1. „Pod koniec litanii ujrzałam jasność wielką i w niej Boga Ojca. Przed jasnością tą a ziemią ujrzałam Jezusa przybitego do krzyża, i tak, że Bóg, chcąc spojrzeć na ziemię, musiał patrzeć przez rany Jezusa. I zrozumiałam, że dla Jezusa Bóg błogosławi ziemi”. ( Dzienniczek. 60).
2. Święty Paweł VI, papież, który umierał z modlitwą Ojcze nasz na ustach, pytał ludzi sobie współczesnych i pyta również dzisiejszego człowieka: jakie jest największe nieszczęście człowieka? I odpowiada: nie móc powiedzieć do Boga – Ojcze. Kościół nieustannie uczy świat i człowieka mówić świadomie do Boga – Ojcze nasz[1]. Święty Jan Paweł II jest z kolei autorem terminu antropologia adekwatna[2]. Nasz wielki rodak i papież uznaje, że takie nauki jak filozofia czy teologia mogą naświetlić wyraźniej niektóre aspekty ludzkiej natury, jednak pełnię prawdy o człowieku odnajdujemy w Piśmie Świętym. Objawicielski charakter Pisma Świętego, czyli wiara w to, że Autorem Pisma Świętego jest Bóg, zapewnia właśnie tę pełnię prawdy, w tym również prawdy o charakterze antropologicznym. Centralnym zaś elementem biblijnej antropologii pozostaje stwierdzenie faktu, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga ( Rdz 1, 26-27). W samym więc rdzeniu natury człowieka znajduje się życiodajna więź z Ojcem – Stwórcą; bez uznania tej więzi, jakiekolwiek próby opisania tajemnicy bytu ludzkiego pozostaną zawsze niepełne, kalekie, zafałszowane. W istocie człowieczeństwa, powtórzmy, została umieszczona więź z Bogiem; ktokolwiek pomija ten zasadniczy element ludzkiej natury, popełnia fundamentalny błąd antropologiczny – daje człowiekowi zawsze za mało i musi liczyć się z tym, że stworzony na tak chwiejnej podstawie system z pewnością, wcześniej czy później, upadnie. Czyniąc dla siebie mieszkanie z Pisma Świętego, zamieszkując w Słowie Bożym, zanurzając siebie w to Słowo, otaczamy się terapeutyczno – zbawczym środowiskiem, w którym możemy dokonywać uzdrowienia tych wymiarów naszej rzeczywistości, które znalazły się w dysharmonii z, poznawaną właśnie przez Słowo Boże, Bożą wolą; możemy eliminować z nas te elementy, które osłabiają lub wręcz zrywają tę istotową więź zadzierzgniętą pomiędzy człowiekiem – stworzeniem i Bogiem – Stwórcą. Jak ktoś stojący przed lustrem dostrzega brud na swojej twarzy, albo nieład włosów i koryguje je, tak również zwierciadło Słowa Bożego dostarcza nam możliwości dokonania korekty nieładu moralnego naszego postępowania i obmywania brudu grzechu. Chrystus, przypominając nam prawdę o tym, że Bóg jest naszym Ojcem, uświadamia nam jednocześnie to zasadnicze przesłanie o ludzkiej naturze… przesłanie o tym, że rzeczywiście jesteśmy dziećmi niebieskiego Ojca, odnajdującymi swe życiowe spełnienie tylko we wspólnocie z Nim. Ojcze nasz… Każdy człowiek ekstrapoluje swoje doświadczenie rodzica ziemskiego, zarówno ojca jak i matki, na Boga. Dobrze jest, gdy to doświadczenie nosi charakter pozytywny, gdy ziemski rodzic jest kochający, troskliwy, serdeczny, opiekuńczy. Po przeżyciu dzieciństwa w obecności takiego rodzica, człowiek dorosły z łatwością przyjmie osobiście wiarę w Boga, do którego Jezus poleca mówić Abba, czyli Serdeczny Tatusiu. Takiemu człowiekowi nie będzie również trudno uwierzyć w to, że miłość tego niebiańskiego Serdecznego Tatusia przewyższa w stopniu nieporównywalnym nawet najcieplejsze przejawy ludzkiej miłości. Gorzej, gdy w relacji ze swoim rodzicem dziecko doświadczało głównie braku miłości, bezpieczeństwa, troski i życzliwości, gdy przeważnie spotykało się z tłamszeniem swojej wolności, radości, osobowości i oryginalności. Również jednak i w tym drugim przypadku człowiek jest wezwany do tego, by dojrzewać w relacji z Bogiem Ojcem poprzez uświadamianie sobie Jego pozytywnej odmienności, inności i wielkości Jego miłości. Modlitwa Pańska przypomina, że nie tylko ja mam w Bogu Ojca, ale że ten Bóg jest również, a może nawet przede wszystkim, naszym Bogiem; nie jest On moim prywatnym Ojcem, ale Ojcem wszystkich ludzi, w których nakazuje mi dostrzegać moich braci i siostry. Gdybym częściej zastanawiał się nad treścią tego zaimka przymiotnego, zaimka nasz, wypowiadanego w kontekście Modlitwy Pańskiej, to wtedy płonąłbym z pragnienia przekazywania doświadczanej przeze mnie miłości Ojca moim bliźnim. Któryś jest w niebie… Do nieba prawdziwego zdążamy poprzez naśladowanie Jezusowego stylu życia; gdy próbujemy żyć tak jak Jezus i w łączności z Jezusem, to wtedy niebo staje się w nas obecne już teraz i tutaj. Ściągamy wtedy niebo z mitologicznych zaświatów do naszej konkretnej sytuacji życiowej, do naszych osobowości, naszych relacji i naszego środowiska. Święć się Imię Twoje… Święcimy Imię Boga trwając, poprzez łaskę uświęcającą, w Jego świętości i w Jego miłości. Wtedy i w nas rodzi się Jego miłość, pokój, radość i szczęście. Ten, kto rzeczywiście pragnie przyjścia Królestwa Bożego na ziemię, ten zachowuje Boże przykazania; swoje relacje z Bogiem, z sobą i z bliźnimi buduje na przykazaniu miłości, spełnionym w stopniu doskonałym w Osobie i postępowaniu Jezusa. Przyjdź Królestwo Twoje… Królestwo Boże, królestwo sprawiedliwości i prawdy, buduje się poprzez konsekwentne trwanie w prawdzie i uczciwie podejmowany wysiłek pracy nad sobą[3]. Królestwo Boże rodzi się wtedy, gdy Słowo Boga, Jego głos, zajmuje pierwsze miejsce w uchu, sercu i sumieniu człowieka; gdy głos ten zostaje zagłuszany przez ludzkie myśli, głosy i pragnienia, wtedy wchodzimy w królestwo grzechu, fałszu i ciemności[4]. Co mam wybrać? Jaką decyzję powinienem podjąć? Pytania tego typu dojrzały chrześcijanin uzupełnia zawsze pytaniem: a co w takiej sytuacji wybrałby Pan Jezus? Jakie postępowanie byłoby najbardziej zgodne z Jego postępowaniem? Poprzez ten proces harmonizowania swego postępowania z postępowaniem Jezusa sprowadzamy Królestwo Boże na ziemię. Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi… Niektórzy ze współczesnych zastępują całkiem często wypełnianie woli Bożej spełnianiem jedynie swojej woli. Coraz wyraźniej widoczny staje się proces zarysowany przez świętego Jana Pawła II, który możemy określić następującym słowami: nie tylko wolno zastępować wolą Bożą swoją wolą, ale nawet trzeba to robić, w złudnej nadziei zbudowania lepszego świata. Wola Boża dla niektórych współczesnych stała się, podobnie jak dla pierwszych rodziców, przeszkodą do urzeczywistniania tego lepszego świata. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj… To co stanowi mój chleb powszedni, to, o co proszę Boga, ukazuje mój faktyczny stan życiowy i jakość mojej miłości, lub jej brak, w odniesieniu właśnie do Boga, do bliźniego i do samego siebie. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom… Gdy wypowiadam te modlitewne słowa w sposób dojrzały, to jednocześnie rozumiem, że ich fundamentem muszę uczynić zdecydowaną wolę podjęcia procesu nawrócenia[5]. I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie… Jeżeli zwracamy się do Boga z tą prośbą w sposób poważny i szczery, to czymś oczywistym powinien być również fakt, że pozwolimy Bogu na to, by mógł nas bronić, przy naszym osobistym wysiłku, przed zakusami złego. A czy można taki stan relacji z Bogiem osiągnąć wtedy, gdy nie trwa się w łasce uświęcającej? Ale nas zbaw ode złego… Również i w tym przypadku, gdy prawdziwie pragniemy umożliwić Bogu to, aby wybawiał nas od wszelkiego zła, czyli od każdej formy takiej rzeczywistości, która odciąga nas od prawdziwego szczęścia i zbawienia, to jedynym skutecznym wariantem życia pozostaje trwanie w prawdzie, czyli zachowywanie przykazań Dekalogu, przykazania miłości Boga i bliźniego oraz naśladowanie Chrystusa.
3. Naprawdę warto uświadamiać i przybliżać wiernym Kościoła w Polsce bardzo pożyteczny dorobek psychologiczno – duchowy ks. Marka Dziewieckiego, absolwenta Seminarium Duchownego w Sandomierzu, obecnie kapłana diecezji radomskiej, eksperta w profilaktyce i terapii uzależnień, człowieka podejmującego szeroko również problematykę małżeńską i rodzinną. Ks. Dziewiecki jest autorem ponad 70 pozycji książkowych i licznych konferencji, dostępnych również w rzeczywistości internetowej. Należałoby więc często odsyłać do tych materiałów wiernych, poszukujących autentycznego uzdrowienia lub pogłębienia swego powołania chrześcijańskiego oraz relacji małżeńskich i rodzinnych.
[1] „Przecież najbardziej znaną i najczęściej odmawianą modlitwą na świecie jest ta, której nauczył nas Jezus: Ojcze nasz. Tymczasem my ją po prostu lekceważymy, zwłaszcza ostatnie trzy prośby. Przecież modlitwa ta składa się z siedmiu próśb. Pierwsze trzy dotyczą Boga i Jego chwały. Środkowa dotyczy nas, a konkretnie pokarmu, zarówno codziennego pożywienia, które utrzymuje nas przy życiu, jak i Chleba Eucharystycznego, który daje nam życie wieczne. Ostatnie trzy prośby dotyczą natomiast rzeczywistości zła: grzechu ( odpuść nam nasze winy), pokusy ( nie wódź nas na pokuszenie) i szatana ( zbaw nas ode złego). Ustawienie tej rzeczywistości na końcu modlitwy jest zrozumiałe, ponieważ zło znajduje się na samym dole hierarchii rzeczy, ale nie może ono być całkowicie ignorowane i wyrzucone poza nawias naszej uwagi”. ( Ks. A. Posacki).
[2] „… papież wskazuje na to, że o adekwatności nauki o człowieku wskazuje uwzględnienie istotowo < ludzkiego> doświadczenia człowieka. Nie mamy tu do czynienia z błędem idem per idem, ale raczej z dobitnym i lapidarnym zogniskowaniem uwagi na jednym ze sposobów doświadczania samych siebie. Kluczowe znaczenie ma tutaj słowo doświadczenie – doświadczenie człowieka. Czy na przykład istotowo ludzkim doświadczeniem człowieka jest postrzeganie go jako swoistego rodzaju zwierzęcia? Czy istotowo ludzkim doświadczeniem człowieka jest studiowanie człowieka w jego swoistości na tle świata zwierzęcego, co z takim zacięciem czynili twórcy XX – wiecznej antropologii filozoficznej: M. Scheler, A. Gehlen i H. Plessner? W kontekście dalszej uwagi Jana Pawła II o opieraniu się redukcjonizmowi typu przyrodniczego trzeba na te pytania odpowiedzieć negatywnie. Autorowi mów katechetycznych Mężczyzną i niewiastą stworzył ich chodzi o jakiś rodzaj źródłowego doświadczenia człowieka, doświadczenia samotności, nagości, seksualności jako po prostu ludzkich. Aktywności seksualnej oddają się wszystkie ssaki, ludzie także. Ale zachowanie seksualne człowieka, nawet łudząco podobne do zachowań zwierzęcych, pozostaje zachowaniem ludzkim. Ten istotowo ludzki sens trzeba uchwycić. Lekcją jego poszukiwań jest właśnie pierwsza część cytowanych katechez”. M. Grabowski. Historia upadku. Ku antropologii adekwatnej. Kraków 2006 s. 16-17. Za przeciwieństwo, przypomnianej przez św. Jana Pawła II antropologii adekwatnej można również uznać szeroko rozpowszechnioną współcześnie tzw. antropologię nieograniczoną. „Doświadczenia obu wojen światowych miały ścisły związek z nowym podejściem do ludzkiego życia. Program eugeniczny ma swoje korzenie w apoteozie człowieka wbrew ograniczoności ludzkiej egzystencji. Przezwyciężanie tej ograniczoności było myślą przewodnią autorów, którzy lansowali wizję człowieka jako istoty samowystarczalnej, a więc antropologię nieograniczoną”. W. Roszkowski. Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej. Kraków 2019 s. 108.
[3] „Podobnie znam ludzi, którzy myślą, że trwają w ciągłym kontakcie z Bogiem, a w rzeczywistości są daleko od Niego. W podobnej sytuacji znajdują się niektórzy teolodzy. Studiują oni nauki o Bogu, piszą o Nim doktoraty, ale w ich sercu i w ich czynach jest mało miejsca dla Boga. Sporo ludzi mówi: Boże, Ty jesteś moim Ojcem. Ty mnie najbardziej rozumiesz i bezwarunkowo kochasz. Spraw więc, żebym się zmienił, nawrócił, stał się podobnym do Ciebie. Ludzie ci wypowiadają tego typu słowa całkiem szczerze, lecz nie czynią w sobie przestrzeni na to, by usłyszeć odpowiedź ze strony Stwórcy i by wziąć ją sobie do serca. Gdyby taki człowiek rzeczywiście był otwarty na głos Boga, to prawdopodobnie usłyszałby w swoim sercu polecenie: Ja, twój Stwórca, nie zrobię za ciebie tego, co – z moją pomocą – ty jesteś w stanie uczynić czy osiągnąć. Zabierz się do pracy nad sobą, a ja ci wtedy pomogę. – Wolimy modlić się o cuda niż wziąć się do pracy i zacząć zmieniać swoje życie. – Łatwiej jest modlić się o cuda, niż pomagać Bogu w uczynieniu największego cudu, czyli tego, że ja, człowiek, zaczynam kochać na podobieństwo Boga. Nasz Ojciec w niebie jest mądrym Rodzicem, czyli takim, który nie jest nadopiekuńczy. On nie pobłaża lenistwu ani nie pozwala, byśmy Nim manipulowali dla spełnienia naszych błędnych oczekiwań. Każdemu z nas grozi to, że nasze spotkania z Bogiem będą pozorne, będą jedynie odbiciem naszych subiektywnych przekonań. Nierzadko jest tak, że ktoś myśli, że rozmawia z Bogiem, a w rzeczywistości rozmawia jedynie z własnymi wyobrażeniami na temat Boga, czyli rozmawia z samym sobą. Potem przychodzi do swojego duszpasterza i żali się, że mimo intensywnych modlitw w jego życiu nic się nie zmienia na lepsze. Czasem bywa jeszcze gorzej niż przedtem. Problem leży właśnie w tym, że człowiek ów nie spotyka się z Bogiem, lecz z własnymi myślami i przeżyciami. Nie wychodzi poza samego siebie. Dopóki tego faktu nie odkryje i nie uzna, będzie rozczarowany Bogiem”. M. Dziewiecki. Ojcze nasz. O Bogu, który jest blisko. Kraków 2018 s. 54-56.
[4] „Za każdym razem, gdy ktoś z ludzi oddala się od Boga, albo gdy lekceważy Jego przykazania, zaczyna budować w sobie i wokół siebie królestwo smutku i padół łez. Ten proces zaczął się już na początku naszej historii. […] To właśnie od tego pierwszego błędu zaczęło się pasmo cierpień na ziemi. Będąc dziećmi Boga, stworzonymi na jego podobieństwo, pierwsi ludzie wmówili sobie, że są od Niego mądrzejsi, czyli że bez Jego pomocy zdołają odróżnić dobro od zła, życie od umierania, szczęście od nieszczęścia, błogosławieństwo od przekleństwa. Od tamtej pory kolejne pokolenia dzieci, młodzieży i dorosłych ponawiają tamten grzech pierworodny. W naszych czasach doszło już nawet do tego, że sporo ludzi wmawia sobie, iż zło w ogóle nie istnieje, że należy tolerować, a nawet akceptować każdy sposób myślenia i postępowania, że dany człowiek wie najlepiej, co go cieszy, a co oddala go od szczęścia. Statystyki tego typu kłamstwa czy iluzji pokrywają się ze statystykami cierpienia. Im więcej ludzi powtarza pierworodny grzech Adama i Ewy, tym więcej mamy wśród nas ludzi uzależnionych, zrozpaczonych, zagubionych, bezradnych. W zeszłym roku po raz pierwszy liczba samobójstw przekroczyła w naszym kraju liczbę sześciu tysięcy. Gdy oddalamy się od Boga, zaczynamy tworzyć świat, w którym żyć nam się odechciewa. […] Wezwanie przyjdź królestwo Twoje przypomina nam o naszych najważniejszych pragnieniach i tęsknotach. Każdy z nas tęskni za królestwem prawdy i miłości, sprawiedliwości i pokoju. Tęsknimy za takim sposobem istnienia, dzięki któremu życie staje się świętem, a codzienność nas cieszy. Tęsknimy za takimi więziami, w których kochamy i jesteśmy kochani. Królestwo Boże zaczyna się w nas i wokół nas wtedy, gdy kochamy wszystkich spotykanych przez nas ludzi, czyli także tych, którzy na razie nie kochają, lecz osobiście wiążemy się jedynie z tymi, którzy też kochają. Jedynie takich ludzi – jak to wyjaśniam dzieciom i młodzieży – wpuszczamy do domu i do serca. Wszystkim innym okazujemy miłość z niezbędnego wtedy dystansu. Na takim właśnie sposobie bycia razem będzie polegała nieprzemijająca radość nieba. Do takiej właśnie formy istnienia wzywa nas Jezus, gdy zaprasza nas do modlitwy o to, by przyszło do nas królestwo Jego Ojca”. Tamże s. 45-46.
[5] „ – Czy wszystko można sobie przebaczyć? – Przebaczyć sobie można jedynie złą przeszłość. Nigdy natomiast nie wolno przebaczać sobie złej teraźniejszości. Jeśli tu i teraz nadal błądzę, jedynym lekarstwem w takiej sytuacji jest natychmiastowe nawrócenie. Kto grzeszy i nie nawraca się, ten jest dla samego siebie niemiłosierny. Trzeba wystrzegać się skrajnych postaw. – Na czym te skrajności mogą polegać? – Pierwsza skrajność polega na tym, że ktoś nie przebacza sobie błędów z przeszłości, mimo że już się nawrócił. Ktoś taki jest okrutny dla samego siebie, odbiera sobie nadzieją na lepszą przyszłość, nie przyznaje sobie prawa do odzyskania radości życia. Ktoś taki zadręcza samego siebie. A przecież Jezus nie chce, żebyśmy siebie samych zadręczali, lecz żebyśmy się nawracali i uwalniali od złej przeszłości. Druga skrajność to pobłażanie sobie. Chodzi o sytuację, w której człowiek przebacza sobie minione błędy, ale nadal do nich powraca, czyli w dalszym ciągu krzywdzi siebie i bliźnich. Nic mi to nie da, że sobie przebaczam, jeśli nadal czynię zło. Nadal pozostaję wtedy na drodze przekleństwa i śmierci. Być mądrze miłosiernym w odniesieniu do siebie to uczyć się na błędach z przeszłości i stawiać sobie twarde wymagania na dziś i jutro. To wymagać od siebie, by odtąd kierować się Dekalogiem, by kochać, by zło zwyciężać dobrem”. Tamże s. 143-144.
2. Boże wielki, my w pokorze
do Twych stóp garniemy się,
Wola Twoja wszystko może,
Ty nad nami zmiłuj się.
3. A przez Syna Twego mękę
Ulżyj ludzkiej doli złej,
Każdą życia skróć udrękę,
Boże wielki, zlituj się.