nawet powiedzieć, że im większy stopień tego posłuszeństwa, tym większa skuteczność ucznia Chrystusowego w odniesieniu do ewangelizacji samego siebie i innych. Kto pragnie ewangelizować siebie i innych, czyli innymi słowy, kto pragnie wprowadzać siebie i innych na drogę prawdziwego pokoju, szczęścia i prawdziwej miłości, ten powinien ciągle sprawdzać swój stopień wierności i posłuszeństwa Słowu, czyli swój stopień wierności i posłuszeństwa Bożym przykazaniom, nauczaniu Jezusa Chrystusa, nauczaniu Ewangelii i Kościoła. Drogą do zjednoczenia z odwieczną miłością Boga jest posłuszeństwo Jego Synowi; poprzez to posłuszeństwo człowiek staje się świątynią, czyli miejscem przebywania, zamieszkiwania Trójcy Przenajświętszej. A można powiedzieć nawet więcej: drogą do zjednoczenia z Miłością, która stanowi fundament rzeczywistości, jest nie tylko posłuszeństwo Słowu, ale z tym Słowem realne zjednoczenie. Stąd pierwszym przykazaniem chrześcijanina jest trwanie w łasce uświęcającej. Nie stanowi to konfliktu z pierwszym przykazaniem miłości Boga i bliźniego, które udoskonala Chrystus, bowiem tylko trwając w łasce uświęcającej możemy kochać Boga i bliźniego prawdziwie. A nie wystarczy być po prostu dobrym człowiekiem i starać się wszystkim okazywać życzliwość? – może ktoś zapytać. Czy można trwać i przekazywać miłość prawdziwą wtedy, gdy nie nosi się we własnym sercu Miłości?[4] Chrystus sam mówi: Beze Mnie nic nie możecie uczynić; aby wydawać owoce, by owocować dobrem w swoim życiu, trzeba być w Niego wszczepionym, jak winna latorośl ( J 15, 5). Bez tego zakorzenienia nie bardzo wiadomo, w jaki sposób mamy rozpoznać, że czyny przez nas dokonywane dla bliźnich są rzeczywiście dobre, są zakorzenione w Miłości prawdziwej. Przecież miłość tak łatwo pomylić z tym, co nam się jedynie wydaje być miłością. Ileż to razy w naszym życiu czynimy coś, co wydaje nam się dobre, a później przekonujemy się niejednokrotnie, że to nasze działanie było w rzeczywistości niepotrzebne, albo wręcz szkodliwe. Także w niezliczonej ilości wytworów tzw. pop – kultury, w filmach, książkach, piosenkach, odnajdujemy wiele przykładów potwierdzających tę tezę. Ileż to filmów powstało, w których, dla przykładu, eutanazję przedstawiono jako wyraz miłości, zrozumienia i współczucia dla chorego człowieka. Niewiele osób pyta wtedy, kto dał prawo decydowania człowiekowi o czasie trwania jego ziemskiego życia? A po co ma się męczyć? – nieraz słyszymy. Nawet w kancelarii parafialnej jesteśmy niekiedy świadkami podobnych stwierdzeń: a jak miał się męczyć, to może lepiej, że umarł. A co jeżeli w czasie, który Pan Bóg zaplanował dla takiego człowieka miało dokonać się jego nawrócenie? Nawrócenie, któremu nie pozwoliliśmy się spełnić poprzez naszą, skoncentrowaną jedynie na doczesności, interwencję w proces choroby i umierania. Czymś rzeczywiście trudnym do nie docenienia i do niezauważenia w tym kontekście są te osoby, które, często w sposób heroiczny, opiekują się ciężko chorymi przez długie lata. Tam, gdzie istnieje miłość płynąca przez łaskę uświęcają od Miłości, tam nawet nikomu nie przychodzi do głowy myśl o ewentualnym skróceniu doczesnego życia chorego. Małżonkowie, rodzice, dzieci często potrafią się opiekować swymi ciężko chorymi bliźnimi przez długie lata i potrafią je kochać tak samo mocno i dojrzale, a często nawet dojrzalej, niż ci, którzy twierdzą, że kochają swoich bliźnich, ale po warunkiem, że są oni zdrowi. W wielu przypadkach, to właśnie osoby opiekujące się ciężko chorymi, przypominają współczesnemu światu prawdę o tym, na czym polega miłość prawdziwa i nie pozwalają pomylić tej miłości z jej karykaturami. Są też wyrzutem sumienia dla tych, którzy te karykatury miłości pragną koniecznie uważać za miłość prawdziwą. Chrześcijanin to człowiek, który jest powołany do trwania w miłości prawdziwej, w miłości odwiecznej Ojca, Syna i Ducha Świętego.
3. Błogosławiony ks. Franciszek Rosłaniec ( 1889-1942); świątobliwy profesor. Każdy święty i błogosławiony jest świadkiem dojrzałego zjednoczenia z wewnętrznym życiem Trójcy Przenajświętszej. Błogosławiony ks. Rosłaniec, patron biblistów polskich i swej rodzinnej miejscowości – Wyśmierzyc, ukazał przez swoje życie, w jaki sposób chrześcijanin powinien włączać w spełnianie tej więzi Pismo Święte[5]. Sposób przestawania ze Słowem Bożym zaprowadził ks. Rosłańca na wyżyny człowieczeństwa i świętości[6]. Święty Jan Paweł II beatyfikował ks. Franciszka Rosłańca dnia 13 czerwca 1999 roku, w Warszawie, w gronie 108 męczenników polskich z czasów II wojny światowej.
[1] W. Granat. Personalizm chrześcijański. Teologia osoby ludzkiej. Poznań 1985 s. 161-163.
[2] „Ową tajemnicę – najgłębszą: tajemnicę wewnętrznego życia Boga samego – objawił nam Jezus Chrystus. Ten, który jest w łonie Ojca, [ o Nim] pouczył ( J 1, 18). Wedle Ewangelii św. Mateusza ostatnie słowa, którymi Jezus Chrystus po zmartwychwstaniu zamknął swe ziemskie posłannictwo, były skierowane do Apostołów: Idźcie… i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego ( Mt 28, 19). Słowa te otwierały równocześnie posłannictwo Kościoła w punkcie podstawowym i konstytutywnym. Pierwszym zadaniem Kościoła jest nauczać i chrzcić – a chrzcić to znaczy zanurzać ( stąd chrzci się wodą) w trynitarnym życiu Boga. Jezus Chrystus zawarł w tych ostatnich słowach wszystko, czego uprzednio nauczał o Bogu: o Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Wszystkiego tego zaś nauczał, głosząc od początku prawdę o Bogu Jedynym, zgodnie z tradycją Izraela. Na pytanie: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiada: Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden ( Mk 12, 29). Równocześnie zaś Jezus zwraca się stale do Boga jako do swego Ojca, mówi wręcz: Ja i Ojciec jedno jesteśmy ( J 10, 30). Równocześnie też objawia Ducha Prawdy, który od Ojca pochodzi i którego – zapewnia – Ja wam poślę od Ojca ( J 15, 26)”. Jan Paweł II. Wierzę w Boga Ojca Stworzyciela. Watykan 1987 s. 168-169.
[3] W. Roszkowski. Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej. Kraków 2019 s. 463.
[4] „Człowiek znajduje swoją pełnię i prawdziwe ja w swych stosunkach typu ty – my – ja. Gdy jednak traci łaskę i pokój, które pochodzą od Boga, staje się coraz bardziej niezdolny do wykroczenia poza siebie i do ustanowienia autentycznych stosunków z innymi. Grzech, który niszczy jego zdolność kochania, słuchania, akceptowania innych i czynienia ich szczęśliwymi, niszczy człowieka w jego najgłębszej istocie. Człowiek traci zdolność bycia i stawania się coraz bardziej przekaźnikiem pokoju, a przez to traci swą wewnętrzną harmonię. Kto przeciwstawia się Bożej łasce, lub odrzuca ją, nie może nigdy wydać owoców Ducha, jakimi są miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie ( Ga 5, 22-23). Jeśli nie chcemy rozwijać w sobie poznania Boga, czynimy siebie odpowiedzialnymi za powiększające się w świecie mroki, choć przez swą naturę otrzymaną od Boga i przez łaskę jesteśmy powołani do tego, by być dla świata światłem, świecą rozniecającą światło w innych”. B. Häring. Grzech w wieku sekularyzacji. Warszawa 1976 s. 62.
[5] „Zagłębianie się księdza Rosłańca w treść teologiczną i mistyczną Nowego Testamentu harmonizowało w pełni z jego życiem kapłańskim. To ono właśnie sprawiało, że jego wycieczki w krainę mistyki brzmiały autentycznie i dlatego miały dla nas wartość szczególną i niezapomnianą. Biblia była mu pokarmem i latarnią, kształtowała jego postawy życiowe, w jej świetle ukazywał współczesne problemy. Zwracał również uwagę na rolę, jaką Pismo Święte odgrywa w życiu wewnętrznym wiernych”. E. Czerwińska. Polscy święci i błogosławieni. Warszawa 2013 s.174.
[6] „Ciężkie warunki życia obozowego o wiele bardziej niż zwykłe, normalne, odsłaniały ludzkie zalety i słabości, ukazując prawdziwe oblicze człowieka. Jeden z księży, którzy przeżyli obóz, napisał: w obozie można było wyróżnić nieliczną garstkę prawdziwych bohaterów, którzy pod wpływem niszczycielskiego działania obozowego życia wznieśli się na szczyty świętości. Do nich należał ks. Rosłaniec”. I. Ziembicki. Święci rodzą świętych. Sandomierz 1999 s. 84.
2. Wystarczasz sobie w pełni, Boże,
Masz bowiem szczęście niezmierzone;
Przeczysty, prosty i troskliwy
Ziemię ogarniasz i niebiosa.
3. Wszelkiego życia źródło, Ojcze,
Synu, Ojcowskiej chwały blasku,
I Ty, co jesteś Obu tchnieniem,
Duchu miłości nieskończonej.
4. Od Ciebie, Boże najłaskawszy,
Wszystko, co dobre jest i piękne,
Wywodzi pierwszy swój początek,
Ty zaś je w bycie podtrzymujesz.
5. Obdarzasz nas przedziwną łaską,
Czyniąc synami przybranymi,
Więc daj nam stać się Twą świątynią,
Byśmy się Tobie podobali.
6. O żywe Światło, w chwale nieba
Połącz nas z chórem Twych aniołów;
Będziemy wtedy Cię sławili
Pieśnią miłości i podzięki.