- „Po Komunii Świętej ujrzałam Pana Jezusa, który mi rzekł te słowa: Dziś wniknij w ducha ubóstwa mojego i tak urządź wszystko, aby najubożsi nie mieli ci czego zazdrościć. Nie w gmachach i we wspaniałych urządzeniach, ale w sercu czystym i pokornym podobam sobie. Kiedy pozostałam sama, zaczęłam się zastanawiać nad duchem ubóstwa. Widzę jasno, że Jezus nic nie miał, chociaż jest Panem wszechrzeczy. Żłóbek pożyczony, idzie przez życie czyniąc wszystkim dobrze, a sam nie ma gdzie by głowę skłonić. A na krzyżu widzę szczyt Jego ubóstwa, bo nawet i szaty nie ma na sobie. O Jezu, przez uroczysty ślub ubóstwa pragnę się upodobnić do Ciebie; ubóstwo będzie mi matką. Jak zewnętrznie nic nie posiadać i nie rozporządzać jako własnością, tak i wewnętrznie niczego nie pragnąć. A w Najświętszym Sakramencie jak wielkie Twoje ubóstwo. Czy była kiedy dusza tak opuszczona – jak Ty, Jezu, na krzyżu?”. ( Dzien. 532, 533).
- Pewien człowiek… w perykopie ewangelicznej według św. Marka ( Mk 10, 17-30), w przeciwieństwie do paralelnego fragmentu u św. Matusza ( Mt 19, 16 – 20) nie podano dokładnego określenia wieku osoby przychodzącej do Chrystusa z pytaniem: co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Fakt ten pozwala dostrzegać w tym pewnym człowieku każdego człowieka, każdego z nas, stanowiąc tym samym sugestię, że jest to pytanie najważniejsze w życiu człowieka bez względu na etap czasowy w jakim się on znajduje. Ważną sprawę stanowi również pamięć o tym, do kogo należy się zwracać z tego rodzaju pytaniem. Pytanie jak żyć? skierowane do polityka, aktora, czy w ogóle do człowieka nie przekazującego nauki Bożej rodzi często humorystyczne reakcje, gdyż intuicyjnie wyczuwamy, że jedyną w pełni kompetentną Osobą, do której do pytanie powinno być zaadresowane jest sam Bóg i osoby wiernie uobecniającego Bożą prawdę. Bóg posiada naprawdę słowa życia umożliwiające przekształcenie naszej wędrówki przez doczesność w drogą sensu, dobra i miłości. Często o tym fakcie przypominali sandomierscy Pasterze: „W głębiach dusz młodzieży, jak iskra pod grubą warstwą popiołu, kryje się pęd do szukania prawdy i szczera tęsknota za urządzeniem życia zgodnie z nakazami sumienia, będącego głosem Ojca Niebieskiego. Czy nie poznajecie siebie w ewangelicznym obrazie młodzieńca, który pilnie szukał Jezusa Chrystusa, a gdy Go spotkał, upadł na kolana i zapytał o to, co mu najwięcej na sercu leżało: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby otrzymać żywot wieczny? I wy przeżywacie poważne chwile, gdy zastanawiacie się, co czynić, jak ułożyć swe życie, aby zdobyć żywot wieczny, pełne szczęście, którego jedynym niezawodnym źródłem jest Pan Bóg. Podobnie jak młodzieniec ewangeliczny, zwracajcie się po odpowiedź do Chrystusa Pana i Jego Kościoła” ( Bp Jan Kanty Lorek). Chrystus zaczyna odpowiedź na pytanie człowieka, który szczerze poszukuje drogi do życia wiecznego, od przypomnienia konieczności zachowywania Bożych przykazań. Chrystusowa odpowiedź wskazuje na same fundamenty uzdrawiającej i życiodajnej więzi z Bogiem; stanowi ona jednocześnie zakwestionowanie duchowości spontaniczno – intuicyjnej, której znak rozpoznawczy stanowią twierdzenia typu: a przecież nie potrzeba uczyć dzieci prawd wiary, Bożych przykazań, katechizmu…wystarczy, aby ich przysposobić do życia według ich ducha. „Prawo bez ducha jest bezduszne, dusi się w nim człowiek – ale duch bez prawa zagrożony jest błędem, pomyłką, jeśli człowiek kieruje się własną intuicją i własnym rozumem. Wielu nawet katolików mówi: nam nie potrzeba przykazań Bożych ani tym bardziej przykazań kościelnych, bo sami czujemy, co słuszne, co uczciwe, co dla człowieka ważne, co czyni go szczęśliwym…Pomyślcie, moi Drodzy, co by to było, gdybyśmy na przykład w dziedzinie medycyny pozwolili leczyć się ludziom, którzy nie kierują się rzetelną wiedzą, tylko własną intuicją, przy najlepszej nawet woli i dobrej intencji?”[1]. Nawet poprzez zwykłą rozmowę można dostrzec, że otaczanie się porażająca ilością najnowszych zdobyczy technologicznych nie często przekłada się na radykalny wzrost mądrości właściciela owych elektronicznych innowacji; czasem wręcz przeciwnie – ukazuje on swą przykrą pustkę duszy, która, sama jałowa, nie jest w stanie stać się chlebem dla drugich, nie ma nic do zaoferowania, nic, czym mogłaby się podzielić. Zdobywanie informacji nie jest równoznaczne z pogłębianiem mądrości i dojrzewaniem. Głównym efektem procesu zalewu informacji jest często wewnętrzne zobojętnienie, otępienie, paraliż woli i wrażliwości. Technologia współczesna, obok dostarczenia możliwości swego pozytywnego zastosowania, niesie w sobie również wiele negatywnych elementów. Upowszechnia się, przykładowo, stanowiące przejaw braku elementarnej kultury osobistej, niszczenie doświadczenia ludzkiego spotkania dokonującego się z konkretnym człowiekiem i w konkretnym czasie. Bez większej żenady rozmówca przestaje nagle zwracać uwagę na swego interlokutora, czując się niejako przymuszonym odebrać właśnie dzwoniący telefon. Obraża tym samym drugą osobę, przekazując jej sygnał, że w tej chwili ma coś ważniejszego do zrobienia niż spokojne dokończenie właśnie prowadzonej rozmowy. Czasem można zaobserwować tego typu zachowanie nawet podczas Mszy Świętej; to jest tak, jakby powiedzieć do Boga: słuchaj, teraz mam akurat coś ważniejszego do zrobienia, niż uważną konfrontację z Twoim Słowem. Jak wyglądałyby sceny rozmów i uzdrowień Chrystusa zapisane w Ewangelii, gdybyśmy wprowadzili w nie sygnały komórkowe przerywające te sytuacje? Gdyby Chrystus przyjął, dominujący współcześnie produkcyjny styl życia, to nie chodziłby z grupą Apostołów po palestyńskich ścieżkach przez trzy lata, tylko, nawet nie zbierając razem swoich uczniów, zakomunikowałby im drogą internetową, że Ewangelię, którą chciał im przekazać, przesyła, dla zaoszczędzenia czasu, w załączniku emailowym i jeśli chcą, to mogą sobie ten tekst w wolnej chwili przeczytać. Tymczasem procesowy styl istnienia domaga się koniecznie ciszy, obecności – uważności i czasu; niezbędnych warunków dla dokonywania się rzeczywistej przemiany. W podobny sposób wiele osób nie słucha i nie rozumie tzw. muzyki poważnej, klasycznej, bo ona, dla swego przyjęcia, wymaga innego od współczesnego trybu i tempa życia. Wymaga przede wszystkim tego, aby czas na jej poznanie i słuchanie został wygospodarowany; na dokładne poznanie tekstu i sposobu kompozycji ( dlaczego autor skonstruował dany utwór w taki a nie inny sposób, dlaczego zastosował takiego rodzaju rozwiązania techniczne, co chciał przez to przekazać słuchaczowi, itp. ). Ten sam proces dotyczy solidnego poznawania chorału gregoriańskiego. Problem polega na tym, że współcześnie nikt, albo bardzo niewielu, ma w ogóle czas, aby tego rodzaju proces realizować. Przecież powszechnie wiadomo, że dzisiaj wszyscy bezustannie się śpieszą i że nie mają czasu. Ta sama tragedia dotyczy czasu przeznaczonego na dojrzałą rozmowę z Bogiem i zadawanie Mu pytań najważniejszych: co mam robić, by osiągnąć życie wieczne, a więc, jak żyć, bym osiągnął szczęście teraz i w wieczności, by moje życie odnalazło sens, pokój i spełnienie? Gdyby św. siostra Faustyna uległa rozpowszechnionemu współcześnie przekonaniu o braku czasu, to pewnie nie zastanawiałaby się nad wezwaniem Chrystusa do modlitewnego wniknięcia w tajemnicę Jego ubóstwa? Człowiekowi współczesnemu, zwłaszcza młodemu, próbuje się wmówić, że celem jego życia ma być nie poszukiwanie prawdy, Boga i pokoju serca płynącego z przebywania w łasce uświęcającej, ale podążanie za coraz to nowym i mocniejszym powerem… czyli poszukiwanie ustawicznie znoszących się i ciągle zmieniających ekscesów; muzyka pop w rozpowszechnianiu tego rodzaju filozofii celuje szczególnie – żebyś coś przeżył, jakieś mocne, a jeszcze lepiej ekstremalne emocje; nastąpiła emancypacja emocji, posunięta do takiego stopnia, że już niewiadomo czemu mają one służyć. Młodemu człowiekowi współcześnie rzadko mówi się, albo wcale, o potrzebie systematycznego, częstego i długiego rozmawiania ze Zbawicielem na modlitwie. W to miejsce oferuje mu się tysiące zajęć bardziej praktycznych i życiowych: nauka w szkole, zajęcia pozalekcyjne, poznawanie języków obcych, pływanie, taniec, śpiew, rysunki, piłka nożna, inny sport. Kult praktyki nie opartej na głębokiej refleksji o naturze człowieka tj. na szukaniu prawdziwej odpowiedzi na pytania typu: kim jest człowiek i jakie konsekwencje życiowe z jego natury wynikają, co ma w życiu osiągnąć, co jest najważniejsze, objął swą dominacją większość dzisiejszego społeczeństwa i niemal wszystkie jego warstwy. Chrześcijanin, człowiek świecki, zakonnik, kapłan winien swoim stylem życia dostarczać alternatywy dla tej groźnej choroby naszych dni[2].
- W dziejach diecezji sandomierskiej czasem podejmowano również problematykę relacji zachodzących pomiędzy teorią i praktyką, najczęściej w kontekście postulatu konieczności stałej formacji intelektualnej kapłana. Zauważano, że w kręgach sandomierskiego duchowieństwa funkcjonował, na podobieństwo rozpowszechnionego w szeroko rozumianej polskiej kulturze[3], nadmierny kult praktyki. Zjawisko to określano jako ciekawe, a zarazem niepokojące[4]. Uznawano potrzebę praktyki, jako sprawdzianu teorii w konkretnej rzeczywistości, z drugiej jednak strony przypominano, że każdy czyn wyrasta tylko z idei, że praktyka opiera się na teorii, a myśl poprzedza akt woli[5]. Rozwój zdolności teoretycznego myślenia uznano w przypadku kapłana za element nieodzowny w procesie dojrzałego i odpowiedzialnego wnikania w głąb prawd wiary i wiązania tych prawd z życiem codziennym[6]. Podkreślano również, że głębokie przemyślenie dogmatu – prawdy religijnej uzdalnia człowieka do zajęcia kompetentnego stanowiska wobec prądów umysłowych swojej epoki i adekwatnej odpowiedzi udzielanej na bieżące problemy ideowe i życiowe. Za najważniejszy zaś uznawano fakt, że permanentna i dojrzale prowadzona praca intelektualne owocuje zarówno pogłębieniem osobistego życia religijnego duchownego, jak i wzmocnieniem ducha religijnego w społeczeństwie[7].
[1] W. Świerzawski. List pasterski biskupa sandomierskiego do wiernych na Wielki Post 1998. KDS 91 ( 1998) s. 77.
[2] Jak zwykle przykład życia i nauczanie świętych dostarczają również w tym wymiarze cennej pomocy. „Wszyscy historycy Kościoła podkreślają gorliwość, z jaką Bernard pracował nad przywróceniem pokoju w społeczności katolickiej. I nie tylko gorliwość, lecz również doskonałe rozeznanie stosunków politycznych miedzy książętami i władcami Europy. Dla współczesnych było to zagadką, jak mnich oddany kontemplacji, teoretyk mistycyzmu i sam jeden z najwybitniejszych mistyków chrześcijańskich, mógł poprawnie rozsądzać skomplikowane sprawy, w których dużą rolę odgrywały ambicje rządzących, intrygi oraz zwykła chciwość. Pewne wytłumaczenie tej zagadki możemy znaleźć w radach, jakich nie skąpił Bernard papieżowi Eugeniuszowi III, swojemu wychowankowi. Pisał doń: A teraz, ponieważ czasy są złe, wystarczyć ci powinno napomnienie, żebyś cały i bez przerwy nie oddawał się tylko działaniu, lecz byś poświęcał dla głębokich rozważań przynajmniej trochę uwagi i czasu. Sam stosował tę zasadę. Wszystkie jego poczynania rodziły się z modlitewnych przemyśleń”. J. Mirewicz. Wychowawcy Europy. Kraków 2003 s. 57. Uznając celność spostrzeżeń Autora powyższych słów należy tym niemniej zauważyć pewną wątpliwą praktykę językową stosowaną przezeń przywoływania imion świętych pozbawionych podkreślenia właśnie ich stanu świętości: nie święty Bernard tylko Bernard. Owszem w pierwszych wiekach Kościoła, gdy gromadzono się nad grobami męczenników, przyzywano ich wstawiennictwa używając samych imion, ponieważ dobrze jeszcze ich pamiętano jako należących do danej wspólnoty w czasie doczesnego życia. Teraz jednakże szacunek i cześć oddawana Bogu w świętych domagają się stosowania przymiotnika święty przed imieniem wspominanej osoby. Podobny rodzaj spauperyzowania mentalności i języka spotykamy również w innych dziedzinach życia kościelnego; niektórzy na opis, dla przykładu, spotkania z przełożonym ( profesorem, biskupem, proboszczem) używają określeń zaczerpniętych z życia korporacyjno – biznesowego: nie idzie taki człowiek na spotkanie z biskupem, tylko na spotkanie z szefem…itd. Należałoby również i ten wymiar życia kościelnego przywrócić normalności, godności i szlachetności. „Osoby w podobnym wieku lub zajmujące równoległe stanowiska mogą przejść ze sobą na ty. W pozostałych przypadkach wskazana jest forma grzecznościowa, uwzględniająca stan duchowny lub świecki, funkcję, tytuł naukowy albo godność kościelną i oczywiście imię”. Bp K. Nitkiewicz. ABC kurialisty czyli rady starszego kolegi. Sandomierz 2018 s. 58.
[3] „Trudno powiedzieć, w jakim stopniu nasz kult praktyki jest obciążeniem narodowym. Rozlewność uczuć i marzycielstwo w życiu osobistym, wydatna rola pierwiastków romantycznych w dziejach narodu, w dorobku kulturalnym przewaga poezji lirycznej nad epiką, a twórczości artystycznej nad naukową – wskazują, że uzdolnienia intelektualne psychiki polskiej nie zostały jeszcze ujawnione w całej pełni. Wina leży w braku dyscypliny myślowej, w wadliwej organizacji pracy rozumowej, i w nieudolności zaktualizowania tych potencjonalnych wartości, jakie się kryją w umysłowości polskiej”. J. Pastuszka. Teoria czy praktyka? KDS 32 ( 1939) s. 15.
[4] „Występuje ono w różnych postaciach: w skłonności do czynnego duszpasterstwa, w zaufaniu do czynu, w stosowaniu kryteriów według zewnętrznej wydajności pracy, a jednocześnie w lekceważeniu t. zw. czystej myśli, w niechęci do teoretycznych dociekań, w niezajmowaniu się problemami filozoficznymi i teologicznymi i w niedocenianiu pracy naukowej. […] Praktyka duszpasterska jest wysoko ceniona. Nic dziwnego, że tematem rozmów towarzyskich, a nawet dyskusyj zawodowych są właśnie rzeczy praktyczne. Problemy naukowe z różnych dziedzin teologii, które często poruszane są w rozmowach duchowieństwa na Zachodzie, u nas należą do rzadkich wyjątków. Byłoby rzeczą interesująca zestawić spis książek, czytanych przez księży. Oczywiście, chodziłoby o jakość i poziom tych książek”. Tamże s. 12-13.
[5] „Praktyka bez teorii zacieśnia pole widzenia człowieka, zmusza go do opiera się na nawykach i instynktach, a przede wszystkim prowadzi do płytczyzny duchowej. Wartość myślenia teoretycznego polega nam tym, że ono podaje ogólne wytyczne, uzdalnia do rozwiązywania problemów życiowych w ogóle, podczas gdy sama praktyka zacieśnia do faktów szczegółowych i daje biegłość tylko w pewnej dziedzinie. Nie chodzi o to, by wszyscy księża uprawiali naukę, czy zajmowali się kwestiami spekulatywnymi. Myślicielem i naukowcem trzeba się urodzić. Wykształcenie i stopień naukowy nie wystarcza. O kierunku pracy decyduje struktura psychiczna jednostki, wrodzone uzdolnienia i skłonności, które człowieka pchają w pewnym kierunku, oraz ta – często nieodparta – uczuciowa świadomość, że ta właśnie droga odpowiada naszej psychice. W stosunku do całego duchowieństwa można wszakże wysunąć jeden postulat: aby ceniło i pogłębiało własną pracę myślową, by rozwijało i bogaciło swe wykształcenie umysłowe, by rozumiało, że praktyka jest czymś wtórnym, co musi wyrastać z przesłanek teoretycznych i że rozwój myśli wiąże się z życiem religijnym”. Tamże s. 13-14.
[6] „Z przemyślenia i głębszego zrozumienia idei religijnych płynie ich uznanie i przepojenie nimi życia osobistego. Z płytczyzny myśli powstaje chwiejność czynu, powierzchowność życia, a nieraz błędna postawa wobec zagadnień religijnych. Każde głębsze przeżycie religijne płynie ze zrozumienia idei religijnej, choćby ona zacieśniała się do drobnego odcinka rzeczywistości religijnej. Czym jest rozmyślanie religijne – codzienny akt naszego życia religijnego – jeżeli nie głębszym wnikaniem w prawdy dogmatyczno – moralne, gdzie myśl toruje drogę innym aktom psychicznym, jak uczuciom i woli”. Tamże s. 14.
[7] Tamże s. 16.
2. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
Cóż dziwnego, że łzy płyną,
Gdy to życie łez doliną.
Dusza smutkiem zamroczona
Pod ciężarem krzyża kona!
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
3. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
Wyjednało Twe wstawienie
Niejednemu już zbawienie;
Kto swą ufność w Tobie łożył,
Nowem łaski życiem ożył.
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
4. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
I dlatego Twoje Imię
W sercach naszych nie zadrzymie;
Będziem wołać, błagać, prosić,
Wszędzie, zawsze cześć Twą głosić!
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
5. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
I w sieroctwie, w opuszczeniu,
I w tęsknocie i w cierpieniu,
I w ubóstwie i w chorobie,
Zawsze będziem ufać Tobie!
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
6. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
Pójdziem chętnie drogą krzyża,
Bo nas krzyż do Ciebie zbliża,
Bo nas krzyż dziś nie przestrasza,
Bo nadzieja w krzyżu nasza!
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
7. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!
Tak pod krzyżem będziem stali,
Z Tobą krwawą łzą płakali,
Boś Ty Matką nam została,
Gdyś pod krzyża drzewem stała!
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas!