1. „Modlitwa ujmowana w świetle tekstów biblijnych powinna być: pokorna, ufna w Bożą pomoc, wytrwała. Przykładem pokornej modlitwy był król Dawid oraz celnik, który świadomy swej grzeszności prosił Boga: Miej litość dla mnie ( Łk 8, 13); on zyskał przebaczenie Boga a nie pyszny faryzeusz. Jezus zachęcał do ufnej a nawet natarczywej modlitwy ( Łk 11, 5-7), która jednak nie może być wymuszaniem na Bogu spełnienia prośby. Modlitwa powinna łączyć się z czystą intencją i czystością serca ( Mt 6, 5-8). Jeżeli spełnione są takie przymioty modlitwy, to dla człowieka jest ona źródłem duchowej siły w życiu codziennym i związanych z nim trudnych doświadczeń. Człowiek potrzebuje modlitwy szczególnie wówczas, gdy podejmuje najważniejsze decyzje o jego dalszym życiu. Biblia i chrześcijańska teologia, uwzględniając cel modlitwy, wyróżniają następujące jej formy: uwielbienie, dziękczynienie, przeproszenie, prośba. Klasyczną formą uwielbienia Boga jest modlitwa Maryi – Magnificat, w której ona mówiła: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim ( Łk 1, 46-47). Wielbienie – adoracja Boga jest bezinteresownym odruchem ludzkiego serca. Podobny charakter ma modlitwa dziękczynna, której przykładem są słowa starca Symeona w jerozolimskiej świątyni, gdy ujrzał na ręku Maryi małego Jezusa: Teraz, Panie, możesz puścić Twego sługę w pokoju, według Twego słowa. Gdyż oczy moje widziały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów, światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego Izraela ( Łk 2, 29-32). Modlitwa dziękczynna jest wyrazem duchowej dojrzałości chrześcijanina, który świadomy swej moralnej ułomności powtarza za celnikiem: Miej, Boże, litość nade mną. Każda Msza Święta rozpoczyna się od aktu żalu, będącego prośbą o wybaczenie miłosiernego Boga. Modlitwą najczęściej pojawiającą się w życiu większości ludzi jest prośba. W Modlitwie Pańskiej najpierw prosimy Boga o nadejście Jego królestwa na ziemi, a następnie o chleb codzienny ( Mt 6, 10-11)”[1]. ( Ks. Stanisław Kowalczyk).
2. Czy człowiek wierzący, uczeń Chrystusa, może bez głębokiego wzruszenia czytać, zawarte w dzisiejszym drugim czytaniu mszalnym, wyznanie starego wiekiem, ale jakże młodego i świeżego swą wiarą w Chrystusa, św. Pawła Apostoła? Oto życie spełnione: przez Żydów pięciokrotnie bity po czterdzieści razów bez jednego, trzy razy sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotny rozbitek na morzu, przez dzień i noc na głębinie morskiej, często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci, w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w postach, w zimnie i w nagości ( 2 Kor 11, 22-30). A jednak: w dobrych zawodach wystąpiłem, wiarę ustrzegłem, bieg ukończyłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego ( 2 Tm 4, 7-9). Ten porażony u bram Damaszku Chrystusem Apostoł nie uronił w swym życiu i posługiwaniu niczego z blasku Bożej światłości, która bezpardonowo zrzuciła go z konia oraz z jego faryzejskiej mentalności i praktyki. Wręcz przeciwnie, zapalił jej światłem cały ówczesny świat i dalej ogrzewa jej ciepłem również współczesnych naśladowców Mistrza z Nazaretu, powtarzających za Szawłem przemienionym w Pawła: dla mnie żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk ( Flp 1, 21). My również, jak faryzeusz z dzisiejszej przypowieści, zazwyczaj porównujemy się z tymi, którzy, przynajmniej w naszej ocenie, są gorsi od nas. Unikamy zaś porównywania się z takimi osobami, w których Boże światło prawdy i miłości objawia się szczególnie wyraźnie. Spróbujmy wiec dzisiaj porównać się, dla odmiany, z osobami mogącymi stanowić wzorzec w wielu aspektach życia i wiary. Porównajmy, dla przykładu, trudy, jakie my ponosimy dla Chrystusa z cierpieniami św. Pawła. Porównajmy jego wiarę z naszą wiarą. Porównajmy jego miłość Chrystusa i jego utożsamienie się z Chrystusem z naszą miłością Chrystusa i z naszym z Nim utożsamieniem. Porównajmy nasze życie modlitewne z modlitwą tego, który imię św. Pawła włączył w swoją misję, z modlitwą św. Jana Pawła II[2]. Fakt, że ktoś przeszedł test na inteligencję w stopniu celującym, nie świadczy wcale o tym, że człowiek ten jest prawdziwie inteligentny. Jeżeli bowiem w rzekomą inteligencję włącza on możliwość złego, grzesznego postępowania, to ukazuje tym samym swój bezdenny brak inteligencji[3]. Z drugiej strony, osobę, której przyklejono łatkę nieprzystosowanej społecznie, nieprzystosowanej do otoczenia, w rzeczywistości nie zawsze można oceniać negatywnie. Często mamy do czynienia z całkiem odwrotną sytuacją: osoba uważana za społecznie nieprzystosowaną pozostaje de facto jednym z nielicznych zdrowych elementów z pozoru normalnego otoczenia. W środowisku alkoholików nieprzystosowaną społecznie osobę powinno się wynagradzać honorami przysługującymi jednostce prawdziwie normalnej, odważnej, heroicznej i wiernej prawdzie oraz ludzkiej godności. Nie można uważać za zasługę, za cnotę, za przejaw psychicznego i duchowego zdrowia, przystosowania się jednostki do norm obowiązujących w patologicznym otoczeniu. Celnik nie był być może wzorem cnót moralnych, ale wiedział, że przed Panem Bogiem trzeba stawać w prawdzie, a nie w samouwielbieniu i w samooszukiwaniu. To postawa celnika, a nie faryzeusza, pozwala mieć nadzieję, że również w moim życiu, w życiu współczesnego celnika, spełnią się Chrystusowe słowa: Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli ( J 8, 32). Ten, kto trzyma się mocno Prawdy, zawsze nosi w sobie nadzieję powrotu na drogę zbawienia, na drogę pełnej wspólnoty z Bogiem. Najgorszą praktyką w świecie ludzkim jest zapewne nawyk oszukiwania samego siebie, schorzenie, które, jak to już wiemy z wcześniejszych rozważań, praktycznie pozbawione jest jakichkolwiek granic. Można wejść w tak dewiacyjne nastawienie mentalno – duchowe, że własne wyobrażenia o sobie, myśli na swój temat, swój obraz samego siebie, znajdują się na krańcowo odległym biegunie w porównaniu z obiektywną rzeczywistością. Nie ma zaiste granic w możliwości oszukiwania samego siebie. O tym winniśmy ciągle pamiętać i często modlitewnie egzaminować samych siebie, w celu uniknięcia tego potwornego defektu – faryzejskiego myślenia, życia i postępowania w fałszu i w obłudzie. Wejście w ten całkowicie antyludzki i antyewangeliczny stan duszy przyśpiesza, powszechny obecnie, proces absurdalizacji życia. Nawet w reklamach wszystko musi być mega szalone, odjechane i zakręcone. Nic nie może pozostać normalne, spokojne, zdrowe. Przejawem absurdalizacji życia jest, dla przykładu, opowiadanie żartów, w których nie ma nic śmiesznego, a wręcz przeciwnie, ich treść wykazuje charakter prymitywno – bluźnierczy. Co jest śmiesznego w żartach o tym, że powołanie małżeńskie zawiera w sobie również element cierpienia? Dodatkowo, często próbuje się doszukiwać w tego rodzaju sytuacjach jakiejś głębszej dyplomacji, wyjątkowego sprytu i strategicznego cwaniactwa. Mamy tu do czynienia z czystym / brudnym relatywizmem i dekonstrukcjonizmem; każdą rzecz można zinterpretować w dowolny sposób – najgorsze łajdactwo, zaprzaństwo i tchórzostwo udaje się czasami przedstawiać jako niezwykle wyrafinowaną dyplomację. Gdy człowiek zostaje przez pewien czas zanurzony w tego rodzaju otoczenie, zaczyna przyzwyczajać się do absurdów o nawet największych kalibrach. Stępia wtedy swą wrażliwość intelektualno – duchowo – moralną, swą zdolność trwania w prawdzie, walki o prawdę, swą wolę sprzeciwu wobec nawet jawnej podłości i niesprawiedliwości. Właśnie w tym celu, w celu, by stał się niezdolny do jakiejkolwiek normalnej reakcji, by nie odróżniał w praktyce prawdy od fałszu, dobra od zła, sprawiedliwości od nieuczciwości, a tym bardziej, by przypadkiem nie próbował przeciwstawiać się dokonywanej na nim podłości, należy go uformować w szkole totalnego i ciągłego absurdu, dozowanego etapami, stopniowo. Dla oszukującego samego siebie faryzeusza, czymś koniecznym jest tworzenie z wielkim i ciągłym wysiłkiem atmosfery, w której będzie niemożliwe, albo przynajmniej bardzo trudne, odróżnianie odwagi, heroizmu i wierności prawdzie od tchórzostwa, fałszu i bluźnierstwa. Dopiero na tak przygotowanym gruncie, przejawy nawet najgorszego zła można nazywać głębszą dyplomacją, inteligencją, sprytem i odwagą, pomocą, wielkodusznością, miłosierdziem… Jakże prawdziwie więc brzmi zdanie wypowiedziane przez Benedykta XVI: wszystko upada, gdy nie ma prawdy! Gdzie krystalicznie czyste źródło życiodajnej prawdy zostaje zasypane, albo zamulone, tam wszystko z czym mamy do czynienia, sprowadza się do toksycznych i śmierdzących oparów – wyziewów absurdu oraz fałszu. Słowo Boże jest prawdziwie zwierciadłem duszy, szkoda tylko, że nie wszyscy chcą się w tym zwierciadle przeglądać… albo też wolą je traktować jak krzywe zwierciadło. Codziennie mówi przynajmniej kilkanaście razy Przyjdź Królestwo Twoje i jednocześnie z założenia, z premedytacją, postępuje niesprawiedliwie i w sposób podły, używając jeszcze czasami, dla przykrycia swych łajdactw, terminologii religijnej. Mówi często Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi, a jedyną uznawaną przez niego rzeczywistością jest jego własna wola. Pan Jezus wcześniej czy później doprowadzi do całkowitego wypełnienia się woli Bożej; chrześcijanin zaś powinien być tym, który tę misję umożliwia i przyśpiesza, a nie stoi jej na zawadzie i ją opóźnia.
[1] S. Kowalczyk. Rozważania w kręgu Słowa Bożego. Sandomierz 2018 s. 159-160.
[2] „- Zobaczyłem człowieka wyjątkowo związanego z Bogiem. Zobaczyłem, że wszystko, co robi, zawierza Panu Bogu. Pan Bóg był dla niego na pierwszym miejscu. Poza tym każdą chwilę wykorzystywał na modlitwę. – Tym Ksiądz był zaskoczony? To przecież normalne, że papież się modli. – To prawda, ale muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem człowieka, który by tak dużo się modlił! Opowiem o pierwszym poranku po zamieszkaniu w Pałacu Apostolskim. Zobaczyłem Ojca Świętego, jak wychodzi z sypialni. Był bardzo skupiony. I modlił się. – Zatrzymał się i zaczął odmawiać modlitwę? – Nie, nie. Szedł i cicho wypowiadał słowa modlitwy. Ksiądz Stanisław uprzedził mnie, że tak jest zawsze i nie możemy w tych chwilach przeszkadzać. Miałem dyskretnie towarzyszyć papieżowi i czekać na sygnał, gdy czegoś będzie potrzebował. Od tego pierwszego dnia czułem, że on po prostu rozmawia z Panem Bogiem. Modlił się, gdy szedł na spotkanie, gdy miał podjąć jakąś decyzję. Kiedyś powiedział: Zawsze modlę się za tych, których będę spotykał. To było wykorzystywanie każdej chwili na modlitwę i rozmyślanie. […] Codziennie odmawiał różaniec, modlitwy z brewiarza, litanie. W czwartki godzinę świętą, w piątki Drogę Krzyżową. W okresie Wielkiego Postu śpiewał oczywiście Gorzkie żale. W maju na tarasie przy kapliczce Matki Bożej Fatimskiej codziennie śpiewaliśmy majówki, a w czerwcu Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. W każdy czwartek Jan Paweł II przez godzinę adorował Najświętszy Sakrament. Nigdy nie opuszczał tych modlitw. Działo się tak zarówno, gdy był w Watykanie, jak i na pielgrzymkach. Mówiliśmy do organizatorów, że muszą to uwzględnić. Nieraz próbowali w ostatnim momencie coś zmienić w planie dnia, dopisać jakieś spotkanie. Przestrzegaliśmy przed tym. A gdy tak zrobili, to i tak papież nie rezygnował z modlitwy i było godzinne opóźnienie. Do tego dochodziły jeszcze modlitwy ciche. Na przykład w kaplicy, gdy patrzył na karteczki z prośbami od osób mających kłopoty. Ludzie pisali do papieża. Te prośby, uporządkowane, spisane, kładliśmy na klęczniku w kaplicy. Papież czytał każdą. Była tam wymieniona intencja, nazwisko osoby, za którą Ojciec Święty miał się pomodlić, i informacja, gdzie mieszka. Próśb było bardzo dużo. Zmienialiśmy listę dwa razy w tygodniu. Nieraz papież mówił też do spotykanych ludzi: Pomodlę się za ciebie. A gdy się modlił, czas jakby się dla niego zatrzymywał. Było to widać na przykład po zakończeniu Mszy Świętej. Bez względu na to, gdzie odbywała się Msza, długo odprawiał dziękczynienie. Nie spieszył się, nie zwracał uwagi na otoczenie, choć nieraz podczas pielgrzymek było trochę zamieszania. […] – Czy to prawda, że papież leżał krzyżem na podłodze i w ten sposób również się modlił? – Mogę to potwierdzić. Wiem, że po przebudzeniu, jeszcze przed poranną toaletą, Ojciec Święty leżał krzyżem w swojej sypialni i odmawiał cząstkę różańca. Dopiero potem szedł do kaplicy na poranne rozmyślanie. Też z różańcem w ręku. Takim prostym, z ziarenek, z którym nie rozstawał się do końca dnia”. K. Tadej. Sekretarz dwóch papieży. Rozmowa z ks. arcybiskupem Mieczysławem Mokrzyckim. Kraków 2017 s. 34-37.
[3] Ch. Petitcollin. Jak mniej myśleć. Dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych. Łódź 2019 s. 90-95. Autorka przeprowadza studium osoby tzw. nadwydajnej mentalnie. Tacy ludzie nie doczekali się dotąd zbyt wielu profesjonalnych opisów. Sytuacja taka skutkuje ignorancją na temat ich rzeczywistej natury i, w konsekwencji, brakiem ich rozpoznania i niemal zupełnym niezrozumieniem, a nawet fałszywym interpretowaniem ich zachowania. Należałoby więc uzupełnić jak najprędzej brak wiedzy w tym zakresie, chociażby w celu uniknięcia fatalnych i fundamentalnych pomyłek, nieporozumień i nieprzyjemności zachodzących w relacjach interpersonalnych z takimi osobami. Przykładowo, dla nadwydajnego mentalnie krytyka stanowi naturalną konsekwencję jego sposobu postrzegania rzeczywistości, podczas gdy jego otoczenie może w niej dostrzegać przejaw chorobliwego krytykanctwa i widzenia wszystkiego jedynie w ciemnych barwach.
2. Ucieczko grzesznych, Panno święta
Naucz jak Boga prosić mam.
Niech moja prośba z serca wzięta,
Ptakiem do niebios leci bram
Wyjednaj łaski Bożej dar,
Ref. Niech wzruszy Cię błagania żar,
Królowo. Królowo, Ty nasza.
3. Niepokalana, łaski pełna,
Matczyną swą wyciągnij dłoń.
Wśród życia z niebios rzuć nam blaski,
Nadzieją rozświeć bólu toń.
Wyjednaj łaski Bożej dar.
Ref. Niech wzruszy Cię…