1. „Aby żyć po ludzku, człowiek musi posiadać pewne dobra materialne. Dostarcza ich ziemia ( świat), nad którą człowiek ma panować. Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie; dla was będą one pokarmem ( Rdz 1, 29). Dobra materialne mogą zaspokoić różnorodne potrzeby ludzkie, a zarazem przynieść radość z posiadania i korzystania z nich. Radość jest składowym elementem życia ludzkiego. Przyszłe życie w zjednoczeniu z Bogiem polega na szczęśliwości, a więc na przeżywaniu najwyższej radości. Również życie doczesne powinno być przepełnione radością, której człowiek wszędzie poszukuje i potrzebuje. Chrystus Pan nie głosił życia smutnego ani nie zakazywał radości życiowych. Błogosławił płaczących, ale zapowiadał dla nich pocieszenie, a więc radość duchową, podobnie jak wszystkie Jego inne błogosławieństwa. On sam nie potępiał ani nie odrzucał radości ziemskich, płynących z korzystania z dóbr materialnych. Faryzeusze nazywali Go pijakiem, żarłokiem, ponieważ brał udział w ucztach faryzeuszów i celników ( Mt 11, 19). Aprobując potrzebę korzystania z dóbr materialnych, jednocześnie Chrystus Pan przestrzegał przed niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą bogactwo, i piętnował bogaczy. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego ( Mt 19, 24). Bogactwo, nazywane w Ewangeliach mamoną, kryje w sobie niebezpieczeństwo dla życia duchowego człowieka, gdyż może opanować serce ludzkie, może całkowicie wziąć człowieka w swe posiadanie i stać się do niego absolutem, najwyższą pseudowartością, która jednak wypełni na pewien czas głód szczęścia nurtujący człowieka. Życie dostarcza tylu przykładów, że bogactwo, a nawet chęć jego zdobycia i korzystania z niego przytłumia sumienie moralne. Aby je zdobyć, niejeden człowiek może się posunąć do oszukaństwa, przekupstwa, kradzieży, nadużycia autorytetu społecznego. Dla pieniędzy – a za nie można uzyskać każde dobro materialne – człowiek poświęca nieraz swój światopogląd, gdy opowiada się za tym, co mu przyniesie większe korzyści materialne; wyrzeka się swej wiary, swej religijności, swej tradycji, swej narodowości. Za pieniądze można nabyć ludzi i rzeczy, zamienić jedne ideały na inne, tak jak zmienia się swe ubranie. Pieniądz jest potęgą, która dziś rządzi światem. Na jego usługach stoi prasa, a ta jest przekupna i sprawia, że człowiek bogaty łatwo zdobywa uznanie, wyższą pozycję społeczną. Pieniądz dostarcza wszelkiego rodzaju przyjemności: wygodnego mieszkania, ciekawych podróży, a nawet miłości dobrej i złej. Człowiek nie może się obejść bez dóbr materialnych. Nawet eremici, zakonnicy prowadzący surowy życie ascetyczne, muszą korzystać z dóbr materialnych, sporządzonych przez innych ( ubranie, wyżywienie, domy zakonne). Dobra materialne nie są same w sobie złe, jeżeli są użyte we właściwy sposób, zgodnie z potrzebami życia. O ich wartości moralnej stanowi stosunek moralny, jaki człowiek wobec nich zajmuje. Można je przyrównać do nabitej broni, jaką się człowiekowi daje w rękę. Może być ona potrzebna jako środek obrony, a może spowodować zło, jeżeli zostanie niewłaściwie użyta. W szczególności zaś: a) Dobra materialne nie powinny człowieka odciągać od Boga i wartości duchowych ani też usuwać je na dalszy plan. Dobrom duchowym przysługuje prymat i im winny być podporządkowane dobra materialne. Starajcie się najpierw o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość ( Mt 6, 36). Jeżeli człowiek bogactwo i przyjemność zmysłową stawia na pierwszym miejscu i przekłada ponad prawdę, sprawiedliwość, obowiązek, wtedy powinien podjąć walkę z tymi skłonnościami. b) Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią ( Mt 5, 7). Swym majątkiem należy się dzielić z potrzebującymi bliźnimi. Nie jesteśmy bezwzględnymi posiadaczami dóbr, a tylko ich administratorami, użytkownikami, którzy powinni mieć na oku potrzeby bliźnich. Chrystus Pan głosił pochwałę ubóstwa, wyrabiania w sobie braku potrzeb, prostoty życiowej, a przede wszystkim miłości bliźniego, miłości czynnej, ofiarnej”[1]. ( Ks. Józef Pastuszka).
2. Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa, Tego, który złożył dobre wyznanie za Poncjusza Piłata, ażebyś zachował przykazanie nieskalane bez zarzutu aż do objawienia się naszego Pana, Jezusa Chrystusa ( 1 Tm 6, 13). Przypowieść o bogaczu i Łazarzu dociera do nas od Boga w czasach określanych terminem histeria konsumpcji. Stopień tej histerii jest widoczny chociażby w braku poszanowania dnia Pańskiego; już nie tylko handluje się w niedzielę jak w powszednim dniu tygodnia, ale nawet oferuje się specjalne promocje, zniżki na zakupy, albo przyjęcia, organizowane właśnie w niedzielę. W niepohamowanej pogoni za zyskiem właściciele sklepów i lokali usługowych nie chcą tracić ani jednego dnia. Powszechnie przyjmuje się za oczywistą prawdę, że pieniądz rządzi światem; jego władza przestaje nas już nawet zadziwiać w tych miejscach, gdzie oczekiwalibyśmy szczególnej wrażliwości, wielkoduszności, uczciwości i wspaniałomyślności: w obszarach przynajmniej teoretycznie ukierunkowanych na leczenie człowieka, otaczanie go wyjątkową życzliwością i troską ( chorzy, osoby starsze czy mniej zamożne), lub w wymiarach rzeczywistości powołanych poniekąd z urzędu, z oczywistości, do kierowania się w swym funkcjonowaniu przestrzeganiem Bożej woli. A co ja z tego będę miał? Ile na tym zarobię? – to są często jedyne pytania, jakie odnajdujemy u przedstawicieli tych, pozornie filantropijnych, rzekomo poświęconych służbie bliźnim, instytucji. Ile? Za ile? Czy to mi się opłaca? To pytania, jakimi niektórzy współcześni próbują określić całą tajemnicę człowieka. Już nie interesuje ich ludzka natura, to, kim człowiek jest, jaki jest cel jego życia, po co został stworzony, jak powinien postępować, tylko… ile i za ile? Pod względem chciwości wielu współczesnych spadło na samo dno zidiocenia – barbarzyństwa i wcale się już z tym ani nie ukrywają, ani, przynajmniej pozornie, tym się nie przejmują. Pogwałcili wszelkiego rodzaju zasady: więzi religijnych i rodzinnych, zawodowej uczciwości, honoru, przyzwoitości, osobistej kultury… Pewien agent ubezpieczeniowy opowiadał o swoich spotkaniach z grupami osób, którym proponuje ubezpieczenia. Często, gdy zaczyna przedstawiać propozycje ubezpieczeń, bezceremonialnie przerywa się mu jego prezentację i wyskakuje z konkretnym pytaniem: Ile dostanę za ojca? Za matkę? A za teścia i teściową…? W dawnych czasach lekarze poszukiwali dla chorego takiego pocieszenia, które trafiałoby do jego charakteru i aspiracji, wierząc, że psychiczne nastawienie uzyskiwane w ten sposób będzie pomocne w procesie zdrowienia. Przykładowo, choremu duchownemu mówiono, że zmarł jego biskup i że on właśnie, tj. chory, został wybrany w jego miejsce następnym biskupem[2]. Dla wielu współczesnych jedyną przekonującą pociechą w takiej chwili byłoby prawdopodobnie zapewnienie, że zabiorą ze sobą na drugą stronę te dobra materialne, do których tak bardzo przywiązali swoje serce tutaj, na ziemi. Przebywając w takim środowisku, chrześcijanin musi tym intensywniej uświadamiać sobie własną odpowiedzialność za sposób, w jaki posiada i zarządza dobrami materialnymi. Krytyczne uwagi, napomnienia docierają zazwyczaj do tych osób, które i bez nich traktują poważnie i dojrzale swoje życie oraz powołanie. W ich przypadku przynaglające uwagi prowadzą zazwyczaj do jeszcze bardziej pogłębionego rachunku sumienia i intensyfikacji wysiłku. Ci zaś, którzy rzeczywiście powinni się przejąć napomnieniem, zachętą, czy krytyką, zazwyczaj puszczają je mimo uszu, lekceważą je, albo wprost z nich szydzą. Wbrew temu, co przynajmniej od połowy XX wieku wmawiają nam tzw. inżynierowie społeczni, Pan Bóg obdarzył ziemię wystarczająco licznymi darami, by wyżywić znacznie większą liczbę ludności od obecnej; jest jednak również prawdą, że cały wszechświat jest za mały, aby zaspokoić serce chciwca. Sprawiedliwość społeczna stanowi integralną część Bożych przykazań i Chrystusowego nauczania; nie jest ona wynalazkiem ani komunizmu, ani innych systemów społecznych, czy ideologii czyniących się obrońcami ubogich, marginalizowanych i uciśnionych. Na długo przed napisaniem Manifestu komunistycznego, Pan Bóg objawił ludziom swoje przykazania i Chrystus opowiedział przypowieść o bogaczu i Łazarzu. Ten, kto posługuje się dobrami materialnymi w taki sposób, który zamyka jego oczy i serce na bliźniego, jednocześnie łamie więc Bożą wolę. Dzisiejsza Ewangelia przypomina nam, że problem ubóstwa materialnego nie leży w sferze rzekomo niewystarczających i wciąż kurczących zasobów ziemskich, ale w chorobie kurczącego się serca ludzkiego, w braku wrażliwości ludzkiego ducha, w jego ograniczeniu do granic przerażającego, bolesnego i ślepego egoizmu, w zamknięciu się ludzkiego wzroku i serca, w zamknięciu się mojego wzroku i serca, właśnie wyłącznie do tego, co moje. Jednocześnie Ewangelia ostrzega nas, w całej powadze Bożego Słowa, że taki sposób posiadania rzeczy przynosi w swej konsekwencji wieczne potępienie. Chociaż bogacz z Chrystusowej przypowieści posiadał wiele, to jednak zabrakło w jego sercu najcenniejszej wartości, skarbu niemożliwego do zastąpienia niczym innym… zabrakło miłości. I brak właśnie tej jednej rzeczy zadecydował o tym, że Pan ocenił jego życia jako biedne, bezwartościowe, jako pozbawione tej cechy, która zapewniłaby mu nagrodę wieczną. Tam gdzie brakuje miłości, nic inne nie wykazuje prawdziwej wartości. Według Błażeja Pascala istnieją trzy porządki ludzkiej wielkości. Pierwszy wymiar ludzkiej wielkości obejmuje aspekt materialny albo cielesny; jest on skoncentrowany na posiadaniu rzeczy, atletycznej sile – fizycznej tężyźnie, pięknie ludzkiego ciała. Tym wymiarem ludzkiej wielkości nie można pogardzać, lecz trzeba być świadomym, że zajmuje on najniższe miejsce w hierarchii ludzkiej wielkości… choć w praktyce jest on dla wielu nie tylko najważniejszym faktorem człowieczeństwa, ale nawet jedynym tegoż wyznacznikiem. Kolejnym, wyższym od poprzedniego, poziomem ludzkiej wielkości jest wymiar inteligencji, rozumu, geniuszu. W tym poziomie celują głównie myśliciele, uczeni, wynalazcy, artyści, poeci… Ten porządek różni się jakościowo od poprzedniego i nie zachodzi między nimi bezpośrednia zależność: bycie ładnym fizycznie, czy też brzydkim, bogatym, czy biednym niczego nie dodaje ani nie odejmuje od geniuszu myśli, czy inwencji. Ponad tymi dwoma wymiarami wielkości wznosi się jednak najwyższy aspekt ludzkiej osoby; jest to porządek dobra – miłości. Pascal nazywa ten wymiar porządkiem świętości i łaski. Jeden z myślicieli powiedział: Kropla świętości znaczy więcej niż cały ocean geniuszu. Bez tego wymiaru, dwa poprzednie aspekty ludzkiej wielkości nie przedstawiają większego znaczenia. Można być genialnym wynalazcą, ponadprzeciętnie uzdolnionym matematykiem, czy fizykiem i jednocześnie konstruować broń przeznaczoną do zabijania bliźnich. Chrześcijaństwo przynależy do tego trzeciego porządku ludzkiej wielkości. W powieści H. Sienkiewicza Quo vadis odnajdujemy scenę, w której poganin zadaje przybyłemu do Rzymu Apostołowi Piotrowi pytanie: Ateny dały nam mądrość, Rzym siłę, a co nam ofiaruje twoja religia? Piotr odpowiada: Miłość! Czym staje się wiedza i siła bez miłości? Kliniką aborcyjną, Auschwitz, Hiroshimą, ludobójstwem, wszystko ogarniającym handlem, biznesem i komercją, oszustwem rozumianym jako program na życie, chciwością… i tymi wszystkimi rzeczami, które znamy z naszej codzienności aż nazbyt dobrze. Dzisiejsza Ewangelia jest więc wezwaniem do odnowienia w sobie porządku autentycznej miłości, realizowanego również w sferze posiadania. Jest zaproszeniem do odświeżenia pragnienia poszukiwania niezmierzonych, trwających wiecznie, bogactw Królestwa Bożego. Ponieważ niektórzy ze współczesnych zagubili tę wiarę, wiarę w bogactwa wieczne, jakie Pan przygotował tym, którzy Go miłują – czyli zachowują Jego przykazania, to w zamian rzucili swe serca całkowicie w miłość bogactw ziemskich. Chrystus przestrzega nas dzisiaj przed popełnianiem w naszym postępowaniu takiego śmiercionośnego błędu.
3. Sługa Boża matka Kolumba Białecka ( 1838 – 1887); pragnęła służyć innym. Każdy święty i błogosławiony jest wyrazistym świadkiem czynnej miłości bliźniego; potrafi w człowieku dostrzec, potrzebującego pomocy, Łazarza. Pragnienie służenia innym stanowiło również dominantę życia i osoby założycielki polskich dominikanek sługi Bożej matki Kolumby Białeckiej, która nowicjat dla pierwszych sióstr swego zgromadzenia otworzyła na obecnym terenie diecezji sandomierskiej, w miejscowości Wielowieś[3]. Źródłem, z którego czerpała natchnienie i siłę do służby bliźnim, był Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie[4]. Dla Chrystusa obecnego w Eucharystii matka Kolumba pragnęła stać się własnością zupełną[5]; to pragnienie zaowocowało również heroicznym poświęceniem dla cierpiących i potrzebujących.
[1] J. Pastuszka. Rozważania religijne. Poznań 1983 s. 153-154.
[2] N. Belofsky. Jak dawniej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie. Warszawa 2019 s. 41.
[3] „Celem nowego zgromadzenia, jaki sobie założyła, była, obok własnego uświęcenia sióstr, praca w parafiach wiejskich, wśród biednych i najbardziej potrzebujących pomocy. Siostry miały uczyć w szkołach parafialnych, katechizować dzieci i młodzież oraz świadczyć samarytańską posługę chorym w domach. Założycielka świeciła przykładem siostrom, sama uczyła, katechizowała, opiekowała się chorymi…”. I. Ziembicki. Święci rodzą świętych. Sandomierz 1999 s. 101.
[4] „Sługa Boża miała od najmłodszych lat szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Bóg utajony w Najświętszym Sakramencie był jej największą miłością. Przy Nim, przed Najświętszym Sakramentem, spędzała nieraz długie godziny. W dniach bolesnych doświadczeń szukała zawsze Chrystusa, utajonego w Najświętszym Sakramencie. Wybierając się w drogę najpierw szła przed Najświętszy Sakrament, wracając z licznych podróży kończyła je u stóp Pana. Dusza powinna oddawać Sercu Jezusowemu w Najświętszym Sakramencie życie za życie, ofiarę za ofiarę, śmierć za śmierć – napisała swoich notatkach”. Tamże s. 102.
[5] „Ach tak! Trzeba mi powziąć większe nabożeństwo do Ducha Świętego, gdyż On jeden dopomoże duszy mojej do wyrozumienia myśli Bożej i do ziszczenia takowej. On jeden potrafi uczynić mnie własnością zupełną Jezusa w Hostii Utajonego”. K. Białecka. Natchnienia duchowne. Kraków 2008 s. 142.
2. O, złóż Go Matko, do serca mego,
co dniem i nocą wciąż o Nim śni,
Co żyć nie może bez Pana swego,
a z dala tęskne wylewa łzy.
O, daj mi daj, Jezusa daj!
3. O, daj mi, Matko Jezusa Duszę,
daj Jego Serce i Świętą Krew.
On jest mym życiem, ja Go mieć muszę,
o, usłysz, Matko, miłości śpiew.
O, daj mi daj, Jezusa daj!
4. Ja Mu u świętych stóp serce złożę,
a za me grzechy gorący ból,
I kochać będę w cichej pokorze,
bo to mój Jezus, mój Bóg i Król.
O, daj mi daj, Jezusa daj!
5. A gdy, o Matko, życie przeminie,
gdy dusza przejdzie wieczności próg,
Daj mi Jezusa w niebios krainie
i mały kącik u Jego nóg.
O, daj mi daj, Jezusa daj!