1. „Nagłe zasłabnięcie – cierpienie przedśmiertelne. Nie była to śmierć, czyli przejście do życia prawdziwego, ale skosztowanie jej cierpień. Straszna jest śmierć, chociaż nam daje życie wieczne. Nagle zrobiło mi się niedobrze, brak tchu, ciemno w oczach. Także przychodzi lęk dziwny pomimo ufności. Pragnęłam przyjąć ostatnie sakramenty święte. Jednak spowiedź święta przychodzi bardzo trudno, pomimo pragnienia spowiadania się. O, niech Bóg zachowa każdą duszę od tego odkładania spowiedzi na ostatnią godzinę. Poznałam wielką moc słów kapłana, jaka spływa na duszę chorego”. ( Dzienniczek, 321).
2. Jak bardzo przypominają nas samych ci ludzi z dzisiejszej Ewangelii, którzy zachwycają się ziemskim splendorem świątyni! Przecież my również rozpływamy się nad, przekraczającym kolejne frontiers, podbojem kosmosu i coraz głębszym wchodzeniem ludzkiego umysłu w świat cząsteczek subatomowych. Olśniewają nas swym, często wprawdzie kiczowatym, blaskiem świątynie współczesności – markety, centra sklepowe oraz coraz większe i coraz bardziej wielobarwnie i wielobranżowo zróżnicowane galerie handlowe. Już nawet nie nadążamy za szybkością rozwoju środków komunikacyjnych – telewizji różnych typów i wielkości, smartfonów, Internetu. Czy te wszystkie środki, niewłaściwie używane, nie odciągają nas jednak od poważnego myślenia o twardej rzeczywistości naszego istnienia, od głębokiego i dojrzałego myślenia o życiu i naszym w nim miejscu? O naszym wiecznym i ostatecznym powołaniu i o sposobach jego realizacji? O możliwości chybienia celu życia? O przegraniu życia na wieczność? O marnowaniu czasu doczesności na sprawy nieistotne, puste i trywialne? Czy nie stanowią one najbardziej rozpowszechnionego narkotyku współczesnego człowieka; dzisiejszego opium? Na jednym z wielkomiejskich murali umieszczono, nawiązujące do słynnego powiedzenia K. Marksa – religia to jest opium dla ludzi, następujące słowa: religia nie jest opium dla ludu; opium jest religią ludu. Czy funkcji takiego opium, środka sztucznie uśmierzającego ból istnienia, nie spełniają wspominane wcześniej błyskotki i drogie kamienie współczesnej komercji? Jezus przypomina nam, że uwodzący blask tych wszystkich rzeczy przeminie, nie zostanie z niego kamień na kamieniu. Zbawiciel przywraca nas jednocześnie na właściwy tor rozumowania: pamiętajcie o tym, jak krótkie i szybko przemijające jest to doczesne życie człowieka, zastanawiajcie się często nad tym, jak bardzo troszczycie się, lub nie troszczycie się, o przyozdabianie tych mieszkań, które Ojciec przygotował dla was w niebie. Śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło – trzy rzeczy ostateczne każdego człowieka; trzy fazy życia ludzkiego, które znajdują się zawsze znacznie bliżej nas, niż zazwyczaj o tym sądzimy. Śmierć biologiczna, rozumiana nie jako koniec ludzkiego istnienia, ale jako przejście. Przejście z życia do pełni życia, przejście na drugą stronę życia. Sąd Boży przypomina nam o tym, że każdy nasz czyn, zarówno zły jak i dobry, sięga swymi konsekwencjami samego Boga i kształtu, natury, jakości naszego wiecznego losu. Niebo – spełnienie i cel życia, to, w jakim celu zostaliśmy stworzeni, wieczne szczęście wynikające z miłosnej wspólnoty z Bogiem – Najlepszym Ojcem. Piekło – radykalne zaprzeczenie nieba, chybienie celu istnienia i ostateczne zagubienie drogi miłości. Liturgia Słowa ostatnich niedziel roku liturgicznego kieruje nasze myśli w sposób szczególnie intensywny właśnie w stronę spraw ostatnich człowieka. Uświadamia nam tym samym ponownie powagę czasu, odpowiedzialność za czyny podejmowane w doczesności i ciężar oraz znaczenia trwania w postawie nawrócenia, w postawie czuwania i gotowości na przyjście Pana Młodego. Dla każdego człowieka koniec świata następuje wraz z jego biologiczną śmiercią. Świat, który z takim upodobaniem przejmuje i najczęściej deformuje apokaliptyczne wątki Ewangelii, lubuje się również w wyznaczaniu daty, albo raczej, ciągle zmieniających się dat, końca świata. Zazwyczaj mówimy, że Pan Jezus nie podaje nam konkretnej daty zakończenia doczesności, akcentując swoje apokaliptyczne nauczanie na zdecydowanym wezwaniu swych uczniów do czuwania, czyli do trwania w łasce uświęcającej. Przekornie jednak możemy powiedzieć, że Pan Jezus bardzo precyzyjnie określa koniec świata każdego człowieka, mówiąc: w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie ( Mt 24, 44). Ta chwila pod jednym względem jest pewna: będzie ona niespodziewana dla każdego człowieka… w chwili, której się nie domyślacie. Więc, również dlatego, stale czuwajcie!. Jak zauważyli teologowie, tzw. znaki zapowiadające koniec świata, fałszywi nauczyciele i prorocy, kataklizmy przyrody, wojny, prześladowanie uczniów wiernych Chrystusowi, występują właściwie w każdym ludzkim pokoleniu. Przesłanie zawarte w tym nauczaniu Chrystusa sprowadzałoby się więc również do uświadomienia nam, że czasy ostateczne już się rozpoczęły. Już teraz nastał czas, w którym należy czuwać. Teraz należy być gotowym na spotkanie z Bogiem… nie jutro, pojutrze, przy świętach, czy w godzinie śmierci. Dzisiaj należy słuchać, usłyszeć i wprowadzać w czyn Boże Słowo wzywające nas do nawrócenia[1]. Każdy z nas powinien dokonywać tego procesu, osobiście, porzucając zdecydowanie duchowe nastawienie tak charakterystyczne dla grzesznika, czyli uchylanie się od osobistego przyjęcia Słowa Bożego i ciągłe poszukiwanie kozła ofiarnego, na którego można by przerzucać winę swego grzechu. Można niemalże w nieskończoność zastanawiać się, w atmosferze pogłębiającego się niedowierzania i zadziwienia, nad tym, czy zatwardziały grzesznik rzeczywiście nie dostrzega swojej winy, czy tylko udaje, że jej nie widzi, zwalając odpowiedzialność za całe zło świata ciągle i zawsze na innych. Szczególnie absurdalnie i złowieszczo wygląda ten proces wtedy, gdy za opłakany stan określonej rzeczywistości on sam i jego zachowanie ponoszą w dużej mierze odpowiedzialność. Zachowuje się tak, jakby naprawdę nie rozumiał, albo wcale nie chciał zrozumieć, zarówno swej postawy – winy, jak i jej społecznych konsekwencji. Szuka odpowiedzialnych za problemy zawsze wśród innych, zamykając jakby z założenia oczy na te zjawiska, które sam komplikuje, pogarsza i niszczy. Jego postawę można porównać do kogoś, kto tworzy struktury o charakterze anty – Bożym i anty – ludzkim, patologicznym, skierowanym na poniewieranie godności i wolności drugiego, po czym głęboko się dziwi, ufajmy, że szczerze, nad tym, że nie znajduje się zbyt wielu chętnych do włączania się w tego rodzaju struktury. Wtedy obwinia innych za taki stan i szuka rozwiązania przykrej sytuacji przez chaotyczne sięganie do wszelkich możliwych środków, oprócz jednego, tj. własnego nawrócenia, własnego zreformowania się, zmiany własnego postępowania. Dopóki trwa tego rodzaju nastawienie, właściwie można uznać sytuację za beznadziejną, pozbawioną jakichkolwiek perspektyw na prawdziwe wyjście ze stanu impasu, głębokiego zawodu, tłamszenia, oszustwa i fałszu, braku autentycznej miłości, rozgoryczenia, niezadowolenia i duchowej pustki. Gdy jednak pozwalamy Bogu, poprzez podjęcie trudu nawrócenia i trwanie w łasce uświęcającej, zamieszkiwać w nas, wtedy nie tylko stajemy się bardziej wrażliwi na straszne znaki końca czasu, ale zostajemy również uzdolnieni do uważniejszego dostrzegania i odczytywania tych znaków doczesności, które bezustannie przypominają nam o niezmierzonej miłości oraz nieustającej życzliwości naszego Ojca w niebie[2].
3. Całoroczny cykl pieśni kościelnych stanowi, muzycznie uobecniany, katechizm – całościowy zbiór prawd wiary sformułowany w pięknych i poruszających frazach. Poprzestawanie na włączaniu w liturgię początkowych strof pieśni można więc porównać do czytania w kółko tylko tytułu jakiejś książki, bez zadawania sobie trudu, by zapoznać się choćby z tytułami jej kolejnych rozdziałów. Konsekwencje takiej, ze wszech miar nagannej i bluźnierczej, postawy dla życia i wiary chrześcijan są doprawdy zatrważające i opłakane. Czy nie można łączyć, przynajmniej w jakiejś mierze, niemal zupełnego braku wykonywania końcowych zwrotek pieśni kościelnych, w których zazwyczaj zawarta została prośba o szczęśliwą śmierć i życie wieczne[3], ze współczesnym, praktycznym zaćmieniem eschatologii i zanikaniem takich praktyk jak sprowadzanie kapłana do osób chorych i umierających?
[1] „Poruszające jest dzisiejsze Słowo Boże. Obraz z księgi Proroka Malachiasza mówi o nadejściu Dnia, palącego jak piec, który wypali wszystkich wyrządzających krzywdę, jakby byli słomą, zaś dla tych, którzy czczą Imię Pana, wzejdzie słońce sprawiedliwości. Każde pokolenie wsłuchuje się w te słowa i próbuje odnosić je także do swoich czasów. Jest to naturalne zadanie ucznia Chrystusowego – pozostawać wsłuchanym w Słowo Pana”. A. Dzięga. Słowo pasterskie na XXXIII Niedziele Zwykłą 18 XI 2007 roku. KDS 100 ( 2007) s. 816.
[2] „What a lovely thing a rose is! […] Our highest assurance of the goodness of Providence seems to me to rest in the flowers. All other things, our powers, our desires, our food, are all really necessary for our existence in the first instance. But this rose in an extra. Its smell and its color are an embellishment of life, not a condition of it. It is only goodness which gives extras, and so I say again that we have much to hope from the flowers”. „Jak śliczną rzeczą jest róża! […] Nasza największa pewność odnośnie dobroci Opatrzności wydaje mi się spoczywać na kwiatach. Wszystkie inne rzeczy, nasze zdolności, nasze pragnienia, pożywienie, są w pierwszym rzędzie koniecznością dla naszego przetrwania. Ale róża jest czymś więcej. Jej zapach i kolor są ozdobą życia, nie tegoż warunkiem. Jedynie dobroć daje więcej; więc powtarzam: możemy mieć wiele nadziei płynącej z kwiatów”. A. C. Doyle. The Adventure of The Naval Treaty. In: The Original Illustrated Sherlock Holmes. New Jersey. Brak daty wydania; reprint p. 313. ( Tłumaczenie: ks. J. Bisztyga).
[3] „Ach, mój Jezu, gdy czas przyjdzie, że już umierać trzeba, wspomnij na swa gorzką Mękę, nie chciej zawierać nieba. Gdyś jest Sędzią postawiony nad żywymi, zmarłymi, zmiłujże się nad duszami, w czyśćcu zostającymi. Wieczny pokój daj im, Panie, w niebie odpoczywanie, w niebie odpoczywanie”. ( Pieśń: Ach, mój Jezu, jak Ty klęczysz).
2. Ciebie na pomoc błędny żeglarz wzywa,
Spojrzyj po jakiem strasznem morzu pływa:
Jedni rozbici na dnie morskiem giną,
Drudzy do Ciebie po ratunek płyną.
3. Szczęśliwi, którzy ominęli skały,
A przepłynąwszy pełne zdrady wały,
Na brzeg bezpiecznie zdrowie swe unoszą,
I padłszy na twarz dzięki Ci zanoszą.
4. Noc mnie obeszła, biją zewsząd trwogi,
Już nie wiem jakiej mam się trzymać drogi:
Lecz gdy Twe spuścisz na mą łódź promienie,
Świecić mi będą nawet nocne cienie.
5. O jaka ufność w mem się sercu rodzi,
Że Cię zwać Matką, zwać synem się godzi:
Na srogich gniewach fal morskich popłynę,
Pewien Twej łaski, wśród zguby nie zginę.