XII Niedziela zwykła C

1. „Pod krzyżem Chrystusa pozostali ci, którzy Go naprawdę kochali. Inni odeszli, bo nie widzieli dla siebie żadnej korzyści, perspektyw, obawiali się, że mogą być posądzeni o podobne poglądy, czy sympatię. Zostali tylko ci, którzy naprawdę kochali: Matka, Jan Apostoł, pobożne niewiasty. […] Patrząc na krzyż Chrystusa, musimy spojrzeć w nowy, bardziej ewangeliczny sposób na nasze życiowe doświadczenia, próby, porażki. Nie skupiać się na sobie, lecz dostrzegać problemy innych, być z nimi solidarni. Musimy nabrać wiary, że nasze trudy, modlitwy, cierpienia są miłe Bogu i zawsze wydają owoc. Nigdy nie idą na marne. Trzeba oddawać swoje życie Bogu w codzienności, aby zmartwychwstać z Chrystusem i żyć wiecznie w Jego Królestwie”.  ( Bp Krzysztof Nitkiewicz).

2. Prorok Zachariasz w dzisiejszym pierwszym czytaniu przypomina ból związany z tragicznym wydarzeniem z dziejów narodu izraelskiego, tj. śmierć, w bitwie pod Meggido, wielkiego króla Izraela Jozjasza. Odwołując się do bólu narodu, jaki nastąpił po tym wydarzeniu, Prorok zapowiada ponowienie podobnego bólu w czasie śmierci Jezusa, gdy będą patrzeć na tego, którego przebodli. Czy tego rodzaju ból nie powinien towarzyszyć każdemu człowiekowi wierzącemu, wtedy gdy patrzy na krzyż Chrystusa i uświadamia sobie ścisłe powiązanie swego grzechu ze śmiercią Zbawiciela? Proroctwo to rzeczywiście spełnia się na nas, ilekroć patrzymy, przenikliwym wzrokiem ciała, serca i duszy, na Jezusa Chrystusa przybitego do krzyża; patrzymy na Tego, którego sami przebodliśmy naszymi grzechami, których niejednokrotnie nie chcemy porzucić. Jak ważną sprawą jest, w powyższym kontekście, nasza osobista, częsta, konfrontacja z pytaniem: kim jest dla mnie Jezus Chrystus? To pytanie jest także przypomnieniem zobowiązań chrztu świętego, gdy wyrzekliśmy się szatana i jego pokrętnych spraw, a przyjęliśmy prostą drogę wierności Bożym przykazaniom[1]. Odpowiedź na dzisiejsze pytanie Chrystusa rozumiana indywidualnie, tj. za kogo Mnie uważasz, udzielona w sposób prawdziwe dojrzały i poważny, jest rzeczywiście najważniejszą sprawą w życiu każdego człowieka. Jeżeli na to pytanie odpowiadam Chrystusowi: Ty jesteś Bogiem, który dla mnie umarł i powstał z martwych, to taka odpowiedź zmienia dosłownie wszystko i wpływa na, dosłownie, wszystko, zarówno na moje całościowe spojrzenie na życie, jak i na każdą decyzję, jaką w nim podejmuję. Konieczność cierpienia – Chrystus oczyszcza niepełne, jedynie ludzkie wyobrażenia o Nim perspektywą cierpienia. Jeżeli nasz model życia wyklucza cierpienie – niesienie krzyża, to jest to wyraźny znak fałszywej drogi, na jaką pobłądziliśmy…możemy tracić kolejne dni naszego życia, łudząc się przeświadczeniem, że żyje się nam dobrze[2]. Bunt przeciw cierpieniu jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych znaków współczesnego myślenia i postępowania. A jednak trwanie we wspólnocie z Chrystusem zawiera w sobie również, jak przypomina nam dzisiejsza Ewangelia, naśladowanie Chrystusa i niesienie swego krzyża[3]. Właśnie poprzez taki sposób życia, i tylko przez taki sposób życia, umieszczamy człowieka, siebie i innych, w ręku Boga. W świecie anglosaskim znane jest powszechnie pewne wydarzenie z życia prezydenta J. F. Kennedy’ego. Odbywając kiedyś wizytę w Centrum Kosmicznym na Przylądku Canaveral, natknął się on w jednym z pomieszczeń na człowieka trzymającego w ręku miotłę; człowiek ten po prostu sprzątał w Centrum. Prezydent zapytał go: a Pan, co Pan tu robi? Sprzątający odpowiedział: pomagam umieścić człowieka na księżycu. Podobna świadomość powinna towarzyszyć również każdemu, kto stara się pozostawać wierny Chrystusowi; bez względu na to, czy subiektywnie postrzega swoją pracę, swoje powołanie, jako coś bardzo ważnego lub mało ważnego, nikt nie może mu w rzeczywistości  zaproponować większej i szlachetniejszej perspektywy niż współpraca w zbawianiu człowieka. Cokolwiek robi, jeśli pozostaje wierny Bogu, to jednocześnie pomaga umieszczać człowieka w  ręku Boga, czyli w tym miejscu, do którego on prawdziwie należy. Heroiczne spełnianie Chrystusowego wymagania niesienia własnego krzyża odnajdujemy w życiu każdego świętego i błogosławionego. Udział w ciemnej nocy duszy wiernego ucznia Chrystusowego przypomniał św. Jan Paweł II m. in. podczas beatyfikacji Matki Teresy z Kalkuty. Papież określił ten czas mianem udziału Matki Teresy w Pasji i Krzyżu Jezusa Chrystusa i próbą przypominającą czasem agonię, którą św. Teresa przyjęła jako dar i przywilej. Przez wiele lat swego doczesnego życia Matka Teresa doświadczyła ataku porażających wątpliwości, duchowej oschłości, krańcowego osamotnienia i porzucenia. Bóg wydawał się być dla niej nieobecnym, niebo pustym, a najcięższe z doświadczanych przez nią cierpień pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, sensu i wartości. Niektórzy komentatorzy błędnie interpretowali to doświadczenie św. Teresy z Kalkuty jako jej kryzys wiary. Tymczasem istotą tego doświadczenia pozostaje właśnie jej głęboka wiara; przyjęła, w swej głębi i prostocie, słowa dzisiejszej Ewangelii i wzięła na serio krzyż do swego życia, trwała w naśladowaniu Chrystusa i stąd Jej cierpienie, na podobieństwo cierpienia każdego ucznia złączonego z Chrystusem, uzyskało w Nim znaczenie. W najciemniejszych zaś godzinach tej nocy, święta Teresa poniekąd przybijała się, poprzez adorację, do Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Taki sposób podjęcia doświadczenia ciemnej nocy duszy doprowadził Świętą do większego zidentyfikowania się, utożsamienia się zarówno z Chrystusem, jak i z ludźmi, którym służyła. Św. Jan od Krzyża uczy, że ciemna noc duszy może odnajdywać swe źródło w trzech przyczynach: duchowej niedbałości skutkującej popadnięciem w grzech, fizycznej ułomności, albo w duchowej próbie, dzięki której ten, kto został jej poddany, może zostać doprowadzony do głębszej komunii z Bogiem; w przypadku św. Teresy wydaje się pewne, że mamy do czynienia właśnie z tą trzecią możliwością. Dzięki jej doświadczeniu również każdy z nas może uzyskać wgląd w głębię procesu naśladowania Chrystusa. By ten proces mógł się w nas dokonywać, musimy jak najczęściej przebywać w obecności Chrystusa, musimy pozwalać Chrystusowi przemieniać nas tak, jak przemienia On chleb w swoje chwalebne Ciało. On oczekuje, że każdy wierzący odnajdzie i poczuje na sobie Jego wzrok. Krótko przed śmiercią, Matka Teresa napisała następujące słowa: Martwię się tym, że niektórzy z was ciągle nie spotkali naprawdę Chrystusa… osobiście… sam na sam… tylko ty i Jezus. Czy widzisz Jezusa oczami swej duszy, jak On patrzy na ciebie? Matka przedstawia w tych słowach poruszający sposób modlitwy: wyobrażać sobie Jezusa ciągle na nas patrzącego. Gdybyśmy rzeczywiście pamiętali o tym, że Chrystus ciągle na nas patrzy, z pewnością nasze postępowanie, zarówno to oficjalne – zewnętrzne, jak i to realizowane w ukryciu – osobiste, zmieniałoby się na bardziej zgodne z Bożymi przykazaniami. By zobaczyć Jezusa oczami duszy, trzeba nie tylko deklarować werbalnie swoją wiarę, ale trzeba tą wiarą żyć na co dzień, w każdym czasie i w każdym środowisku. Dla chrześcijanina pozbawionego żywej wiary, nawet uczestniczącego w obrzędach Kościoła, zarówno same sakramenty jak i codzienne życie pozostają puste, pozbawione znaczenia i sensu, pozbawione obecności Jezusa, który jako jedyny jest w stanie darować nam właśnie pełny sens i znaczenie. By je otrzymać, a wraz z nimi szczęście i pokój, konieczna jest żywa wiara. Św. Augustyn powiedział: Pokój będzie obecny w sercu chrześcijanina, ale tylko wtedy, gdy wiara będzie czuwająca, rozbudzona. Gdy wiara śpi – jesteśmy w niebezpieczeństwie. W tych dniach wspólnota Kościoła publicznie wyraża swą wiarę w Chrystusa Eucharystycznego. Prosimy naszego Pana i Zbawcę, zawsze obecnego we wspólnocie Kościoła i w swych sakramentach: Prowadź nas na drogach naszego życia. Ukazuj nam zawsze właściwą drogę. Udzielaj nam zawsze siebie – Prawdziwego Pokarmu dla ciała i duszy. Oczyszczaj i uświęcaj nas. Ucz nas mądrości Krzyża i ucz każdego z nas mówienia „tak” swojemu krzyżowi. Zawsze prowadź nas przez krzyż w taki sposób, który pogłębi naszą miłość do Ciebie i bliźniego.

3. Błogosławiony ksiądz Bolesław Strzelecki ( 1896 – 1941); ojciec ubogich. Każdy święty i błogosławiony daje świadectwo heroicznego utożsamienia się z Jezusem Chrystusem, podkreślając zazwyczaj wybrany aspekt Ewangelii. Bł. ks. Bolesław Strzelecki głosił Chrystusa ubogiego, dobrego serca, współczującego ludzkiej biedzie i ogarniającego swą miłością wszystkich ludzi[4]. Spośród licznych zajęć i inicjatyw podejmowanych w doczesnym życiu przez bł. ks. Strzeleckiego, to właśnie jego działalność charytatywna wydaje się wybijać na pierwsze miejsce[5]. Święty Jan Paweł II beatyfikował ks. Bolesława Strzeleckiego, kapłana diecezji sandomierskiej, w dniu 13 czerwca 1999 roku, w Warszawie, w gronie 108 męczenników polskich z czasów II wojny światowej.


[1] „Zasadniczą myślą drugiego czytania jest stwierdzenie, że jesteśmy potomkami Abrahama, dziedzicami obietnic, które otrzymał od Boga. Stajemy się tymi dziedzicami przez wszczepienie w Chrystusa, które dokonuje się w chrzcie świętym. Jesteśmy potomkami Abrahama – chełpili się Żydzi. Nic z tego – motywował Paweł – tak moglibyśmy streścić rozumowanie apostoła – gdyż dziedziczenie obietnic danych Abrahamowi, jest związane z Chrystusem. Jeżeli więc nie jesteście Chrystusowi, nie jesteście i Abrahamowi”. Głoście Ewangelię. T. III. Red. J. Bagrowicz. T. Lewandowski. Włocławek 1991 s. 179.

[2] „Święty Jan od Krzyża dawał karmelitankom takie wskazania ( wcale nie dotyczą one tylko żyjących w klauzurze): Prawdziwy duch wybiera w rzeczach Bożych raczej to, co przykre, niż to, co miłe; raczej skłania się ku cierpieniu, niż ku pociechom; raczej pragnie utracić wszystko dla Boga, niż coś posiadać; raczej iść za oschłościami i utrapieniami, niż za pociechami i słodkimi obcowaniami, wiedząc, że to jest właśnie miłość Chrystusa”. Tamże s. 181.

[3] „Bezpośrednio po zapowiedzi męki następują pouczenia, w których Jezus mówi, jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać Jego uczniem. Marek i Łukasz zaznaczają wyraźnie, że pouczenia te były skierowane nie tylko do Apostołów, lecz także do rzesz lub jak mówi Łukasz, do wszystkich. U Łukasza również pewną trudność stanowi fakt, że Jezus mówi o krzyżu na długo przed swoją śmiercią. Jakkolwiek rozwiązałoby się tę trudność – o różnych możliwościach była mowa przy wyjaśnianiu paralelnego tekstu Mateusza ( 10, 38) – myśl główna pozostaje ta sama: kto pragnie być uczniem Chrystusa, musi być gotów na największe trudy i cierpienia ze śmiercią włącznie”. K. Romaniuk. A. Jankowski. L. Stachowiak. Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu. Poznań – Kraków 1999 s. 322.

[4] „Nazywano go ojcem ubogich, radomskim św. Franciszkiem. Szanowany był przez radomskich Żydów, protestantów i socjalistów”. I. Ziembicki. Święci rodzą świętych. Sandomierz 1999 s. 85.

[5] „Każdy zdobyty kęs chleba niósł między nas. Chleb ten na równi ze Słowem Bożym podnosił zwątpiałe głowy w górę. […] Gestapo aresztowało go 7 stycznia 1941 roku, gdy rozdawał najbiedniejszym chleb i tłuszcz. Przetrzymywano go najpierw w więzieniu radomskim, w siedzibie gestapo. Po dwóch miesiącach przesłuchań i tortur przeniesiono go skatowanego do szpitala więziennego. Próby uwolnienia go okazały się bezskuteczne. W dniu 5 kwietnia 1941 roku wywieziono go do obozu zagłady w Oświęcimiu. Otrzymał numer obozowy 13002. Skierowano go do pracy w grupie budowlanej. Nawet tam budził w swoich towarzyszach niedoli wiarę w człowieka. Dzielił się z nimi każdym kęsem chleba i Bożym Słowem. Otrzymał przydomek głodomór, ponieważ często błagał o kawałek chleba dla uwięzionych radomskich parafian. Po czterech miesiącach znęcania się nad nim przez strażników, pobity kijem dębowym przez niemieckiego nadzorcę, zmarł w dniu 2 maja 1941 roku. Ciało spalono w krematorium obozowym. Jest patronem Caritas Diecezji Radomskiej”. E. Czerwińska. Polscy święci i błogosławieni. Warszawa 2013 s. 175. 176.

2. Idzie, idzie Bóg łaskawy,
Idzie Twórca wszego prawy:
Stańmy wszyscy…

3. Idzie, idzie Król przemożny,
Idzie Pan wielce wielmożny:
Stańmy wszyscy…

4. Idzie, idzie Światłość wieczna,
Idzie ku nam Moc przedwieczna:
Stańmy wszyscy…

5. Idziesz, idziesz miły Panie,
A gdzież Twój Majestat stanie,
Niechaj tam stanąwszy kołem,
Na wiek wieków bijem czołem.